To nie miało prawa się stać. A jednak... Policja zatrzymała fizjoterapeutę współpracującego z kliniką "Budzik", w której przebywają dzieci w śpiączce. Artur W. usłyszał m.in. zarzut – jak to określa prokuratura – doprowadzania osoby do poddania się innej czynności seksualnej poprzez wykorzystanie jej bezradności.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Mężczyzna wpadł, bo dziewczynka, która dowiedziała się, że będzie miała całą serię sesji terapeutycznych z panem Arturem, wpadła w panikę. Reakcja dziecka zaniepokoiła ojca, wezwano policję, a ta odwiedziła fizjoterapeutę w jego mieszkaniu. Tam znaleziono materiały pedofilskie i to było podstawą do postawienia zarzutów i aresztowania (piszemy o tym tutaj).
Całą sytuacją wstrząśnięta jest Ewa Błaszczyk – aktorka, mama Oli Janczarskiej, która jest w śpiączce, szefowa Fundacji "Akogo?", która wybudowała "Budzik", czyli pierwszą w Polsce klinikę dla dzieci w śpiączce, po najcięższych urazach mózgu. Klinika to wspaniałe i niezwykle potrzebne miejsce. Działa blisko 4 lata przy Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, w tym czasie wybudzono w niej 33 dzieci. I o tym nie można zapominać, mimo tego, co wyszło na jaw teraz. Ewa Błaszczyk w rozmowie z nami przyznaje, że bardzo jest jej przykro z powodu tego, co się stało.
Nikt w "Budziku" nie zauważył niczego niepokojącego wcześniej? Informacja od taty dziewczynki, która wpadła w panikę, to był pierwszy taki sygnał?
Nie, żadnych problemów nikt wcześniej nie zgłaszał. Z naszej strony wyglądało to tak, że gdy tylko otrzymaliśmy od rodzica niepokojący sygnał, to natychmiast, wręcz z prędkością światła, zgłosiliśmy to policji. Od tego momentu do teraz wszyscy musieli być w tej sprawie cicho, żeby nie zostały sprzątnięte jakieś dowody.
Teraz, już po zatrzymaniu Artura W., wciąż zbierane są dowody. Policja przesłuchuje rodziców?
Tak, policjanci rozmawiają z rodzicami dzieci, które miały kontakt z tym fizjoterapeutą. "Budzik" w pełnym zakresie współpracuje z policją. Wszystko trzeba sprawdzić bardzo, bardzo dokładnie. Nam też na tym bardzo zależy. Jednocześnie z drugiej strony wiem, że nie można osądzić człowieka bez wyroku.
On był pracownikiem "Budzika"?
Współpracownikiem. Od kiedy? O roku na pewno.
A dziewczynka, która wpadła w panikę, gdy dowiedziała się, że czeka ją seria spotkań z tym panem – nie była w całkowitej śpiączce, prawda?
Ona była w takim minimalnym kontakcie. A bliscy, którzy są z dziećmi na co dzień, zauważają każdą najdrobniejszą zmianę i dostrzegają, gdy dzieje się coś niepokojącego. Na szczęście u nas jest tak, że rodzice mieszkają w "Budziku", są przy swoich dzieciach niemal non stop i dlatego jesteśmy w stanie szybko zareagować.
Próbuję się postawić w Pani sytuacji, w sytuacji dyrekcji Kliniki i zastanawiam się – czy jest jakiś sposób, aby wykryć, czy nowo zatrudniany do pracy z dziećmi nie ma takich skłonności, że może je wykorzystać seksualnie. Całkiem niedawno niemieccy naukowcy dowodzili, że skłonności pedofilskie da się wykryć badaniem rezonansem magnetycznym, ale wciąż nikt nigdzie nie stosuje takich metod np. przyjmując do pracy nauczyciela...
Bo to jest rzeczywiście problem dużo szerszy. Oczywiście, że trzeba być bardzo czujnym przyjmując człowieka do pracy z dziećmi, szczególnie z dziećmi w śpiączce, ale nie sposób sprawdzić wszystkiego.
Mamy monitoring, ale nie wszędzie – przede wszystkim tam, gdzie leżą dzieci w najcięższym stanie.
Jasne, że taki człowiek przed pracodawcą zrobi wszystko, aby te skłonności ukryć.
Jest słynna książka Martina Pistoriusa "Chłopiec Duch" (obywatel RPA, był w śpiączce przez kilkanaście lat), w której on opisuje, że był już zupełnie świadomy, ale jednocześnie bezsilny, gdy był wykorzystywany seksualnie w ośrodku, w którym przebywał. A to był bardzo dobry, szanowany ośrodek.
Niestety, nie da się przed wszystkim ustrzec. Oczywiście – potrzebna jest czujność, czujność i jeszcze raz czujność. No i obserwacja – i tego dziecka, i personelu.
Jest mi bardzo przykro, że to się stało. Przecież sama mam córkę w śpiączce. Też często zostawiam ją pod opieką innych. I też nie mam niestety żadnej pewności, co się wtedy dzieje. Ola mi nie powie.