To jedna z najtrudniejszych do rozwikłania i najbardziej makabrycznych zbrodni w historii polskiej kryminalistyki. Nawet specjaliści z FBI, którzy pomagali w śledztwie, byli zszokowani i rozkładali bezradnie ręce. W listopadzie 1998 roku z Wisły wyłowiono strój uszyty z ludzkiej skóry. Główny podejrzany został aresztowany dopiero... w zeszłym tygodniu.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Ofiarą była 23-letnia studentka z Krakowa, Katarzyna Z. Teraz dowiedzieliśmy się, że jej oprawcą mógł być Robert J. i wiele na to wskazuje... jednak wciąż brakuje twardych dowodów. Zaczyna się kolejny etap śledztwa. Jego wyniki mogą być zaskakujące. Podjąłem się próby przeanalizowania sprawy z czołowym polskim profilerem Janem Gołębiowskim. Zajmuje się "wchodzeniem w umysły" nieznanych sprawców przestępstw, by stworzyć portret psychologiczny potrzebny do zawężenia kręgu podejrzanych. Fascynuje się tą zbrodnią od samego początku i to za jej sprawą stał się profilerem.
Dlaczego dopiero teraz sprawca został zatrzymany? Były do tego przesłanki, pasował do profilu, był pod obserwacją policji od wielu lat.
Zatrzymanie człowieka nie jest problemem. Często ludzie narzekają w mediach, internecie, że policja kogoś nie zatrzymuje, że to dzieje się dopiero po iluś latach. Założyć podejrzanemu kajdanki i wsadzić na 48 godzin do aresztu to żadna sztuka. Gdy ktoś nie jest laikiem i patrzy praktycznie na śledztwo, to ma wizję długofalową, która kończy się procesem i wyrokiem sądu. Trzeba się do tego solidnie przygotować, by na koniec nie okazało się, że praca poszła na marne. Jeśli materiał dowodowy będzie niewystarczający, to sąd musi oskarżonego uniewinnić. Jeśli po procesie nie pojawią się jakieś nowe, rewolucyjne dowody jak np. znalezione zwłoki, to sprawa jest zamknięta i nie da się do niej wrócić.
Sprawa, która przejdzie przez sąd, ale okaże się, że brakuje DNA, są błędy procedularne albo ktoś ma dobrego adwokata i oskarżony zostanie uniewinniony, jest bardzo trudna do odkręcenia. Na apelację też jest mało czasu, więc jak prokurator jej nie złoży, to koniec. Dlatego czasem sprawę lepiej jest umorzyć na etapie śledztwa prokuratorskiego i prowadzić ją dalej przez tzw. „archiwum X”. Wtedy cały czas można wykonywać czynności śledcze. Tak było właśnie w tym przypadku. Policjanci i prokuratura przez 19 lat zbierali takie materiały, żeby teraz można było postawić zarzuty.
I jest wreszcie nakaz przeszukania mieszkania.
Z mediów możemy się dowiedzieć, że Robert J. został pierwszy raz zatrzymany przez policję w 2000 roku, ale w charakterze świadka. Na przeszukanie mieszkania musiałby więc wyrazić zgodę. Teraz dowiadujemy się, że już są tam kute ściany, kafelki i służby szukają śladów krwi lub DNA ofiary.
I co wtedy?
Z moich obserwacji wynika, że będzie to proces poszlakowy, ale może prowadzącym śledztwo coś jednak uda się – lub już się udało – znaleźć. Posługują się nowymi technikami, bo teraz wystarczy polizany kraniec szklanki do zebrania DNA, kiedyś potrzebne było całe „wiadro” materiałów. Pracuję teraz przy innej sprawie z 1989 roku. Wtedy nikt nie myślał o DNA, później ta sprawa wróciła i chodziło o sznurek, którym była duszona ofiara. Pół tego sznurka zostało zniszczone wtedy w czasie badań, bo taka była technologia. Teraz został znów wysłany do analizy i laboratorium daje szansę na wyciągnięcie nowych dowodów z resztek .
Ale i przestępcy mają nowe technologie. Złodzieje kradną wykorzystując nowinki techniczne. Czy tak też jest z mordercami?
Najczęstsze morderstwa są na libacjach alkoholowych, gdy ktoś kogoś zabił tym, czym miał pod ręką. Większość morderstw w Polsce jest nieplanowanych, dzieją się impulsywnie i pod wpływem alkoholu. Musimy pamiętać, że jeśli Robert J. planował zabójstwo, to dysponował wiedzą z końcówki lat 90-tych.
W książce "Mindhunter" napisanej przez najsłynniejszego profilera FBI Johna Douglasa jest coś, co mnie zastanowiło. Agent wspomina, że początkowo jego i pańska profesja była uważana za szarlataństwo i jasnowidztwo. W Polsce nadal jest podobnie i dlatego tak to długo trwało?
Nie chcę deprecjonować zasług pana Douglasa i jego kolegów po fachu, ale będąc teraz na emeryturze budują wokół siebie pewną mitologię. Zwłaszcza w tych książkach, które są wydawane na emeryturze. Oczywiście mam je wszystkie i można powiedzieć, że się na nich wychowałem. Odnośnie sprawy Katarzyny Z., to może dziwnie zabrzmieć z ust profilera, ale w tym przypadku profil psychologiczny nie jest kluczowy. Jest wykorzystywany i pomaga, ale nie dzięki niemu sprawa się rozwiązała.
Rozmawiałem o tym zabójstwie z byłym agentem FBI Markiem Safarikiem, który jest młodszym kolegą Douglasa i Resslera. Przy tej sprawie były prowadzone oczywiście konsultacje z FBI. Jednak pierwszy raz o "skórze z Wisły" rozmawiałem w 2000 roku z doktorem Maciejem Szaszkiewiczem z Instytutu Ekspertyz Sądowych. To był przełomowy moment w moim życiu, po którym zdecydowałem, że na pewno zajmę się zawodowo profilowaniem morderców. Byłem wtedy pod koniec studiów psychologicznych, a instytut był świeżo po wydaniu profilu psychologicznego zabójcy. Przez te wszystkie lata cały czas miałem tę sprawę "z tyłu głowy". Nie mogę się doczekać rozwikłania tajemnicy tego morderstwa.
W mediach piszą, że to było morderstwo ekwiwalentne, które ma zastępować stosunek seksualny torturami i morderstwem.
To chyba powiedział profesor Brunon Hołyst, na którego wykłady chodziłem. To na razie stawianie hipotez, bo nie znamy do końca powodu działania sprawcy. Wiele możemy tylko przypuszczać. Np. gdy są odcięte sutki, a ofiarą jest kobieta, to nasuwają się skojarzenia z motywacją seksualną. Wtedy rzeczywiście byłyby to tzw. czynności zastępcze. Cześć sprawców nie musi kopulować z ofiarą, tylko wystarczy, że ją pobiją lub zadźgają nożem.
Po czasach Kuby Rozpruwacza i psychoanalizie Freuda, mówiło się, że nóż symbolizuje fallusa, a dźganie nim, ruchy frykcyjne - ciężko z tym polemizować, bo jest to pewien konstrukt teoretyczny i może w czachach wiktoriańskich było w tym więcej prawdy niż dzisiaj. Są jednak różne dewiacje seksualne. Jednych podnieca widok krwi, innych drgawki przy duszeniu. "Pętlarz", czyli polski seryjny zabójca, miał żonę chorą na padaczkę. Podniecał się gdy żona miała ataki i podniecały go drgawki u ofiar, które dusił. Źródło satysfakcji seksualnej nie musi więc płynąć z „klasycznego” stosunku seksualnego.
W przypadku Roberta J. dowiadujemy się teraz z ust jego ojca, że on się leczył na schizofrenię. Jest teraz poddawany obserwacji psychiatrycznej. Znam przypadki, że ktoś miał w papierach wpisane "schizofrenia", ale schizofrenii nie miał. Psychiatra tak wpisał np. osobie z depresją, by miała większą refundację na leki. Tak naprawdę nie wiemy jeszcze, co jest z tym mężczyzną, ale dalej rozważając teoretycznie, może się okazać, że rzeczywiście miał epizod psychotyczny np. słyszał głosy. I teraz to, co nam się wydaje działaniem na tle seksualnym, wcale nie musiało takie być. Zakładanie skóry mogło być spowodowane urojoną ideologią lub tłem religijnym.
Miałem w szpitalu kilku pacjentów, gdzie byli z artykułu prawnego "przestępstwo seksualne", ale w rozmowie z nimi okazywało się, że w ich przestępstwie nie było tła seksualnego, bo oni nie czerpali z tego satysfakcji seksualnej. Ich percepcja była związana z treścią ich urojeń. Nie miały żadnego znaczenia seksualnego.
Daje to powód do zbadania również przez biegłego seksuologa odnośnie jego preferencji. Ogólnie osoby biseksualne czy homoseksualne nie popełniają takich przestępstw, nie skórują ludzi. Są mężczyźni, którzy dla zabawy przebierają się w damskie ubrania, tzw. cross-dressing. Być może niektórzy robią to z żonami. Jednak w całej gamie aktywności seksualnych może to być jeden z jej elementów. Musimy wiedzieć, czy był to eksperyment czy dewiacja, za sprawą której czerpie satysfakcję. W tym kontekście podejrzany, który ubiera damskie stroje, może też chcieć założyć skórę kobiety, by czuć się jak kobieta. A ze względu na na preferencje homoseksualne, Katarzyna mogła go nie podniecać.
Czyli nie samo zabójstwo ani skórowanie, a dopiero użycie jej ciała do swoich praktyk seksualnych mogło być powodem tej okrutnej zbrodni. To jednak hipotezy wyjściowe, które trzeba sprawdzić. Jest za dużo znaków zapytania.
A co z odwiedzaniem grobu ofiary? Robert J. to robił i to chyba popularna praktyka wśród morderców.
Zdarzają się oczywiście takie przypadki, ale jednak większość przestępców tego nie robi. Część tych seksualnych też idzie na groby, ale urosło to do kolejnego mitu. Pytanie tylko, czy nie poszedł tam dopiero wtedy, gdy został pierwszy raz zatrzymany przez policję.
Biegli będą mieć bardzo ciekawe zadanie, by ocenić stan jego poczytalności w czasie popełnienia przestępstwa. Będą więc musieli zrekonstruować jego stan psychiczny z listopada 1998 roku, czyli w okresie domniemanego zabójstwa. To, jak się teraz zachowuje, to informacja, która może niewiele zmienić w ocenie stanu psychicznego sprzed blisko 20 lat. Mógł być wtedy w pełni zdrowia psychicznego, a dopiero potem zachorować. Mógł być też ciężko chory, a do dzisiaj mógł wyzdrowieć. Co prawda z chorobami psychicznymi nie jest tak łatwo, ale są przypadki, że jak ktoś się dobrze leczy i dobrze na niego działają leki, to mógł się wyleczyć. Leki i psychiatria ciągle idą do przodu.
Sam znam ludzi, którzy nawet przez rok się zmienili i są zupełnie innymi osobami.
Dlatego ja bym dzisiaj szukał śladów tego, co się działo wtedy. Choroba psychiczna, jak każda choroba, często coś po sobie pozostawia. Jak każda choroba np. zmiany na płucach po zapaleniu płuc. Długotrwała schizofrenia też zmienia człowieka. Nazywamy to wypaleniem schizofrenicznym, człowiek się wyjaławia, staje się pusty emocjonalnie, nie ma zainteresowań, nic go nie cieszy, życie sprowadza się do tego, by coś zjeść, zapalić papierosa i tyle. Z drugiej strony pojawia się pytanie, jak ta cała historia wpłynęła na niego, gdy był w zainteresowaniu policji.
Nie wiem, czy pan słyszał historię o chorym psychicznie Thomasie Quicku ze Szwecji. Został skazany za napad na bank i zaczął się przyznawać do różnych niewyjaśnionych zabójstw na terenie Szwecji i Norwegii. Były procesy, zrobili z niego seryjnego mordercę, przypisano mu około 30 zabójstw. Jednak pewnemu dziennikarzowi śledczemu coś nie pasowało, nie zgadzało się z inną sprawą, którą opisywał. Zaczął się spotykać i rozmawiać z Quickiem i okazało się, że ten przyznawał się tylko do przestępstw, które widział w telewizji. Oglądał coś w stylu „997” z niewyjaśnionymi zabójstwami, odczekiwał pół roku i dzwonił na prokuraturę przyznając się do winy. Jak weszli w szczegóły wyjaśnień, to opowiadał tylko o rzeczach, które znał z mediów i nic poza tym.
Myślę sobie, że jeśli ktoś jest inwigilowany przez policję, to może popaść właśnie w taki obłęd. Trzeba się zastanowić, na ile zachowania Roberta J. są związane z samym śledztwem.
Kolejny aspekt, który łączy wielu morderców, a zwłaszcza tych seryjnych, to trudne dzieciństwo. Robert J. miał takie, jego rodzice się rozwiedli, czuł się niekochany przez matkę. Opisywałem "Bestię z Andów", która zamordowała przynajmniej 110 kobiet i również miała trudne, choć o wiele gorsze dzieciństwo.
To prawda, że w biografii wielu przestępców są elementy, które można potocznie nazwać "trudnym dzieciństwem". Wielu specjalistów mówi, że jakby wyciągnąć z niego niektóre elementy, to ci sprawcy nie staliby się tym, kim się stali. Kontrargumenty są takie, że bardzo dużo ludzi miało niełatwo w dzieciństwie, a jednak nie zostali mordercami. Są też zwolennicy szukania przesłanek w genach i budowie mózgu. Niedawno czytałem książkę "Mózg psychopaty" Jamesa Fallona z nowymi badaniami, związanymi z neuroobrazowaniem. Też mówią, że oprócz predyspozycji genetycznych, są jeszcze środowiskowe, jeśli wszystko się zbierze, to rzeczywiście może się coś takiego zdarzyć.
Krótko mówiąc: z tym też nie ma reguły, bo mózg człowieka to nadal wielka zagadka?
Niestety, wszystko jest tak skomplikowane i ma tak wiele odcieni szarości, że dla laika to się wydaje niedoskonałe, ale życie jest bardzo złożone.
Są też odniesienia do filmu "Milczenie owiec". Słynne dzieło miało premierę telewizją akurat w 1998 roku, a podejrzany wyciął podobne znaki na skórze ofiary. Czy filmy faktycznie mają wpływ na umysł morderców, a takie seriale jak "Mindhunter", który właśnie wyprodukował Netflix sprawiają, że na świecie grasuje więcej "potworów"?
Ewidentnie wszystko, co się dzieje w otoczeniu i popkulturze, ma wpływ na ludzi. Przestępcy inspirowali się różnymi rzeczami np. Biblią czy tak jak Kajetan P. - również postacią Hannibala. Podobno J. lubił "Milczenie owiec". Powiem szczerze, że też lubię, ale bardziej podobał mi się "Czerwony smok". To też była książka przełomowa w moim życiu. Przeczytałem ją mając 14 lat i wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że chciałbym zostać profilerem i jak ten agent FBI wchodzić w umysły sprawców.
...a nie stać się seryjnym mordercą.
Widocznie bardziej się zidentyfikowałem z Willem Grahamem, a nie z samym Hannibalem Lecterem czy inny przestępcą. Więc w pewnym sensie też się zainspirowałem popkulturą. To się odbija na nas wszystkich.
Rzeczywiście, jak się porówna skórę, którą wyciął morderca z Krakowa i zestawi z ostatnią sceną z "Milczenia owiec", to podobieństwo jest uderzające. W filmie widzimy szyjącego Buffalo Billa i przez moment pojawia się manekin, a nim niemal identyczne fragmenty ludzkiej skóry co w Krakowie. Chronologicznie też się to zgadza, a Robert J. jest fanem kultowego filmu.
"Milczenie owiec" obejrzało jednak wielu widzów, którzy nie obdzierają ludzi ze skóry. To musi trafić na podatny grunt. Taka informacja z popkultury może być katalizatorem, przekłuciem bąbelka, który zebrał się w środku. Coś takiego w tym człowieku już było.
Podejrzany dręczył też zwierzęta. Możemy przeczytać, że w dzieciństwie maltretował psy i koty. Nie wiadomo jednak, czy torturował ofiarę, albo obdarł ze skóry, gdy jeszcze żyła.
Istnieje coś takiego jak "triada McDonalda". John Macdonald to psychiatra, który badał seryjnych morderców, psychopatów i socjopatów. Analizując ich biografie zauważył, że u większości z nich występują trzy rzeczy. Po pierwsze: znęcanie się nad słabszymi z sadystycznym zacięciem - głównie zwierzętami, ale też rodzeństwem, a jeśli ktoś był w sierocińcu, to nad innymi dziećmi. Druga sprawa to fascynacja ogniem, patrzeniem się na niego, zamiłowanie do podpalania, podchodzące pod piromanię. Trzeci element to patologiczne moczenie się, nawet w dorosłym wieku.
Paweł Tuchlin, zwany "Skorpionem", to seryjny morderca z Pomorza z okolic stanu wojennego. On sikał w łóżko również w czasie służby wojskowej, za co był szykanowany przez kolegów i przełożonych. Trzeba by sprawdzić czy u Roberta J. pozostałe 2 elementy triady też wystąpiły, co byłoby kolejną przesłanką do tego, że coś jest z nim nie tak.
Sprawa "skóry" jest niezwykle okrutna i zupełnie nietypowa. Myśli pan, że mamy do czynienia z seryjny zabójcą? Były jeszcze jakieś podobne przerażające odkrycia i brak wykrytych sprawców?
W trakcie śledztwa szukano podobieństw do podobnych spraw. Trudno pomyśleć, że nie zrobił tego więcej niż raz: wcześniej lub później. Skóra była pocięta tak precyzyjnie, że musiał mieć jakieś doświadczenie czy to na ludziach, czy zwierzętach. Identycznych przypadków w Polsce nie było. Z okolic Krakowa był jedynie Ukrainiec, który ściągnął skórę z twarzy ojca, założył sobie na głowę i tak chodził do swojego dziadka. Był nawet w programie "Cela nr", studiował niedaleko Katarzyny i był na liście podejrzanych. Na swój wniosek został przewieziony, by odbyć karę w Rosji.
Nie wydaje mi się, ale mówię to na logikę, że podejrzany, który niemal od samego początku był pod obserwacją policji, mógł zabić więcej niż raz. Gdyby to zrobił, to by go szybciej zatrzymano. Jeśli jednak jest sprawcą, to nie można wykluczyć, że zrobił coś takiego wcześniej.
Albo może to być jego pierwszy czyn.
Tak też może być. Pytanie jest tylko: jak przeżył ten czyn. Jeśli sprawił mu dużo przyjemności, to będzie go ponawiał. Jeśli kosztował go bardzo dużo stresu, nawet nie samo skórowanie, ale cały proces przygotowania, to go nie powtórzy. Jednak np. Jeffrey Dahmer musiał się upijać do ćwiartowania ludzi. Zabijał dużo, ale miał ewidentny problem alkoholowy. Sam proces ćwiartowania nie sprawiał mu takiej przyjemności. Tylko zabawianie się częściami ciała.
Motorem seryjnych zabójców są fantazje - opisuje to właśnie Douglas. Każdy z nas sobie wyobraża, że na wakacjach będzie fajnie, dojeżdżamy na miejsce i okazuje się, że nie jest tak jak myśleliśmy i np. w hotelu jest niewygodne łózko, a widok z okna nie jest jak w ulotce napisano. Mogło być więc tak, że morderca sobie wyobraził, że fajnie będzie założyć na siebie skórę z człowieka. Będzie podniecony, spełni się, zrealizuje marzenie seksualne. Natomiast w momencie, brzydko mówiąc, ubabrania się jej krwią, okazuje się, że to go przerosło.
Znam taki przypadek z wybrzeża, że morderca rozciął brzuch ofiary i okazało się, że człowiek gorzej pachnie wewnątrz niż na zewnątrz. Zapach z wnętrzności spowodował u niego odruch wymiotny i stwierdził, że jednak nie było aż tak fajnie.
Podejrzany z Krakowa... nawrócił się. Miał po dokonaniu zbrodni, chodzić do kościoła.
To też się wpisuje, co zresztą opisuje Douglas. Istnieją tzw. post-crime behaviors, czyli zachowania po popełnieniu przestępstwa. Jednym z nich jest właśnie chodzenie na grób ofiary, ale jest też zagłuszanie stresu, związanego ze strachem przed złapaniem, rzadko wyrzutami sumienia, właśnie chodzeniem do kościoła.
Czyli mógł go postraszyć "zły" policjant?
Dokładnie, a potem przychodzi spokojny policjant i mówi "Mój kolega cię nie lubi, ale jak mi pomożesz, to ja pomogę tobie i załatwię ci izolatkę lub kulturalnego faceta w celi. Poczytacie sobie książki, pogadacie, tylko rozmawiaj ze mną". I tak, podejrzany boi się odpowiedzialności karnej, a jego zachowanie się zmienia. Jedną z takich zmian pod dokonaniu zbrodni, może być właśnie zwiększona aktywność religijna. Matka Roberta J. była jednak bogobojna - jak mówił ojciec, więc tak naprawdę aż tak bardzo nie odbiegł od tego co było wcześniej.
Czyli znów wiemy, że nic nie wiemy.
Nie ma twardych dowodów, jak DNA ofiary, w mieszkaniu podejrzanego. Zbieramy to wszystko razem i dalej opieramy się tylko na poszlakach.
Jeśli złożymy to znęcanie się nad zwierzętami, jego umiejętności związane z odrabianiem służby wojskowej w prosektorium. Pracując w instytucie zoologii podobno nawet zagazował króliki (w szpitalu zakonnym w latach 80. odbywał obowiązkową służbę wojskową) z zachowaniami po zbrodni, to Robert J. na poziomie tych ogólnych informacji - pasuje. Jednak do niektórych rzeczy z profilu psychologicznego mogę pasować też ja czy pan, a nie jest powiedziane, że to zrobiliśmy. Choć w tym przypadku sprawa jest bardzo ekstremalna. Grupa ludzi zdolnych do zdarcia skóry z człowieka jest węższa niż do dokonania np. skoku na bank. Portret psychologiczny nie identyfikuje bezpośrednio jak DNA. Same dewiacje nie są dowodem, bo może się okazać, że jest druga taka osoba w Krakowie, a to miasto ma swoją specyfikę, która ma podobne zaburzenia.
Też nie wiadomo czy działał sam. Czytałem też tę historię w mediach, jak przyszedł do niej, a całość opisana jest jak z książki Katarzyny Bondy. Teraz się dowiadujemy, że kują mu mieszkanie, ojciec opowiada do kamery, czytając manifest z kartki, że niemożliwe, że ta zbrodnia była dokonana w tym mieszkaniu. W międzyczasie pojawia się też altanka na ogródkach działkowych. Sprawa jest bardzo dynamiczna. Jeszcze dziś się dowiedziałem, że dziewczyna miała w zwyczaju chodzić nad Wisłę, a jej skórę wyłowiono właśnie z tej rzeki. Podejrzany też tam chodził.
Sprawa więc cały czas się rozwija, jest wiele niewiadomych, przez to jest niezwykle intrygująca. Już się powoli gubię...
Sprawa jest rzeczywiście ciekawa i pewnie za jakiś czas poznamy opinię sądowo-lekarską.. Nie ukrywam, że w sensie zawodowym, zazdroszczę kolegom po fachu, że to im przypadło rozwikłanie tej zagadki. Nawet z punktu widzenia warsztatowego, zrekonstruować portret psychologiczny człowieka po 19 latach to ogromne wyzwanie. Interesujące byłoby tez porozmawianie z tym człowiekiem, dotarcie do niego. Im więcej poznalibyśmy szczegółów z akt, tym portret byłby bardziej akuratny. Z poziomu mediów ogólnie on pasuje, ale w istotnych detalach może się nie pokrywać.
A co jeśli jednak okaże się niepoczytalny?
To w ogóle nie dojdzie do procesu, a cała sprawa zostanie umorzona. To też będzie bardzo ciekawe. Jeśli biegli ustalą, że wtedy nie zdawał sobie sprawy, że popełnia zbrodnię, to będzie pierwsza część. Druga część to prognoza ryzyka popełnienia ponownego przestępstwa. Jeśli ten stopień jest wysoki, to można go umieścić w szpitalu psychiatrycznym na oddziale sądowym. Jeśli był poczytalny, to trafi do więzienia, a być może dopiero potem do "innych bestii" w Gostyninie.
Trzymajmy się jednak wersji, że w chwili morderstwa był niepoczytalny. Więc jeśli nie popełnił przestępstwa przez niemal 20 lat, nie groził nikomu, nie wchodził w konflikty z prawem, leczył się i wyzdrowiał... to co wtedy? Jaką wystawić opinię, jak ocenić prawdopodobieństwo, że już nie popełni żadnej zbrodni? I wtedy nie ma podstaw do umieszczenia go w szpitalu. Nie odpowiada karnie, bo był niepoczytalny, czyli zostaje tylko opieka ambulatoryjna polegająca na wizytach u psychiatry raz w miesiącu, ale mieszkaniu w swoim domu. Cała sprawa może się więc skończyć tak, że go nie skażą, ale będzie poddany terapii. A jak będzie mieć dobrego adwokata, to w ogóle nie będzie poddany leczeniu.
Z tego co piszą dziennikarze - J. jest osobą inteligentną, tylko jest dziwakiem. Może więc się dobrze maskować lub udawać.
Więc to teraz ustalą biegli. Np. może ukrywać objawy schizofrenii - słyszy głosy, ale może z nimi żyć. Tak jak w filmie, i zresztą prawdziwej historii, "Piękny umysł".
A jeśli to nie będzie jednak Robert J.?
To będzie najlepsza rzecz dla prawdziwego mordercy, bo nikt się nie będzie już zajmować tą sprawą, bo będzie zamknięta. Jednak śledczy mieli tyle czasu i nowe techniki, że wykluczyli inne wersje. Skoro nie znaleźli nikogo innego i są poszlaki, to może to jednak jest Robert J.
Sprawa jest fascynująca jeśli chodzi o zakamarki duszy ludzkiej, ale też bulwersująca jeśli weźmiemy pod uwagę to co się stało z tą biedną dziewczyną. Strasznie współczuję jej matce, bo trauma znów powraca. Wszyscy opowiadamy ze szczegółami o tej zbrodni. Matka wtedy wyszła do pracy, a Katarzyna miała iść na uczelnię, a potem do psychiatry. Wiemy, że córka wcześniej bardzo przeżyła śmierć ojca. Miała stany depresyjne, myśli samobójcze i się leczyła. I teraz jak ta kobieta czyta relacje w mediach, to musi mieć okropne myśli, że jakby wtedy nie poszła do pracy, to mogła uratować córkę. Musi przeżywać katusze, gdy słyszy o skórowaniu, chciałby pan słyszeć jak ktoś zrobił coś podobnego panu bliskiemu?
Jasne, że nie. Nikt by nie chciał. Jednak takie informacje w mediach mają też pozytywny aspekt. Mogą pojawić się nowi świadkowie, którym nagle przypomni się jakiś szczegół, bo akurat przechodzili tego dnia. Na przyszłość możemy się też dowiedzieć jak unikać takich tragedii.
To prawda, jest też takie powiedzenie "pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy", czyli dowiadujemy się, że nawet po 20 latach może kogoś dosięgnąć kara. Przestępcy nie mogą się więc czuć całkowicie bezkarni, a nawet jeśli coś planują i to zrobią, to nawet za te 5 czy 10 lat zostaną złapani. Jednak mamy w sobie coś takiego, że jak jest wypadek, to kierowcy nie zwalniają, by pomóc ofierze, ale zobaczyć czy nie leżą zwłoki. Mamy w sobie pierwiastek gapia. Człowiek jest istotną pełną paradoksów i sprzeczności.