Jak co roku o tej porze Zakopane przeżywa prawdziwe oblężenie. I jak co roku, dokładnie w tych dniach, pojawia się problem z turystami, którzy nie potrafią zejść z Morskiego Oka o własnych nogach. Ich zachowanie – niczym osławione klapki latem – to już niemal zjawisko społeczne, które coraz bardziej wpisuje się w zimowy klimat polskich Tatr. – Po ostatnim incydencie znów musimy wywiesić ogłoszenia z napisem "W Morskim Oku po zmroku robi się ciemno". Żeby do wszystkich dotarło – słyszymy w schronisku.
– To się powtarza co roku. Ludzie nie wyciągają wniosków, nie słuchają ostrzeżeń. Jakby byli nieświadomi, że na prostej drodze jak ta do Morskiego Oka też robi się ciemno – mówi naTemat Michał Jarząbek-Giewont, jeden z przewodników tatrzańskich.
Niefrasobliwość turystów zwłaszcza w tym miejsku jest porażająca. Choć podobno nawet pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego informują na dole, że po zmroku na terenie parku nie ma transportu.
– Spanikowali i wydzwaniali do wszystkich świętych, jakby sytuacje z poprzednich lat nic nikogo nie nauczyły. To najczęściej rodziny z dziećmi. Jak przyjeżdżają do nas jest jasno, a jak wyjeżdżają to jest ciemno. Schodzą półtora kilometra niżej, nagle widzą, że nikogo nie ma i zaczyna się panika – mówi nam pracownik Schroniska w Morskim Oku. On również uważa to za niepojęte: – Ale tak się dzieje. Jedni są świadomi, a inni najwyraźniej nie wiedzą, że po 16 robi się ciemno...
Dlatego rok temu w budynku schroniska pojawiły się prześmiewcze ogłoszenia – powieszone przez obsługę, ku przestrodze. – Napisaliśmy: "W Morskim Oku po zmroku robi się ciemno". Trochę masło maślane, ale taki był cel, jeśli do kogoś nie dociera – słyszę. W tym roku problemu nie było aż do teraz. Dlatego kartki tej samej treści znów mają być wywieszone. – Po tym incydencie teraz znowu musimy je powiesić – zapowiada pracownik.
Ach ci turyści
W Święta, które właśnie minęły, w okolicach Zakopanego rozpoczęło się prawdziwe turystyczne oblężenie, które potrwa do Nowego Roku. Sylwester z TVP ma być apogeum.
Dla górali to złoty czas. Tylko ci, co nie żyją z turystyki zaciskają zęby, ale też ze zrozumieniem. – Turyści zachowują się tak, jakby chcieli swoimi samochodami do sklepów na Krupówkach wjechać. Nie sposób przejechać przez miasto, bo każdy chce zatrzymać się jak najbliżej. Codzienne zakupy to koszmar – mówi nam jedna z mieszkanek. Dodaje, że w najgorętszym sezonie, który właśnie się zaczął, ona porzuca samochód i chodzi do pracy piechotą. Tak robi wielu mieszkańców Zakopanego. – Ustępujemy miejsca turystom, bo z nich przecież żyjemy – mówi. A wielu z nich, jak wiadomo, lubi wozić się wszędzie.
Kazimierz Stopka od 30 lat wozi turystów po Dolinie Chochołowskiej, teraz organizuje kuligi, i obserwuje, jak przez lata zmieniali się turyści. Mówi, że kiedyś turysta był zadowolony ze wszystkiego, wszystkim się zachwycał, a dziś... – Niektórzy przyjadą i nie wiadomo, czego chcą, Bóg wie czego oczekują. Tych, co przyjeżdżają naprawdę spędzić czas w górach to jest jedna czwarta. Najwięcej jest takich lajtowych, co to pochodzą po Krupówkach, wjadą nad Morskie Oko czy na Kasprowy i mówią, że w górach był – mówi na Temat.
Czasem turyści zachowują się tak, jakby byli zdziwieni, że w górach tak wcześnie robi się ciemno. Jakby z innego świata przyjechali. – A przecież przyjeżdżają z miasta, gdzie też po godzinie 16-ej jest już ciemno. Niektórzy są tacy zdziwieni, że nie udało się im gdzieś dojść, bo zrobiło się ciemno. Dlatego mówię – przewodnik sobie kupić. I przeczytać ile czasu zajmuje droga przez którą dolinę. Bo potem zdziwienie, jak w Morskim Oku, że koni po zmroku nie ma – mówi.
"Świąteczni spacerowicze"
Nad Morskim Okiem wystarczył jeden dzień, by z grupy turystów śmiało się pół Polski... – Jeszcze dzień przed Świętami nasze sanie stały, czekały na turystów. A wczoraj zrobiło się tak, że musieliśmy wydłużyć pracę do godziny 18, takie było zainteresowanie. A i tak okazało się, że niektórzy nie zdążyli – mówi nam Stanisław Chowaniec, prezes Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka.
On o takich turystach mówi "świąteczni goście" albo "świąteczni spacerowicze". Czasem widzi, jak ktoś idzie w półbutach. Wyruszają w górę do Morskiego Oka między 12-ą a 14-ą, a bywa, że nawet koło godziny 15-ej. A potem się dziwią, że nie mogą wrócić.
– Wychodzą późną porą i tak się to kończy, jak wczoraj. My jeździmy do godziny 17, wczoraj wydłużyliśmy czas do 18, ale widocznie nie zdążyli. Ale jak mają zdążyć, gdy tak późno wychodzą do góry? – pyta retorycznie w rozmowie z naTemat. Jego zdaniem na drodze nie było żadnego niebezpieczeństwa, nikt nie musiał iść na skróty przez las. – Zeszliby spokojnie sami. Niepotrzebnie robili panikę. Nie byli przecież gdzieś w górach, na szlaku, tylko znajdowali się na asfaltowej drodze – mówi.
"Tylko czołówka, a nie świecenie telefonem"
Tu pojawia się jeszcze kwestia latarek. W schronisku, co prawda, można nabyć tzw. latarki czołówki, ale, jak się okazuje, raczej mało kto o tym myśli. Każdy przecież ma telefon komórkowy. – Niektórzy w całej swojej nieświadomości po prostu wychodzą ze schroniska. A potem wpadają w panikę. Na ogół korzystają z latarek w telefonach – mówi nam pracownik.
W Murowańcu, popularnym schronisku położonym na znacznie trudniejszym, normalnym górskim szlaku, zupełnie takich problemów nie mają. Tam słychać, że Morskie Oko to jedyne miejsce w Tatrach, gdzie coś takiego się zdarza na większą skalę. – Turyści wjadą na górę i nie przewidzą, że konie nie jeżdżą całą dobę. U nas nic takiego nie ma – mówi nam jeden z pracowników.
Ale i tu również jest teraz bardzo duży ruch. – Gdy jest widno, mniej więcej do godziny 15-16-ej – zastrzega, ale – jak zaraz dodaje – w razie potrzeby łatwo jest zejść z Murowańca po zmroku, choć tu przecież nie prowadzi żadna asfaltowa droga, a normalny górski szlak, który zimą wcale nie musi być łatwy. – Oczywiście jeśli ktoś ma czołówkę, a nie latarkę w telefonie, bo i takich turystów widziałem – mówi.
"Nie sprawdzają prognozy pogody"
Całe szczęście zwłaszcza zimą tych gorzej przygotowanych turystów jest zdecydowanie mniej. Górale mówią o dobrych, markowych ubraniach, super butach, które widzą na nogach. Ale czasem to nie zawsze wystarczy.
– Bardzo często zaskakują ich szybko zmieniające się warunki pogodowe. Wielu turystów nie sprawdza prognozy pogody. Jest wiele takich osób, które idąc w góry patrzą tylko za okno. Jak świeci słonko, to znaczy że jest dobrze. A w górach to nic nie oznacza. Dziś rano o 8 też świeciło słonko, a teraz, koło 11, jest już bardzo silny wiatr ze 100 na godzinę. W takich warunkach zejście jest mocno problematyczne – mówią w Murowańcu.
Michał Jarząbek-Giewont: – W Zakopanem śniegu jest niewiele niewiele i turystom wydaje się, że w górach też tak będzie dobrze. A tam szlaki oblodzone. Ostatnio byłem w Dolinie Kościeliskiej i nawet tam jest lód. W tym przypadku, nawet na tak popularnych szlakach, trzeba mieć co najmniej raczki.
Jak mówią niektórzy górale, kiedyś ludzie byli gorzej przygotowani pod względem ubioru, ale lepiej zorientowani, co może ich w górach spotkać. A dziś bywa na odwrót.