
Jedni są oburzeni, inni dworują sobie z ministra Mariusza Błaszczaka, przypominając ocenę, jaką mu niegdyś wystawił były polityk PiS Ludwik Dorn. "Chodzący deficyt intelektualny" – powiedział o szefie MSWiA dawny "trzeci bliźniak" parę miesięcy temu, przy okazji dyskusji o organizacji Przystanku Woodstock. Tym razem minister Błaszczak naraził się tym, jak ocenił akcję po niedawnych nawałnicach.
REKLAMA
Szef MSWiA przyznał wieczorem w TVP Info, że "źle jest w województwie pomorskim", ale od razu wskazał winnego tej sytuacji: to "totalna opozycja".
Ocena ta jest i niesprawiedliwa, i kuriozalna – choćby w świetle uzyskanych przez nas dowodów, że samorządy na Pomorzu zwracały się do wojewody o pomoc, z jej wysłaniem jednak zwlekano. Zaś gdy wojsko przyjechało w końcu do Rytla, to początkowo pracowało tak, aby przede wszystkim pokazać się VIP-om z kolumny rządowej (relację wolontariusza, który był w Rytlu, można znaleźć tutaj). Dlaczego żołnierze przyjechali po paru dniach od nawałnicy? Bo dopiero po paru dniach zareagował wojewoda w Gdańsku. Tłumaczył przy tym, że wojsko nie jest od "zamiatania liści".
Jednak zgodnie z linią partii rządzącej – po jej stronie winnych żadnych nie ma. Jeśli coś idzie nie tak, to tylko opozycja ponosi za to odpowiedzialność – wytłumaczył widzom Telewizji Polskiej minister Mariusz Błaszczak. A na Twitterze zawrzało. "Błaszczak to stan umysłu" – padło w jednym z komentarzy.
Ostro na zarzut szefa MSWiA odpowiedział przedstawiciel "totalnej opozycji", poseł PO Sławomir Neumann, zadając pytanie dość niewybredne.
