Sędzia Beata Morawiec, prezes Stowarzyszenia sędziów Themis, została niedawno odwołana przez ministra Zbigniewa Ziobrę z funkcji prezesa Sądu Okręgowego w Krakowie. Złożyła pozew przeciwko ministrowi sprawiedliwości o ochronę dóbr osobistych, ale sąd odesłał jej pozew. W rozmowie z naTemat tłumaczy, dlaczego tak się stało. I dlaczego nie odpuszcza Ziobrze. – Taka była po postu strategia procesowa – mówi.
Sędzia Beata Morawiec: Zrobiliśmy to celowo. Chodziło o to, by sąd zajął się również sprawą wątpliwości co do sposobu opłacania pozwów o ochronę dóbr osobistych, by sędzia wziął pozew do ręki. Ja jestem praktykującą sędzią, więc wiem jak to funkcjonuje.
Orzecznictwo Sądu Najwyższego i sądów apelacyjnych w zakresie wnoszenia opłat za żądanie zadośćuczynienia jest rozbieżne. Jedni twierdzą, że należy się 5-procentowa opłata, inni że się nie należy. My, powołując się na te orzeczenia, które mówią, że się nie należy, umieściliśmy ją na końcu pozwu. 2 stycznia pozew został wysłany, 18-ego nastąpił zwrot pozwu z uzasadnieniem na dwie strony. Nigdy się nie zdarza, żeby sąd uzasadniał zarządzenie o zwrocie pozwu w ten sposób.
Jaki z tego wniosek?
Taki, że pozew został przeczytany w całości i zwrócono uwagę również na wątek proceduralny – czyli kwestie opłaty. Pieniądze już były u pana mecenasa, bo przekazałam mu je w pełnej wysokości w momencie, gdy składaliśmy pozew. Wszystko zostało więc uzupełnione i sprawa toczy się dalej tak jak powinna się toczyć. Zdecydowaliśmy o nie wnoszeniu zażalenia w sprawie opłaty, żeby nie tracić więcej czasu.
Czyli nie odpuszcza pani Ziobrze?
Oczywiście, że nie. Taka była po prostu strategia procesowa. Teraz czekamy na termin pierwszej rozprawy. Wszystko jest na dobrej drodze.
Ile to może potrwać?
Z punktu widzenia cywilistycznego wygląda to tak, że najpierw doręcza się odpis pozwu stronie przeciwnej i czeka się na odpowiedź na pozew. Ale sąd wyznacza równocześnie termin rozprawy. Nie wiem, jakie są terminy w Warszawie. Możliwe, że to będzie za jakieś trzy miesiące. Potem odbędzie się rozprawa, na której sąd będzie również przesłuchiwał świadków i postępowanie może potrwać. No chyba, że pan minister Ziobro przyjdzie i uzna roszczenie.
A kto panią reprezentuje?
Reprezentuje mnie pan radca prawny Michał Krok.
Jak pani ocenia okoliczności wyłaniania nowej Krajowej Rady Sądownictwa?
– Jestem prezesem Stowarzyszenie Sędziów Themis. Nasze stanowisko jest niezmienne. Uważamy, że jest to procedura niekonstytucyjna. Nowa KRS będzie upolityczniona. Sposób powoływania nowych członków rady jest delikatnie mówiąc obrazoburczy. Ukrywanie list osób popierających kandydatów źle się kojarzy. Tłumaczenie, że to ujawnienie nazwisk sędziów popierających kandydata na członka KRS może prowadzić do ich stygmatyzacji jest absurdalne.
Bo ja już nie mówię o tym, że ci sędziowie, którzy popierają swoich kandydatów do KRS wstydzą się przyznać do tego, że to robią. Ale w jaki sposób oni mogliby zakładać, że będą stygmatyzowani, gdy ich nazwiska zostaną ujawnione? Szczerze powiem, że bardzo źle się takie tajne listy kojarzą. Nie będę mówić w jaki sposób, bo każdy ma prawo do wyciągania własnych wniosków. Ale samo założenie, że one będą niejawne jest dla nas niesłychane. Tym bardziej, że ustawodawca, jak i rząd, proponując i wprowadzając w ustawie o KRS zmiany deklarowali pełną transparentność.
Znamy już nazwiska kandydatów do nowej KRS. Są to w większości osoby kojarzone z resortem sprawiedliwości albo wręcz z ministrem Ziobro. Ale poza tym są to osoby z wyrokami dyscyplinarnymi na koncie; sędzia Mariusz Lewiński ma aż 27 przewinień na koncie.
Ten pan w ogóle nie spełnia warunków wyboru, bo jest sędzią w stanie spoczynku. Nie powinien być w ogóle brany pod uwagę jako kandydat. Dla mnie każde prawomocnie zakończone postępowanie dyscyplinarne dyskwalifikuje kandydata do uczestnictwa w pracach KRS. Pozbawia go autorytetu, szacunku środowiska.
W państwie praworządnym nie powinno się aby promować osób z postępowaniami dyscyplinarnymi. Nie tylko w zawodzie sędziego. Popatrzmy na inne profesje np. lekarzy, adwokatów, radców prawnych i szereg innych grup zawodowych. Ktoś kto ma "dyscyplinarkę" jest absolutnie wyłączony z możliwości awansu, a czasami nawet w trakcie postępowania zawieszany w prawie wykonywania zawodu.
Dyplomacja polega na kompromisie. Pojawia się więc pytanie, w jakim zakresie UE będzie w stanie pójść na kompromis, a w jakim zakresie nasz rząd jest w stanie pójść na kompromis. Gdyby było tak, jak twierdzą rządzący, że reformują wymiar sprawiedliwości w sposób wręcz doskonały, że postępowania przyśpieszyły, a obywatele są wniebowzięci i czekają tylko na dalsze zmiany, to byśmy po prostu kłamali. W związku z tym rząd musi się poważnie zastanowić jak rozwiązać ten problem. A nie będzie to łatwy problem do rozwiązania.