Poseł Adam Andruszkiewicz tworzy nowe struktury: "Drużyny A". Zdjęcie pochodzi z 2016 r. z antyimigranckiej demonstracji w Białymstoku.
Poseł Adam Andruszkiewicz tworzy nowe struktury: "Drużyny A". Zdjęcie pochodzi z 2016 r. z antyimigranckiej demonstracji w Białymstoku. Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
Reklama.
Ma zaledwie 27 lat i za sobą przynależność do wielu ruchów i organizacji. Zawsze po skrajnie prawej stronie. Nigdy nie ukrywał przy tym swoich ambicji. Ostatnio przyznał, że całkiem poważnie rozważa udział w wyborach samorządowych, by zawalczyć o prezydenturę w Białymstoku. Uważa przy tym, że miastu niesłusznie przyprawiono gębę siedliska neofaszyzmu i on z tą łatką zamierza walczyć.
"Totalni (...) największym zagrożeniem"
Da się jednak zauważyć, że jego polityczne plany sięgają dużo dalej niż stanowisko prezydenta w blisko 300-tysięcznym mieście. Parę miesięcy temu ruszył w Polskę i błyskawicznie zgromadził wokół siebie grono ok. 20 tys. zwolenników. A obserwując jego wpisy na Twitterze i aktywność w mediach publicznych, łatwo dostrzec, co jest jego celem nadrzędnym – nie dopuścić, by obecna opozycja kiedykolwiek wróciła do władzy.
Realizuje zatem marzenie PiS, choć w rządzącej partii nie jest. Gdy opuścił ruch Kukiz 15', spekulowano, że pójdzie bezpośrednio do ugrupowania Kaczyńskiego. Tak się jednak nie stało – Andruszkiewicz zasilił szeregi niewielkiego koła Wolni i Solidarni, założonego przez innego zbiega od Kukiza, Kornela Morawieckiego. "Nie możemy pozwolić na to, żeby za dwa lata wrócił Donald Tusk, przejął władzę i wszystko zniszczył" – tak w TVP Info tłumaczył swoją decyzję o zmianie politycznych barw.
Siłownia, swastyka i gejowski plakat
Te słowa sprzed ponad roku to - wydaje się - credo działania Adama Andruszkiewicza. W "opozycji totalnej" dostrzega największe zagrożenie dla kraju i z owym "zagrożeniem" walczy z "totalnym" zapałem. Zresztą sam też bywa w tej walce poszkodowany. Co tu kryć – ktoś, kto ostatnio wyprodukował na jego temat zdjęciowego fejka, przesadził. Na Twitterze pojawił się fotomontaż. Widać posła Andruszkiewicza ściskającego dłoń z bywalcem siłowni, który na sobie ma... koszulkę ze swastyką.
logo
To zdjęcie na Twitterze pojawiło się 13 lutego. Choć szybko wykryto, że jest to fejk, to autor nadal nie usunął go z profilu. Fot. Twitter.com / Andrzej Niewiaromski
Zdjęcie opatrzone zostało wezwaniem do Prokuratury Krajowej, by podjęła interwencję w sprawie tego, z kim spotyka się parlamentarzysta. Znajomi Andruszkiewicza zaalarmowali go, co krąży po sieci – zamieszczono więc zdjęcie oryginalne i to sfałszowane. Zaznaczono przy tym, że taki fejk szkodzi nie tylko samemu zainteresowanemu, ale w ogóle Polsce.
W sumie dało się zauważyć, że to musi być fotomontaż – na ścianie siłowni widać bowiem plakat ewidentnie z jakiejś imprezy gejowskiej. Ale wiele osób się nabrało. Podało dalej i - jak obiecuje poseł Andruszkiewicz - te osoby proszą się o kłopoty. Parlamentarzysta oczekuje bowiem ukarania nie tylko tego, który sprokurował i zamieścił fejkowe zdjęcie, ale też i tych, którzy to posłali dalej w świat. W tym gronie znalazło się sporo osób uznawanych za "totalną opozycję".
"Chciano mnie zniszczyć, wyeliminować..."
"Sprawa jest już w rękach organów ścigania. Zrobię wszystko, by osoby zaangażowane poniosły konsekwencje swoich oszczerczych działań" – obwieścił Adam Andruszkiewicz w ostatni piątek. I widać, że nie brakuje mu determinacji, aby odegrać się na tych, którzy - jak to określa - uczestniczyli w "obrzydliwej kampanii fake news".
Nie da się ukryć, że rozpowszechniony fejk sprawił, iż Andruszkiewicz jeszcze bardziej nabrał wiatru w żagle i - mówiąc o sobie samym w kategoriach ofiary - popadał przy tym w patos.
Adam Andruszkiewicz
poseł koła Wolni i Solidarni

Chciano mnie zniszczyć, wyeliminować z polityki, uciszyć raz na zawsze. Ale dzięki temu, że stoi za mną taka armia tysięcy Przyjaciół, czyli Wy - wiem, że MUSZĘ dalej walczyć o nową Polskę wspólnie z Wami! I się nie poddam.

Fragment wpisu z Facebook.com
I faktycznie – Adam Andruszkiewicz słowem i czynem o tę "nową Polskę", taką jak ją sobie wyobraża, walczy w ostatnim czasie coraz ostrzej. Zdecydowanie bierze w obronę Mateusza Morawieckiego, chwaląc go za słowa o "żydowskich sprawcach". Wszelkie słowa krytyki pod adresem premiera odpiera bezpardonowo, w stylu, jakiego nie powstydziliby się Krystyna Pawłowicz czy Dominik Tarczyński. "Opozycja totalna chce po trupie Polski odzyskać władzę" – stwierdził w telewizji wPolsce.pl. "Jeśli dziś nie zrobimy porządku z opozycją totalną - w przyszłości skończy się to podobnie" (w domyśle - wróci komunizm) – tak z kolei na Twitterze odniósł się do krytyki senatora Marka Borowskiego pod adresem premiera Morawieckiego. Widać wyraźnie, że spór w relacjach polsko-izraelskich to coś, w czym poseł powołujący się na przedwojenne endeckie tradycje czuje się jak ryba w wodzie. W tamtych kręgach w II RP w latach 30. słowo "szkodnik" też było dość często używane.
"Jedni latają na Maderę..."
Na Twitterze, Facebooku oraz w tradycyjnych mediach Adam Andruszkiewicz obecny jest niemal non stop. Jest go wszędzie na tyle pełno, że można mieć wrażenie, że jest on przedstawicielem znaczącej siły politycznej, a nie niewielkiego, 6-osobowego zaledwie, koła poselskiego. Ta aktywność zaś przekłada się na niemałą popularność. Odkąd Andruszkiewicz opuścił klub Kukiz 15', zaangażował się w dwie poważne inicjatywy – zaczął tworzyć Akademię Młodej Endecji, która - wykładami głoszonymi choćby przez Rafała Ziemkiewicza - ma formować "przyszłe elity dla Polski".
Od paru miesięcy tworzy też "Drużynę A", jeżdżąc po całej Polsce (nota bene – z jeżdżenia po całym kraju poseł słynie – w 2016 r. pobrał z Sejmu 40 tys. zł tzw. kilometrówki, choć nie posiadał prawa jazdy). W Białymstoku na ostatnim sobotnim spotkaniu z wyborcami tłum był niemały. Ale nie tylko we własnym regionie na spotkaniach z Andruszkiewiczem jest pełno – poseł raz po raz zamieszcza zdjęcia a to z Krakowa, a to z Zielonej Góry. Braku aktywności bez wątpienia zarzucić mu nie można.
Portal endecja.pl podaje, że zaledwie w parę tygodni do klubów "Drużyny A" przystąpiło niemal 20 tys. osób. Andruszkiewicz zatem jest na fali. Najbliższe tygodnie zapewne pokażą, czy zdecyduje się na start w wyborach na prezydenta Białegostoku. Możliwe, że nie, bo najpewniej mierzy wyżej. A opozycja może się od niego uczyć, jak aktywnie i od dołu budować struktury.