
Obóz harcerski to specyficzne forma odpoczynku. Kto przeżył ten wie. Rodzic musi liczyć się z tym, że jego pociecha wróci z siniakami, czy podrapaniami. Może być podziębione od chłodnych nocy w namiocie. Z reguły na obozie nie ma zasięgu. Dziecko nie poskarży się na brak pizzy na obiad. No i jego komendant nie siedzi z nosem w tablecie, aby sprawdzić czy nadchodzi burza. Co wcale nie znaczy, że harcerze lekceważą bezpieczeństwo. – Trzeba sprostać tylu wymogom, a przy okazji przejść kilka kontroli, że nie wierzę, aby były jakieś uchybienia w tym zakresie w Suszku – uważa Elżbieta Fabińska, komendantka ZHP z Grudziądza. Jej obozowisko też zostało zniszczone.
Czy można było uniknąć tej tragedii – to w ostatnich dniach najczęściej powtarzane pytanie? Zygmański niedawno wrócił z okolicznych lasów. Rozwodził pilarzy, którzy usuwali powalone drzewa. – Z perspektywy szyby samochodu nie widać rozmiarów kataklizmu, ale wystarczy wejść trochę głębiej do lasu, aby ujrzeć księżycowy krajobraz. Nawet stalowe konstrukcje słupów energetycznych zostały połamane, poskręcane – opowiada.
Obóz harcerski to też specyficzna forma wypoczynku młodych. Chodzi o to, żeby byli jak najbliżej natury. – Rodzice muszą liczyć się z tym, że dzieci wrócą z podartymi spodniami, czy siniakiem. Obóz to nie kurort – opowiada szef chojnickich harcerzy.
Na stronie ZHR trwa zbiórka pomocy dla mieszkańców okolicy Suszka. Chcą się odwdzięczyć, bo to oni pierwsi pospieszyli z pomocą, na tę profesjonalną i ewakuację poszkodowani musieli czekać. W tym momencie ZHR prowadzi 9 obozów. Przeprowadzono w nich kontrolę. – Nawet gdyby półgodziny przed tragedią skontrolowano obóz w Suszku, również nie byłoby żadnych uchybień – komentuje Barbara Sobieska rzecznik prasowy ZHR-u. Przyznaje, że służby poinformowały obóz o nadchodzącej burzy, ale nie o jej rozmiarach. O godz. 23 kadra zarządziła ewakuację i zawiadomili służby ratunkowe.
