
Rzeczniczka PiS marudzi, że prezydent Andrzej Duda nie traktuje prezesa z należytym szacunkiem, bo podczas wizyt Jarosława Kaczyńskiego w Belwederze nie wita go w drzwiach. Podobnie uważają niektórzy prawicowi publicyści. – Dla prestiżu głowy państwa nie byłoby rzeczą wskazaną, aby prezydent witał posła przed wejściem do Belwederu – tłumaczy w rozmowie z naTemat dr Janusz Sibora, ekspert od ceremoniału państwowego i protokołu dyplomatycznego. – Oczekiwanie budowania jakichś pompatycznych bram triumfalnych przypomina mi niektóre zwyczaje weneckie – dodaje.
REKLAMA
W piątek kolejne spotkanie prezydenta z prezesem. W kręgach PiS nabrzmiewa problem jak i gdzie Andrzej Duda powinien witać prezesa Kaczyńskiego. W drzwiach Belwederu, na progu, czy już w swoim gabinecie… Czy są jakieś regulacje, zwyczaje w tym względzie?
Dr Janusz Sibora: Uważam, że jest problem. Powinniśmy tutaj skreślić nazwiska i mówić o funkcjach, a nie osobach. Dla mnie punktem odniesienia jest prezydent, czyli głowa państwa. Sposób witania gości przez prezydenta, to jest element ceremoniału państwowego i etykiety państwowej. Prezydent reprezentuje majestat Rzeczpospolitej. Dlatego goście zagraniczni składający wizyty panu Andrzejowi Dudzie nie są gośćmi prezydenta, tylko gośćmi Rzeczpospolitej. Ceremoniał państwowy i protokół dyplomatyczny opisują, jak prezydent wita gości zagranicznym w trakcie oficjalnych wizyt.
Ale prezes PiS nie jest głową obcego państwa, a nawet nie jest przedstawicielem rządu.
Tak, tutaj mamy taką sytuację, że przewodniczący partii rządzącej składa wizytę prezydentowi. I można by to uzasadnić formalnie precedencją stanowisk w Polsce. Wiadomo, że prezydent jest pierwszą osobą w państwie, potem są marszałkowie Sejmu, Senatu i schodzimy niżej. Zgodnie z precedencją, szefowi partii przysługuje więc stanowisko wynikające z piastowanego mandatu poselskiego.
Dla prestiżu głowy państwa nie byłoby więc rzeczą wskazaną, aby prezydent witał posła. Według niepisanych zasad prezydent może się pojawić w drzwiach, ale tylko, by oddać danej osobie szczególny szacunek, z racji jej wieku czy zasług. Myślę, że gdyby prezydenta odwiedzał np. Dalajlama, albo jakiś noblista, którego chcemy szczególnie uhonorować, to w drodze wyjątku prezydent mógłby wykonać symboliczny gest i pojawić się w drzwiach.
Tutaj nie mamy jednak takiej sytuacji. Prezydent wysyła ministra Szczerskiego, szefa swojego gabinetu, by witał prezesa.
Fakt, że do Pałacu Prezydenckiego, czy do Belwederu przyjeżdża szef partii rządzącej w randze posła nie jest sytuacją nadzwyczajną. Przywitanie gościa przez ministra Szczerskiego jest więc adekwatne do sytuacji.
Rzeczniczka PiS Beata Mazurek sugeruje jednak, że taką formą powitania prezydent okazuje prezesowi za mało szacunku.
Ale my nie żyjemy w państwie feudalnym. Moim zdaniem punktem wyjścia jest konstytucyjne umocowanie prezydenta jako pierwszej osoby w państwie. Tak też było zwyczajowo w okresie międzywojennym. Już jako były naczelnik państwa Józef Piłsudski we wszystkich sytuacjach oficjalnych, czy to 3 maja, czy 11 listopada zawsze stawał tak, żeby eksponować prezydenta Mościckiego. Nigdy nie chciał być pierwszą osobą w państwie. Po zamachu majowym budowano mu specjalną małą trybunę obok trybuny rządowej i obok ław korpusu dyplomatycznego. Ale odrzucał wszelkie gesty, które miałyby świadczyć o jego nadzwyczajnej władzy.
Starał się zawsze tak zachowywać, żeby nie było widać, że to on kieruje z tylnego siedzenia. Pociągał za sznurki, ale w sytuacjach oficjalnych eksponował Mościckiego. Sam Mościcki wspomina, że nie wiedział, kiedy w Kościele wstać, a kiedy klęczeć, ale było ustalone, że Piłsudski będzie go delikatnie szturchał. Odpowiadając pani Mazurek, nie ma więc żadnego uzasadnienia, żeby prezydent naruszał swój majestat i rozmieniał go na drobne. Na całym świecie jest zresztą tak, że gdy prezydent wysyła zaproszenie, to jest tam napisane: "prezydent zaprasza”. A jeśli ambasador kogoś zaprasza, to jest napisane, że "mam zaszczyt zaprosić”. Na tym polega wyższość prezydenta. Chyba należałoby zorganizować jakieś korepetycje dla władzy na ten temat.
Można odnieść wrażenie, że niektórzy prawicowi publicyści i politycy PiS oczekiwaliby, żeby prezydent witał prezesa Kaczyńskiego kwiatami, na czerwonym dywanie, z udziałem asysty honorowej.
Możemy oczywiście zbudować jakiś fasadowy ceremoniał. Oczekiwanie budowania jakichś pompatycznych bram triumfalnych przypomina mi niektóre zwyczaje weneckie, może francuskie czy hiszpańskie. Jest to oczywiście jakaś gra z prezydentem Dudą, której jesteśmy świadkami. Nawet władze sanacyjne unikały regulowania szczególnego kultu Piłsudskiego w specjalnych przepisach.
Obawiam się, że jeśli poszlibyśmy obecnie tą drogą, to zabrnęlibyśmy do jakiejś fabrykacji wizerunków jak to się działo z poszczególnymi Ludwikami we Francji. Ale wydaje mi się, że prezydent Duda sam się wprowadził w kłopot po tym słynnym "hołdzie lennym", który złożył prezesowi PiS zaraz po wyborach prezydenckich. Powtarzał wtedy jak wielkim człowiekiem jest Jarosław Kaczyński. Potem przez dwa lata był w cieniu prezesa PiS i teraz za to płaci.
A rola pierwszej damy? Ona powinna witać prezesa PiS?
Powinna być nieobecna. Rola pierwszej damy jest opisana podczas wizyt zagranicznych i witania gości zagranicznych. W niektórych sytuacjach krajowych występuje jako osoba towarzysząca. U nas pierwsza dama sama się zmarginalizowała. Wypełnia obowiązki wynikające z protokołu dyplomatycznego, ale w sprawach istotnych milczy. Jej aktywność krajowa ogranicza się do wystąpień o charakterze niecentralnym. Ta rola została tak dla niej skrojona.
