
To zjawisko powinno się rozpatrywać w kategoriach instynktu samozachowawczego. Bo lekcja z historii jest tak jednoznaczna, iż nie powinno to podlegać jakiejkolwiek dyskusji. A jednak, choć nie mieści się to w głowie, na polskiej prawicy znalazło się całkiem sporo osób, które ucieszyły się z dobrego wyniku partii, której jednym z głównych haseł jest gloryfikacja nazistowskich żołnierzy.
Przede wszystkim, dobry wynik AfD oznacza - być może - początek prawdziwej demokracji u naszych zachodnich sąsiadów. To przecież wyłom w systemie, w którym partie prawicowe i lewicowe różniło jedynie to, czy należy przyjąć milion imigrantów z Bliskiego Wschodu, czy też więcej. To również wyłom w systemie medialnym, który sprowadzał się do wspólnego potępiania "reakcjonistów" i "ksenofobów" - często po prostu obrońców normalności, rodziny, chrześcijaństwa. Czytaj więcej
Skojarzenie w tym momencie nasuwa się samo – NSDAP w 1930 r. do Reichstagu też dostała się, wykorzystując mechanizmy demokracji. I też stosowano podobne techniki – wskazywania wroga (rzeczywistego czy wyimaginowanego – to już inna bajka), demaskowania winnych kryzysu (wśród których, oprócz oczywiście Żydów, byli tak jak i teraz lewica, liberałowie i socjaldemokraci) i snucie wizji "Wielkich Niemiec". Dowód?
Nic nie pójdzie szybko, ale walka nie może skończyć się na moim pokoleniu. A wiatr zmian wieje w Europie tak, że może od 1945 roku nie było większej nadziei na to, że Niemcy kiedyś wrócą do odebranych nam miast.
I to antyislamskie podejście Alternatywy dla Niemiec do tego problemu sprawia, że na polskiej prawicy tak wiele osób przyklasnęło sukcesowi AfD. Działacze Młodzieży Wszechpolskiej i Obozu Narodowo-Radykalnego z satysfakcją odnotowują, że dobry wynik Alternatywy może w Niemczech "powstrzymać pęd ku zagładzie Europy". Zaznaczają przy tym, że nie ma mowy o powiązaniach AfD z NSDAP.
Dr hab. Rafał Pankowski, socjolog, wykładowca Collegium Civitas i współzałożyciel antyrasistowskiego Stowarzyszenia "Nigdy Więcej", nie ma wątpliwości, że dostrzeganie plusów w sukcesie AfD jest co najmniej nie na miejscu.
Lider AfD mówi, że Niemcy powinni być dumni z udziału w obu wojnach światowych. To szokująca opinia z punktu widzenia polskiej historii, polskiego patriotyzmu i pamięci o zbrodniach hitlerowskich w Polsce. Tym bardziej dziwi sympatia dla takiej formacji wśród części polskiego spectrum prawicowego, której islamofobia i wrogość wobec uchodźców przesłania oczy i likwiduje bariery moralne.
AfD to nie jest partia, która chce cokolwiek budować. Ona chce burzyć istniejący porządek. NSDAP też chciała burzyć ład międzynarodowy zaprowadzony po I wojnie światowej.
– Na szczęście, choć jest to sukces AfD, to jest to tylko częściowe zwycięstwo. Alternatywa dla Niemiec nie ma bowiem obecnie szans na dojście do władzy, bo wszystkie siły wykluczyły jakąkolwiek współpracę z tym ugrupowaniem – przyznaje ekspert. Ale zwraca uwagę, że początkowo NSDAP, gdy wywalczyła mandaty w Reichstagu, też nie miała szans na rządzenie, a po latach sytuacja się zmieniła. – Nie można uspokajać się tym, że AfD pozostanie w opozycji. Wolność, demokracja, prawa człowieka, pokój - nic nie jest gwarantowane, wszystko może zostać zburzone – przestrzega prof. Kostrzewa - Zorbas. Zastrzega przy tym, że AfD nie jest nową NSDAP. – Jej program jest dużo bardziej wstrzemięźliwy – podkreśla. Ale podobieństwa są. Bardzo wyraźne.
– AfD zagospodarowało, podobnie jak PiS i Kukiz’15 w Polsce, potrzebę "powstania z kolan". Najwyraźniej wielu Niemców ma dość polityki winy za nazizm. I oto otrzymali gotową narrację tych, którzy gloryfikują Wehrmacht i kwestionują winę nazistów. Robią dokładnie to samo, co Hitler dochodząc do władzy – komentuje Dulkowski.
AfD wykorzystała w swojej kampanii znany mechanizm konsolidacji elektoratu wobec wspólnego wroga. Czy pobierali nauki z wygranej PiS w Polsce, czy z doświadczeń polityki NSDAP? W latach 30. Żydzi byli wrogiem, przed którym trzeba było "chronić" aryjską "rasę panów", teraz takim straszakiem są imigranci.
