W całym kraju toczy się obecnie ponad 800 spraw przeciwko uczestnikom różnego typu protestów. Kolejne akcje w obronie sądów wyzwalają coraz więcej emocji. Niedawno policja brutalnie potraktowała Klementynę Suchanow, autorkę m.in. "Gombrowicz. Ja, geniusz”. Wśród bardzo aktywnych protestujących jest także dr Rafał R. Suszek, wykładowca fizyki na UW, który został ostatnio zatrzymany za rzucanie jajkami w rządowe limuzyny. W rozmowie z naTemat Suszek tłumaczy, jaki ukryty sens mają protesty i gdzie leży ich granica.
Ja to robię, bo to rozumiem. W rozpętanej wokół naszej akcji"jajogate" nagonce pomijany jest uparcie istotny szczegół, a mianowicie tam doszło do dwóch interwencji policji. Jedna była regularna, a druga brutalna. Najpierw zareagowano na nasz radykalny, ale kontrolowany happening, bo niczym więcej nie jest rzucanie miękkim jajkiem w pancerną rządową, czy prezydencką limuzynę.
Jestem fizykiem, więc wiem o czym mówię. Tam nie było żadnego niebezpieczeństwa. I te pierwsze działania policji, a w każdym razie te przeprowadzone wobec mnie, były adekwatne do czynu. Przeszukano mnie, było więc wiadomo, że nie mam żadnych kamieni czy granatów, a tylko jaja, i nakazano stać w miejscu. Żadnej nadmiernej brutalności.
Co było dalej?
Potem zaczęła się druga interwencja i ona była nieadekwatnie brutalna. I ta będzie przedmiotem zaskarżenia, nad którym pracuje mój prawnik. Otóż zauważyłem, że jedna z kobiet biorących udział w proteście jest poniewierana, przeciągana przez policjantów; wręcz szorują nią po bruku. Gdy zacząłem iść w jej kierunku, usłyszałem, że mam się nie ruszać, że to polecenie. Zapytałem policjanta, czy ma córkę, żonę, sympatię, czy może na to patrzeć? Powiedziałem też, że ja nie słucham poleceń tylko sumienia i wtedy zaczęła się wobec mnie skrajna brutalność: przygniecenie kolanem głowy, potem klatki piersiowej do bruku, blokada na kark, podduszanie, potem kajdanki i wynoszenie do "suki”.
Dlaczego pan organizuje takie akcje, co panem powoduje?
Od wielu miesięcy widać jak bardzo słaby jest potencjał mobilizacyjny w ruchach obywatelskich. Przy czym nie szukałbym winy w samych ruchach. Po prostu obywatele - jakby powiedział Kisiel -"zaczynają się urządzać w d…”, w której się znaleźliśmy, i to jest bardzo frustrujące. Ale nie tylko o frustrację chodzi. Gdy się stoi pod parlamentem i człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że dokonał się kolejny etap demolki polskiej demokracji, w szczególności polskiego sądownictwa, że ma to bezpośrednie przełożenie na życie Polaków, a w tym na nas protestujących - bo jest już rzędu 1000 spraw karnych, które nas dotyczą - i nagle widać limuzyny posłów partii rządzącej opuszczające teren Sejmu, to rodzi się gniew.
Najgorsze jest to, że nic nie można zrobić, bo nie można tego cofnąć, zatrzymać choćby blokując wyjazd – na skuteczne działania tego typu nie wystarcza ludzi, i to jest dramat. Po raz kolejny pojawia się uczucie, że w sensie kulturowym czy symbolicznym napluto nam w twarz. Sięga się więc wtedy po inne środki protestu.
Niektórzy twierdzą że taka radykalizacja, najpierw języka, a teraz środków czy metod protestu paradoksalnie sprzyja PiS, które ma już 50 proc. w sondażach.
Zbliżają się święta więc zaraz zaczną zabierać głos na tematy obywatelskie i polityczne zwierzęta. Namawiam, by jednak odrobinę wsłuchiwać się w głos rozumnej ulicy, bo to jest głos osób, które nie tracąc dystansu, są skoncentrowane na wydarzeniach w kraju, widzą je z bardzo bliska. Widzą ewolucję protestów w odpowiedzi na bodźce ze strony liderów, zauważają narastającą brutalność policji. Widzą rzeczy, których często nie dostrzegają uczestnicy hermetycznej debaty medialnej i akademickiej. My mamy do czynienia z nowymi zjawiskami, jak choćby ta dynamika zachowań policji.
Jest głęboki sens naszego zachowania, również takiej radykalizacji. Ale to jest sens warunkowany uczestnictwem w tego typu działaniach ludzi do tego przygotowanych. Na potrzebę tej ostatniej akcji wypracowałem sobie "analogię tłoka”. Te ręce, które rzucały jajami, to są ręce które prowadzą tłok. My zawsze jesteśmy kilkanaście może kilkadziesiąt kroków przed typowym uczestnikiem protestu, nie mówiąc już o tych, którzy uczestniczą w walce o demokrację z pozycji sofy lub czystej sofistyki. Chcemy odegrać rolę rozumnej ręki, która pociągnie tłok, czyli zassie ludzką materię w przestrzeń protestu, nie wprost w przestrzeń bezpośredniej brutalnej fizycznej konfrontacji. Nawiązuję tutaj oczywiście do tych niedostatków mobilizacyjnych ruchów obywatelskich. Ta ręka musi znać obszary zabronione.
Jakie są te obszary?
Dla mnie obszarem zabronionym jest rzucenie tym samym jajem w człowieka, jest takie uderzenie w samochód, które stwarza niebezpieczeństwo dla ochraniających go policjantów. Nie mówiąc już o uderzeniu kamieniem, koktajlem Mołotowa, czy czymś innym.
Nie obawiam się, ponieważ poznałem dobrze psychologię i dotychczasową dynamikę protestu obywatelskiego. Przecież gdy sprawny trybun ludowy zaczyna przemawiać to ledwie przyciąga ludzi do idei, ale oni nie nabierają od razu takiej swady w mówieniu jak on. Kiedy ja rzucę jajem, to niech pan będzie pewien - a obserwują ulicę bardzo uważnie od roku - nikt automatycznie nie wyjdzie by się przyłączyć do rzucania.
Choć mam nadzieję, że za jakiś czas on przyjdzie na protest po tym, jak rzucę tym jajkiem. To jest ten dystans między tłokiem, a zasysaną materią ludzką. Materia nigdy nie wyprzedzi tłoka ani ręki. Poza tym chodzi o prewencyjny charakter takiego działania. Otóż należy przesunąć tłok i wyznaczyć nowe położenie graniczne słów, działań, postaw. gestów, deklaracji. Po to by nie doszło do niekontrolowanego wzrostu ciśnienia materii w cylindrze, bo wtedy nierozumna, przypadkowa ręka może od razu rzucić kamieniem.
Być może ktoś nie rzucił jajkiem i przez to dopuścił do rzucenia kamieniem. Jak się zna dynamikę protestów, to się widzi, gdzie i jak rośnie to ciśnienie.
Pan ją zna, ale zwykły wyborca kieruje się emocjami, które są nakręcane.
Ale po to są media, także media społecznościowe, by wytłumaczyć zarówno powierzchowny, jak i ten głębszy sens protestu, by ten przekaz wybrzmiał.
W odróżnieniu od sytuacji sprzed roku - co też jest znakiem czasu - w zachowaniu funkcjonariuszy pojawia się polaryzacja postaw. Ona się wszędzie teraz pojawia. W moim środowisku akademickim również. Pojawiają się zatem funkcjonariusze, którzy potrafią podbiec do barierki trzymanej przez protestującego i piąstkować mu palce. Potrafią wskoczyć w czterech na człowieka i przygnieść go kolanami, a potem odejść i nie postawić żadnych zarzutów – chodzi więc wyłącznie o zastraszenie uczestnika legalnego protestu.
Ale zdarza się też płakać wspólnie nam i policjantom. I wtedy czasem pada pytanie: ,”Ale pan nie nagrywa?” I gdy rozmawiamy, słyszę o kredytach, o tym że nie będą bić pałami, że to jest granica wstydu i zła, której nie chcą przekroczyć. To zostawia we mnie ziarno nadziei.