Na Podlasiu dzik stał się wrogiem numer jeden.
Na Podlasiu dzik stał się wrogiem numer jeden. Fot. Artur Kubasik / Agencja Gazeta

Wystosowałem pismo do pani premier o powołanie specjalnego zespołu ds. walki z dzikami. Proponuję, by wykorzystać Wojska Obrony Terytorialnej i w kilku województwach zredukować do zera populację dzików – oświadczył Marian Tomkowicz, wiceprzewodniczący Rady Powiatu w Białej Podlaskiej.

REKLAMA
Od takich mądrości chłopskiego rozumu opadają ręce. Do zera to znaczy, że wystrzelane mają zostać wszystkie dziki we wschodniej Polsce. Na czym polega dramat? Według ministerstwa rolnictwa, trwa właśnie trzecia fala rozprzestrzeniania się wirusa afrykańskiego pomoru świń (ASF). W gospodarstwach, w których pojawi się wirus wybijane są świnie, a to straty dla rolników (rolnicy dostają rekompensaty, ale i tak nie są zadowoleni). Wójt gminy Leśna Podlaska zatrudnił psychologa po tym jak jeden z gospodarzy dostał udaru po wiadomości, że inspekcja weterynaryjna uśmierci mu całą hodowlę.
Marek Sulima, rolnik z powiatu bialskiego
Wypowiedź dla Polskie Radio Lublin

Uważam, że populację dzika należy w tym obszarze zlikwidować. Bezwzględnie potrzebny jest odstrzał dzików. To nie są „święte krowy” Rozmawiamy z myśliwymi, którzy nie będą strzelać na taką skalę, jak jest nam potrzebna. Trzeba „wyzerować” nasz teren.

Stąd cała wściekłość, nerwy i frustracja rolników, o której donosi Polskie Radio Lublin i rolnicze portale. Już pisaliśmy, że za świńskim biznesem stoi aparat państwowy z chłopskim ministrem Krzysztofem Jurgielem, prywatny biznes i wielkie mięsne korporacje. Ekolodzy zajęci są protestami w sprawie wycinki Puszczy Białowieskiej. Dzik natomiast "ostał się sam". Rolnicze lobby wydało wyrok.
Do jego wykonania nie kwapi się część myśliwych. – Będziemy egzekutorami na zawołanie rolników, a potem na nas spadnie cała krytyka za zabijanie niewinnych zwierzątek – mówi anonimowo prezes koła łowieckiego spod Łomży. Oficjalnie tego nie powie, bo minister Jurgiel za krnąbrność grozi likwidacją Polskiego Związku Łowieckiego.
Roman, facebook Brać Łowiecka

Brak fachowców, którzy wypunktowaliby zagrożenia wewnątrz hodowli i łańcucha dostaw. Jeśli we wszystkich argumentach podawanych przez rolników wirus do trzody chlewnej trafia od dzika to oznacza że: rolnicy nielegalnie krzyżują świnie z dzikami lub używają zarażonej słomy i siana (do sprawdzenia w każdym przypadku), karmią paszą niewiadomego pochodzenia (do sprawdzenia), nielegalnie hodują świnie w lasach itd, itd. Czy jest ktoś w tym kraju, kto chce wskazać i upublicznić jak doszło do przeniesienia wirusa w konkretnym przypadku zarażenia stada?

Polski Związek Łowiecki twierdzi, że wykonuje wszystkie zaplanowane odstrzały, a myśliwi są dodatkowo zaangażowani do zwalczania zagrożeń ASF. Członkowie izb rolniczych już oficjalnie żądają interwencji wojska albo dostępu do broni. Ostatnia nadzieja dzików to rozsądek Antoniego Macierewicza.
To prawda, że dziki są nosicielami wirusa, który wraz z dzikimi zwierzętami przeniośł się z Białorusi. Wskazując winowajcę nikt jakoś nie wyjaśnia jakim cudem wirus przedostaje się z leśnych zwierząt do zamkniętych ogrodzonych gospodarstw i chlewni.
Jak wynika z poradnika ministerstwa rolnictwa, sprawa jest prosta: wystarczy nie wpuszczać przypadkowych osób do gospodarstwa. Chronić dostęp do hodowli matami dezynfekującymi, stosować pasze z pewnego źródła. Według eksperta ministerstwa rolnictwa, "bioasekuracja jest bardzo prosta". Przynosi efekty o ile się ją rygorystycznie stosuje.