Rozumie zachowanie politycznych chuliganów kopiących na ulicy bezbronnego człowieka, bo "każda akcja rodzi reakcję”. Już wcześniej żałowała publicznie, że pewnemu dziennikarzowi nikt nie spuścił łomotu, a innym żurnalistom - szczególnie tym z "niepolskich mediów” - radziła, by "puknęli się w głowy”. Zdążyła też wyjawić, że prezydent Andrzej Duda "przejdzie do historii dlatego, że siedzi". Sama o sobie mówi jako o żołnierzu PiS. Jest wiele dowodów na to, że rzeczniczka Beata Mazurek minęła się z powołaniem.
Adam Bielan, Michał Kamiński, Adam Hofman, Marcin Mastalerek, Beata Mazurek... Tylko jedno nazwisko nie pasuje do tej listy i jest to właśnie nazwisko Mazurek. Byłym spin doctorom i rzecznikom PiS - abstrahując od krótkiego epizodu z Elżbietą Witek na tym stanowisku - nie można było zarzucić braku kompetencji, na ogół wywiązywali się też ze swoich obowiązków, ale byli przede wszystkim "jacyś”.
Mazurek zaniża poziom
Obecna rzeczniczka PiS Beata Mazurek nawet nie dorasta im do pięt. Nie dość, że nie nadaje się na to stanowisko, to jest zupełnie "nijaka". Swoją ostatnią "akcją" z politycznym usprawiedliwianiem pospolitej łobuzerki zasłużyła na zdecydowaną reakcję władz PiS. Pocieszające, że jej naganne słowa spotkały się z krytyką także wśród umiarkowanych zwolenników PiS.
Te kilka sekund wypowiedzi Beaty Mazurek mówi o niej więcej niż wszystkie konferencje prasowe, które prowadziła, razem wzięte. Bo tak naprawdę, usprawiedliwiła przemoc, powiedziała, że chuligani mogą sobie pozwolić w Polsce PiS na wiele. Wytłumaczenie ich zachowania jest proste.
– Każda akcja wywołuje określoną reakcję. Ja jeszcze raz podkreślę, że dopóki żyjemy, to mamy emocje. I te emocje pokazały się w Radomiu. To sytuacja, która nie powinna mieć miejsca, ale ja też ich rozumiem – rzeczniczka PiS w ten właśnie sposób skomentowała bulwersujące wydarzenia w Radomiu.
Posłanka PiS Beata Mazurek należy do tej szczególnej kategorii rzeczników prasowych, którzy powinni mniej mówić, bo każde ich publiczne wystąpienie to wystąpienie podwyższonego ryzyka. Nie łagodzi politycznych obyczajów, a jej słowa to woda na młyn opozycji. Mówiąc o "zrozumieniu”, miała przecież na myśli członków Młodzieży Wszechpolskiej, którzy zglanowali przeciwnika politycznego.
Wypowiedź Mazurek odbiła się szerokim echem w zagranicznych mediach i została odebrana w kontekście podgrzewanej z premedytacją przez PiS atmosfery nietolerancji, szowinizmu i ksenofobii do wszelkich obcych. Ofiarami tej atmosfery coraz częściej padają w Polsce obcokrajowcy. Szczególnie w ostatnim czasie. Pisały o niej m.in. Associated Press, "New York Times”, "Washington Post” i "Daily News”.
Magierowski odsyłał ją do szkoły
Ale Mazurek nie cieszy się poważaniem nawet w szeregach PiS. Wystarczy przypomnieć, jak były rzecznik prezydenta Dudy, ale też wieloletni dziennikarz "Rzeczpospolitej” Marek Magierowski odsyłał ją do szkoły, gdy stwierdziła, że listy nie są najlepszą formą komunikacji między prezydentem a szefem MON Antonim Macierewiczem.
– Pisemna forma kontaktu między urzędami zazwyczaj nie odpowiada tym osobom, które mają problem z czytaniem. Ten brak można uzupełnić w szkole – wypalił niedawno Magierowski w wywiadzie dla Onetu.
Wcześniej – odnosząc się do zamachu w Berlinie – Mazurek pytała na Twitterze, "czy sytuacją w Niemczech nie powinien zająć się wreszcie Parlament Europejski?" Wpis został szybko usunięty. "Niezręczny" – tak dyplomatycznie określił go Magierowski.
Innym razem "poległa", gdy próbowała bronić na Twitterze prezydenta i napisała, że "Prezydent Duda siedzi. Dlatego przejdzie do historii”. Wpis rzeczniczki wywołał lawinę żartów.
Mazurek "zasłynęła” także m.in tym, że nazywała sędziów Sądu Najwyższego "kolesiami" i zarzucała im" szerzenie anarchii w kraju", a także "przekraczanie kompetencji i uprawnień".
A potencjalnej samotnej matce, której nie przysługuje 500 plus radziła, by "ustabilizowała swoją sytuację rodzinną, miała więcej dzieci, to się załapie”, za co później przepraszała "panie, które poczuły się urażone”.
Wielu dziennikarzy pamięta też wymianę zdań na Twitterze z dziennikarzem TVN24 Jarosławem Kuźniarem na temat byłego posła PiS Przemysława Wiplera, który szarpał się z policjantami po wyjściu z klubu. Kuźniar napisał: "Wipler otulający się bulwarówkami i ściskający rano grabę z Warzechami i Republikami – bezcenne”.
Beata Mazurek odpowiedziała dziennikarzowi: "Panu to jeszcze nikt łomotu nie spuścił za takie wpisy? Szkoda, to byłoby bezcenne”. Później tłumaczyła, że nie była to groźba z jej strony, a jedynie pytanie.
Nie lubi dziennikarzy
Mazurek po prostu nie lubi dziennikarzy, szczególnie tych opozycyjnych. A najbardziej nie lubi ich pytań, co widać często po jej minach. – Puknijcie się wszyscy w głowę. Ci, którzy mówią o tym, że Jarosław Kaczyński chce zaostrzenia przepisów. To jest nieprawda – mówiła do dziennikarzy podczas konferencji prasowej, odnosząc się do wypowiedzi prezesa w sprawie aborcji.
Broniła też prezesa TVP Jacka Kurskiego, argumentując, że "atak niepolskich mediów na J.Kurskiego udowadnia, że TVP w końcu mówi głosem Polaków, a sam Kurski ma mocną pozycję jako prezes TVP”.
Prawie do końca broniła też kariery Bartłomieja Misiewicza. – Patrzę na Bartka Misiewicza i myślę sobie: mój Boże, co ja bym zrobiła, gdyby to mój syn taki był – stwierdziła po tzw. aferze dyskotekowej w Białymstoku.
Mazurek w grudniu 2015 r. została rzecznikiem prasowym Klubu Parlamentarnego PiS. Była kandydatką drugiego wyboru, bo zdecydowanie lepiej radząca sobie w mediach prawniczka Małgorzata Wassermann nie zgodziła się zostać rzecznikiem klubu. O wyborze Mazurek zdecydowało prawdopodobnie także to, że dawała gwarancję lojalności wobec prezesa, co mogło mieć znaczenie po zbyt wybijających się na niezależność Adamie Hofmanie czy Marcinie Mastalerku.
Rzeczniczka PiS wie, jak się podlizać szefowi. – Prezes to facet, który ma fenomenalną pamięć i bardzo dobrą strategię oraz pomysły. (...) To bardzo porządny człowiek, prawy, uczciwy, mający duży dystans do siebie, ma duże poczucie humoru – mówiła niedawno o Jarosławie Kaczyńskim w Radiu Zet.
Może powinna trafić do WOT?
Pytana, czy ogląda "Ucha prezesa" zaprzeczyła, ale po chwili zdradziła,że widziała odcinek, w którym ją przedstawiono. – Jestem, jaka jestem, ale panicznie boję się myszy – powiedziała. – Kompletnie nie lepię pierogów – dodała. – Jeżeli dużo ludzi to bawi, to dobrze. Szkoda, że nie są tam przemycane treści, które mówią o naszych osiągnięciach -–oceniła.
– Jestem tylko żołnierzem – deklarowała w rozmowie z Konradem Piaseckim w Radiu ZET. – Armii PiS? – padło pytanie. Odpowiedziała twierdząco. To może powinna pogadać z Antonim Macierewiczem? Bo na rzecznika się nie nadaje.