Jest prawnikiem, chciał być prezydentem i pomagać ludziom, a koniec końców ma długi i sam potrzebuje pomocy. Występuje w roli eksperta w TVP Info i innych prawicowych mediach, gdzie zabiera głos... w zasadzie na każdy temat. Ostatnia wypowiedź Romana Sklepowicza o "ruchaniu" to tylko jeden fragment barwnej układanki.
Przypomnijmy: Roman Sklepowicz jest na ustach całej Polski. Takiej "reklamy", jaką sobie zrobił w ostatnich dniach, nie miał nawet w 2010 roku, kiedy chciał zostać "prezydentem zwykłych ludzi". – Ładne laski idą na dyskotekę, a brzydkie, których nikt nie chce bzykać, to idą na demonstracje – mówił w internetowej telewizji "wRealu24" kilka dni temu. Prawnik wypowiadał się w ten sposób o strajkujących w ramach "czarnego wtorku" kobietach. Jak stwierdził, sam stał i oceniał, którą z nich by "bzyknął". – I mówię: ta? O Jezus, o Boże. Tak stałem i myślałem i doszedłem do wniosku: kto to rucha? Doszedłem do wniosku, że nikt. I dlatego idą w tej manifestacji – kontynuował.
Koniec końców Sklepowicz za ten komentarz musiał przeprosić. Zamieścił na Facebooku status, w którym nazwał swoją wypowiedź idiotyczną i nieprzemyślaną. Tłumaczył, że chciał być zabawny. Przepraszał także wszystkich urażonych. "M iałem głupi dzień" – zakończył Sklepowicz.
Przeprosiny oczywiście nic nie dały. Prawnik jest obecnie grillowany w sieci przez wściekłych internautów, wyciągane są jego zdjęcia z przeszłości. I to nie takie zwykłe, bo z plaży, w kąpielówkach.
A jakie przy takim zdjęciu padają komentarze czy pytania? Łatwo się domyślić:
Plamy w życiorysie
Wpadka wręcz zaskakująca, ponieważ Sklepowicz jest obyty z mediami. To dyżurny komentator wspomnianej już telewizji internetowej "wRealu24", zjawiał się także w TVP Info – jako ekspert od sądownictwa. Regularnie i od lat pojawia się także w programie "Sprawa dla reportera" Elżbiety Jaworowicz.
Jego aktywność w mediach publicznych nieco jednak przygasła, ale nie stało się tak z przypadku. Sklepowicz ma niewygodną przeszłość. Człowiek, który nie kryje swoich prawicowych poglądów, który jako prawnik w swojej pracy teoretycznie chce pomagać ludziom, który chciał zostać prezydentem, w czasach PRL był… funkcjonariuszem aparatu bezpieczeństwa.
Wychwycił to dopiero kilka miesięcy temu pracownik IPN Przemysław Gasztold. Wzburzyło to innego znanego piewcę "dobrej zmiany" – lustratora Lecha Wałęsy i historyka Sławomira Cenckiewicza. "Jak tu nie kochać polskiej prawicy, skoro oficer WSW występuje jako autorytet” – nabijał się na Twitterze, po czym pisał jeszcze: "Kochani dziennikarze! Zanim zaprosicie kogoś w aurze autorytetu do TV i radia, to wpiszcie nazwisko w katalogi IPN" – dodał.
I rzeczywiście: Sklepowicz figuruje na stronach IPN. Konkretnie pracował we wrocławskiej Wojskowej Służbie Wewnętrznej.
Zaczął w 1976 roku jako dowódca plutonu i jednocześnie komendant ochrony, skończył jako dyżurny operacyjny w stopniu kapitana. Innymi słowy – idealny materiał do objęcia ustawą dezubekizacyjną rozgościł się w TVP Info. On sam o tamtych czasach mówi niechętnie. 11 lat temu w rozmowie z dziennikarzem Polskiego Radia powiedział jednak nieco więcej. Wyjawił, że do 1984 roku był kapitanem I Departamentu MSW, który zajmował się m.in. wywiadem politycznym, ekonomiczno-technicznym czy dywersją.
Chciał pomagać ludziom, sam potrzebuje pomocy
Taka przeszłość nie stanowiła jednak dla Sklepowicza żadnej przeszkody, żeby już w III RP zrobić coś na kształt... kariery. Zabrał się za nią jak typowy oficer PRL-owskich służb. Czyli gruntownie przygotował się na zmiany, kiedy jeszcze miał taką możliwość.
Jak pisał "Newsweek", po 1984 roku był agentem w Szwecji, potem trafił do Singapuru, a następnie Kazachstanu. Po powrocie do Polski w 1989 roku z pieniędzmi w ręku próbował dorobić się na szybkiej transformacji gospodarczej.
Jednak chęć szybkiego wzbogacenia zakończyła się dla niego fatalnie, a niektórzy mogą go kojarzyć jako ofiarę banków – przynajmniej on taką wersję zdarzeń rozpropagował na przełomie wieków. Wszystko zaczęło się w 1997 roku, kiedy dostał w WBK blisko 4 mln zł marek kredytu na budowę centrum biurowo-handlowego z hotelem w Poznaniu, Pasażu 222. W 1998 roku obiekt był już gotowy, ale Sklepowicz nie spłacał kredytu. Kolejny rok później bank zajął więc obiekt i konta firmy.
Co ciekawe, losy budynku, który wiele lat temu został zajęty przez bank, właśnie się rozstrzygają. Obiekt chce bowiem sprzedać komornik, a licytację zaplanowano na 11 października. Czyli za kilka dni. Sklepowicz oczywiście przez wiele lat nie mógł przeżyć sprawy. Jeszcze w 2010 roku mówił "Kurierowi Porannemu" w Poznaniu: – Lawina ruszyła, a my zostaliśmy zmiażdżeni przez system bankowy, firmy windykacyjne i komorników. Nagle okazało się, że nie tylko jesteśmy bankrutami, ale i ludźmi wyjętymi spod prawa.
Zapewne pod wpływem tych wydarzeń założył bowiem Stowarzyszenie Pokrzywdzonych przez System Bankowy i Prawny. Zrobił to razem z grupką innych poszkodowanych – rzekomo – przez banki, bo jak twierdził, bank przy przyznawaniu kredytu oszukał go. Na swoim blogu tłumaczy, że jego celem jest pomoc ludziom. "Mieszkam w Poznaniu, ale cały wolny czas spędzam na rozmowach telefonicznych i podróżach po całej Polsce do ludzi potrzebujących rady, pomocy a czasem tylko zwykłego wysłuchania" – pisze sam o sobie.
Ale sukcesów w pomaganiu ludziom na stronie Sklepowicza nie widać. Są za to częste wrzutki dotyczące jego wizyt w studiu "wRealu24". Czyli tam, gdzie ostatnio się skompromitował. I co tak kontrastuje z jego eksponowaną religijnością:
Niespełniony polityk
Jako były oficer służb Sklepowicz zbliżył się także do świata polityki. Z początku nawet z sukcesami. Współpracę z nim chwalił sobie na łamach "Newsweeka" choćby Waldemar Nowakowski, wiceszef komisji z ramienia Samoobrony. – Pan Roman Sklepowicz jest osobą, z którą często się spotykam, bo ma bardzo szeroką wiedzę na temat działalności banków. Jego rola w pracach komisji jest duża, on inspiruje pewne sprawy, które należy sprawdzić – mówił.
Z perspektywy czasu trudno zrozumieć, jak osoba, która nie spłacała bankowego kredytu, mogła się przydać ze swoją wiedzą na temat działalności banków. Ale taka była specyfika tamtych realiów politycznych. Ale chwalili go i inni, choćby Artur Zawisza.
Wejście w świat polityki sprawiło jednak, że Sklepowicz zagrał "all in". W 2010 roku po katastrofie smoleńskiej zapragnął zostać prezydentem. – W Polsce więcej jest osób cierpiących niż szczęśliwych. Chcę być prezydentem zwykłych ludzi i jeśli wygram wybory, to w każdym województwie i większym mieście otworzę swoją delegaturę. Zrobię to, by wyborcy mieli do mnie łatwiejszy dostęp. Armia urzędników nie jest mi potrzebna – mówił wtedy.
Za dużo z tego nie wyszło – jego komitet nie zebrał nawet stu tysięcy głosów poparcia pod swoją kandydaturą. Państwowa Komisja Wyborcza nie miała więc wyjścia i skreśliła go z listy kandydatów. Wyborców nie przekonał do siebie nawet tymi pięknymi słowami: – Lubię wszystkich ludzi, bez względu na ich pochodzenie czy kolor skóry.
Jakoś to tak dziwnie kontrastuje z jego ostatnimi wypowiedziami.
Roman Sklepowicz nie chciał z nami rozmawiać, ponieważ przebywa za granicą. Poza tym, jak dodał, na razie media się nad nim "pastwią", więc prosi o kilka dni spokoju.