
Były polityk PO sympatyzujący później z PiS-em domagał się przed sądem kwoty pół miliona złotych. Jego żona mówiła, że to i tak za mało – przekonywała, że należy się nawet milion. Skończyło się na kwocie o wiele niższej. Jan Rokita, zgodnie z wyrokiem krakowskiego Sądu Okręgowego, ma otrzymać 120 tys. zł za krzywdy doznane w stanie wojennym.
REKLAMA
Kilka lat temu politykowi zasądzono kwotę 25 tys. zł, ale uznał on, że to za mało. O wiele za mało. Postanowił na drodze sądowej zawalczyć o ponad 500 tys. zł. Nelly Rokita mówiła wówczas, że to i tak skromne oczekiwania. Jej zdaniem mężowi należy się okrągły milion. – Mój mąż wiele wycierpiał i należą mu się te pieniądze – tłumaczyła wówczas była posłanka PiS. Sąd jej zdania nie podzielił.
Krakowski Sąd Okręgowy potwierdził, iż Janowi Rokicie przysługuje zadośćuczynienie i odszkodowanie. Jak pisze "Super Express", sąd jednak przyznał kwotę o wiele niższą niż ta wymieniona w pozwie – 120 tys. zł. Jan R. na początku lat 80. był przewodniczącym Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Uniwersytecie Jagiellońskim, a w stanie wojennym na pół roku trafił do ośrodka internowania. Był przetrzymywany m.in. w piwnicy bez okien i poddawany całonocnym przesłuchaniom. Ani Rokity, ani jego pełnomocnika nie było przy ogłoszeniu wyroku, nie wiadomo więc, jaka jest reakcja jednego z byłych liderów PO.
Jan Rokita z PO odszedł, gdy jego żona postanowiła wystartować w wyborach parlamentarnych z list PiS-u. Od tego czasu wielokrotnie krytykował Platformę, ale po nastaniu "dobrej zmiany" nie szczędził też cierpkich słów partii prezesa Kaczyńskiego. Nelli Rokita zaś, choć posłanką już nie jest, PiS-owi pozostaje wierna. W intencji zwycięstwa Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich poszła na pielgrzymkę do Santiago de Compostela.
źródło: se.pl
