
A jego dwudniowy pobyt w Polsce wywołał wystarczający popłoch, nie mówiąc o lawinie komentarzy. – Dla mnie to jest polityczny cyrk. Przez półtora roku toczył się on z udziałem Saakaszwilego na Ukrainie, a teraz kontynuowany jest w Polsce – ocenia nam nasz rozmówca z Ukrainy.
Wiadomo, jakie w ostatnim czasie są relacje z Ukrainą i nikomu nie zależy na tym, by były jeszcze gorsze. A po przylocie do Warszawy Saakaszwili zapewnił, jak bardzo kocha Polskę i jest jej bardzo wdzięczny. – Powinniśmy dbać o dobre relacje z Ukrainą, ale nie możemy też zapominać, że Michaił Saakaszwili wielokrotnie miał okazję pokazać się jako przyjaciel Polski. I nie możemy odwracać się od osób, które w ostatnich latach były bardzo zasłużone dla dialogu polsko-ukraińskiego i polsko-gruzińskiego – przyznaje Przemysław Czarnecki.
Chyba ze świecą szukać w Europie polityka, który miałby tak "pokręcony" politycznie życiorys jak Saakaszwili. Był prezydentem Gruzji, za którym potem jego własny kraj wysłał międzynarodowy list gończy. Znalazł przyjaciela w postaci prezydenta Ukrainy, który go przyjął, nadał obywatelstwo i Saakaszwili nawet został gubernatorem Odessy. A potem obaj stali się największymi wrogami. Saakaszwili, który krytykował korupcję, wytykał układy oligarchów, organizował Majdan, został oskarżony o próbę zamachu stanu, pozbawiony obywatelstwa. Już pół roku temu, gdy pojawił się w Polsce i udzielał wywiadów, uznano go za "kłopotliwego przyjaciela" Jarosława Kaczyńskiego.
– Wykonał tam parę takich ruchów, że może być traktowany jako konkurent do różnych stanowisk na Ukrainie. W ciągu niecałych, 4 lat na Ukrainie nabrał ambicji i przez wielu polityków jest postrzegany jako ktoś, kto może wprowadzić polityczne zamieszanie. Wyraźnie demonstrował, że miał ambicje polityczne, a nie doradcze i to definiuje dziś jego sytuację – tłumaczy naTemat Paweł Kowal, były wiceszef MSZ, od lat mocno zaangażowany w sprawy Ukrainy.