Czy jest na sali tłumacz? Jarosław Kaczyński znów powiedział coś, czym zadziwił wielu słuchaczy. Tym razem chodzi o raczej rzadko używane słowo "skomprymować". Na zdjęciu prezes PiS na konwencji Solidarnej Polski.
Czy jest na sali tłumacz? Jarosław Kaczyński znów powiedział coś, czym zadziwił wielu słuchaczy. Tym razem chodzi o raczej rzadko używane słowo "skomprymować". Na zdjęciu prezes PiS na konwencji Solidarnej Polski. Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeya
Reklama.
Skonfundowani skomprymowaniem
Prezes PiS przemówił na konwencji Solidarnej Polski jako gość honorowy, nie szczędząc ciepłych słów szefowi tego ugrupowania Zbigniewowi Ziobrze. W swoim wystąpieniu nakreślił plan dla Polski. Dwukrotnie oświadczył, że chce budować "państwo skomprymowane". Skonfundowanych owym skomprymowaniem było wielu. Jedni w poszukiwaniu wyjaśnienia postanowili wykorzystać koło ratunkowe i o pomoc poprosić internautów.
Inni woleli sami sprawdzić w słowniku.
A w słowniku PWN wyjaśnienie zdaje się wyjaśniać niewiele. Czytamy tam bowiem, iż skomprymować oznacza "skrócić tekst". Słowo to zatem odnosiło się to tekstu. Ale do państwa?
Skomprymowana metafora
Zwróciliśmy się zatem o pomoc do językoznawcy. Prof. Jerzy Bralczyk zapewnił, że słowo "skomprymowane" zostało tu użyte poprawnie. Choć nie należy tego związku frazeologicznego rozumieć dosłownie, lecz jako metaforę. – "Skomprymowany" oznacza także "skoncentrowany, zwarty", więc takie określenie państwa jest dopuszczalne – wyjaśnił ekspert.
To nie pierwszy raz, gdy prosty lud, aby zrozumieć co mówi Jarosław Kaczyński, musi sięgać do słowników i prosić o pomoc ekspertów. "Lumpenliberalizm", "imposybilizm", "hiperoportunizm" a przy tym "oczywista oczywistość" – to tylko parę przykładów ze swoistego słownika prezesa PiS. I w sumie nie ma w tym nic złego – dzięki jego wystąpieniom społeczeństwo ma szanse dokształcić się. Zdarzało się też, że polityk używał jakiegoś rzadziej stosowanego określenia, po czym od razu spieszył z wyjaśnieniem, jakby podkreślając przy tym swoją intelektualną wyższość nad słuchaczami. Tak było w 2008 r., gdy na konferencji padło słowo "dyfamacja", po czym Jarosław Kaczyński dodał: "Jeśli państwo tego dzisiaj rzadko używanego słowa nie rozumieją, to powiem...".
Inni szatani
Z drugiej jednak strony, stosowanie takiego języka, który jest zrozumiały dla wąskiego grona odbiorców, czasem może prowadzić do poważnych nieporozumień. Tak było w 2007 r., gdy Jarosław Kaczyński skomentował trwające wówczas strajki pielęgniarek. "Inni szatani tam byli czynni" – powiedział ówczesny premier w odniesieniu do protestujących kobiet. Te zdążyły się obrazić, zanim ktoś z otoczenia PiS wyjaśnił, że Jarosław Kaczyński nie uznał pielęgniarek za diablice, lecz jedynie zacytował poezję. Był to bowiem fragment wiersza Kornela Ujejskiego "Chorał" nawiązującego do XIX-wiecznej rabacji galicyjskich chłopów. Kaczyńskiemu zaś chodziło o to, że pielęgniarki, niczym przed laty galicyjscy chłopi, były przez kogoś inspirowane, aby podjąć strajk.
Można zatem podziwiać Jarosława Kaczyńskiego za to, jak szeroki ma zasób słów i jak potrafi sypać cytatami. Widać, że nie wychował się na podwórku, że jest przedstawicielem żoliborskiej inteligencji. Jednak jak przy tym wytłumaczyć fakt, że Jarosław Kaczyński zamiast "wyłączać" – "wyłancza". I nawet poprawiany, oświadcza, że i tak "będzie mówił tak jak mówi".