Jeśli ktoś za kratami pracował, ma większe szanse stanąć na nogi i zacząć życie od nowa. Jeśli nie, jest znacznie trudniej. A najtrudniej wtedy, gdy skazany woli żyć według reguł, które są mu znane sprzed pobytu w więzieniu, a które za kratami zgłębił jeszcze bardziej. Warunkowe zwolnienie z więzienia Tomasza Komendy to dobry moment, by zadać sobie pytanie – na co może liczyć skazany po wyjściu na wolność. I czy to wystarczy?
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
– Widziałem takich, którzy wychodząc z więzienia, mieli w kieszeni parę tysięcy złotych, ale to rzadkość. Częściej spotykałem takich, którzy nie mieli przy sobie ani grosza. Wiele zależy od Zakładu Karnego – przyznaje w rozmowie z naTemat Tomasz Samsel, kierownik ośrodka prowadzonego przez Stowarzyszenie Penitencjarne "Patronat" w Warszawie blisko kolejowego torowiska niedaleko dworca Wschodniego. Do tej placówki trafiają osoby bezdomne, które w ostatnim czasie opuściły Zakład Karny lub Areszt Śledczy. Ośrodek przy Siennickiej może być ich domem maksymalnie przez dwa lata. W tym czasie mają stanąć na własnych nogach. Czy faktycznie stają? Bardzo różnie to bywa.
Na pewno start łatwy nie jest. Bo na start więzień dostaje niewiele. Czy taki, który wychodzi na wolność skazany niesłusznie (co, owszem, zdarza się, ale - przyznajmy - sporadycznie), czy taki, który odsiedział to, na co zasłużył. – Pomoc postpenitencjarna może być zarówno pomocą rzeczową, jak i finansową. Staramy się, by była to pomoc adekwatna do sytuacji, w jakiej znajduje się dana osoba – wyjaśnia w rozmowie z naTemat rzeczniczka Dyrektora Generalnego Służby Więziennej ppłk Elżbieta Krakowska.
Z reguły jest tak, że na parę miesięcy przed planowanym zwolnieniem skazanego z Zakładu Karnego, ustala się na przykład, czy konkretny więzień ma dokąd wracać. I wtedy, nawet bez jakiegokolwiek wniosku skazanego, zapada decyzja o konkretnej pomocy.
Pomoc jednorazowa
Zgodnie z Kodeksem karnym wykonawczym taka pomoc z Funduszu Sprawiedliwości - Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej (tego samego, z którego ministerstwo Zbigniewa Ziobry przekazywało środki na Fundację Lux Veritatis, na Ochotnicze Straże Pożarne czy na sale gimnastyczne na uczelni) może wynieść maksymalnie 1/3 przeciętnego wynagrodzenia lub jej ekwiwalent rzeczowy. Przy aktualnym przeciętnym wynagrodzeniu na poziomie ponad 4,5 tys. zł świadczenie to może wynieść najwyżej trochę ponad 1,5 tys. zł. Oczywiście brutto. I oczywiście jednorazowo.
Wszyscy ci, których aresztowano lub skazano bezzasadnie, mogą liczyć na odszkodowanie i zadośćuczynienie. Prawnicy nie mają wątpliwości, że w przypadku Tomasza Komendy będą to sumy rekordowe. Ale - jak pisaliśmy - oczekiwanie na orzeczenie o przyznaniu pieniędzy trwa latami. Lekko upośledzony 23-letni Tomasz Kułaczewski został skazany za zabójstwo 10-letniego chłopca. Z więzienia wyszedł po 4 latach, gdy znaleziono właściwego sprawcę. Ale odszkodowanie i zadośćuczynienie (300 tys. zł) wywalczył dopiero wtedy, gdy miał 31 lat. Z czego żyć w międzyczasie?
Tomasz Kułaczewski na szczęście ma rodzinę, która mu pomaga. Podobnie jest w przypadku Tomasza Komendy. Ale przecież wiele osób, wychodząc z więzienia, nie ma do czego i do kogo wrócić. Zazwyczaj dlatego, że przed skazaniem żyli tak, że trudno się dziwić, iż ktoś ich nie chce znać. Jasne, że byłym więźniom nie należą się żadne pieniądze, jeśli skazani byli za to, co faktycznie zrobili. Jednak i społeczeństwu, i państwu powinno zależeć na tym, by - mimo wszystko - osoby te nie wróciły do dawnego stylu życia. Lecz jeśli nie ma pieniędzy na życie, to często się szuka sposobu na ich łatwe zdobycie. I tak koło się zamyka.
Musi radzić sobie sam
Więzień, wychodząc na wolność, zazwyczaj ma na sobie przekazane mu w darze ubranie, zaś w kieszeni pieniądze na bilet plus nieduży bonus. Funkcjonariusze w Zakładzie Karnym zawsze sprawdzają, skąd delikwent pochodzi, ustalają, ile będzie kosztować pociąg do danej miejscowości i dokładają - powiedzmy - ok. 50 zł, aby miał co zjeść po drodze. Dalej musi sobie radzić sam. – Jeśli nie ma nikogo, kto mógłby go przygarnąć, zawsze może się zgłosić do nas i tu zamieszkać. W więzieniu na do widzenia dają takie kartki z adresami, gdzie można przyjść po pomoc – mówi Tomasz Samsel, podkreślając, że w ośrodku przy Siennickiej rzecz jasna obowiązuje regulamin, do którego trzeba się stosować. A nie każdemu to wychodzi.
– Przebywając u nas, skazany może też zwrócić się z udziałem kuratora do sądu o jednorazową pomoc finansową albo bony na żywność. Może też zwrócić się do OPS-u - jeśli nie ma miejsca zameldowania i mieszka u nas to wtedy jest to ośrodek dla Pragi Południe. To oczywiście trochę trwa. Może też w tym czasie np. zarejestrować się jako bezrobotny i poszukiwać pracy – wylicza kierownik "Domu Patronatu". Zapewnia przy tym, że w Warszawie da się znaleźć pracę, nawet mimo przeszłości więziennej. – Owszem, nie w każdym zawodzie. Sprzątanie sklepów, roznoszenie ulotek, praca na budowie - tu nikt raczej na to aż tak nie patrzy. Natomiast jak ktoś chce zostać magazynierem i pilnować towaru, to to raczej nie wchodzi w grę – wyjaśnia Tomasz Samsel.
Korzystają, jak potrafią
Najłatwiej na prostą jest wyjść tym, którzy w trakcie odbywania kary pracowali i wychodzą zza krat z jakąś sumą pieniędzy. Wtedy jest szansa, by wynająć jakiś pokój i próbować żyć normalnie. I tu - według ministerialnych statystyk - za sprawą programu "Praca dla więźniów" wiceministra Patryka Jakiego nastąpiła rzeczywista dobra zmiana. Jeszcze kilka lat temu w trakcie odsiadki pracowało ok. 1/4 - 1/3 skazanych, dziś jest to ponad połowa.
Większa część z nich pracuje nieodpłatnie, zaś ci, którzy zarabiają, też nie dostają po wyjściu wszystkiego, bo wynagrodzenie skazanego podlega wielu potrąceniom – i nie tylko jest to ZUS i podatek, jak u wszystkich innych. 10 proc. wynagrodzenia więźnia idzie na Fundusz Sprawiedliwości, zaś 25 proc. na Fundusz Aktywizacji Zawodowej Skazanych oraz Rozwoju Przywięziennych Zakładów Pracy. Wynagrodzenie skazanego to zazwyczaj płaca minimalna, więc po wszystkich odliczeniach więźniowi na jego koncie zostaje ok. 700 zł (w najlepszym wypadku – zazwyczaj z wynagrodzenia tego potrącane są choćby alimenty). Ale to już są konkretne pieniądze na start w nowym życiu. Wielu z tego korzysta, zwiększając swoje szanse na normalność po wyjściu zza krat. Ale wielu też korzysta... z okazji (serwis INNPoland pisał o ponad setce więźniów, którzy z programu "Praca dla więźnia" skorzystali tak, że... dali nogę; wielu też przyłapano na kradzieżach w pracy).
"Marna pomoc"
Dom prowadzony przez Stowarzyszenie Penitencjarne "Patronat" w Warszawie utrzymywany jest z pieniędzy miejskich oraz z ministerialnego Funduszu Sprawiedliwości (w tym roku w całym kraju dotację na pomoc postpenitencjarną otrzymało w sumie 30 organizacji; w Warszawie m.in. także Monar). Czy pieniądze z dotacji są wystarczające? Oczywiście, że nie. – Zapewniamy nocleg, wyżywienie, oferujemy pomoc prawnika i to tyle. Skromnie bardzo. Szkoda, że nie mamy psychologa, który pomagałby w odnalezieniu się na wolności i ułożeniu sobie życia, ale na to nie możemy sobie pozwolić – przyznaje Tomasz Samsel.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że im lepsza pomoc specjalistów dla osób wychodzących z więzienia, tym większe korzyści dla całego społeczeństwa. – Tak zwana recydywa wynika właśnie z marnej pomocy postpenitencjarnej. Nikt nie zastanawia się, że zmiana w tym zakresie mogłaby przyczynić się do spadku przestępczości – mówił przed rokiem ówczesny zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich, wieloletni dyrektor więzienia, Krzysztof Olkowicz, odwiedzając "Dom Patronatu". Ale niestety – takich miejsc jest o wiele za mało, a pomoc, jaką są w stanie zaoferować, też nie odpowiada skali potrzeb.
kierownik ośrodka prowadzonego przez Stowarzyszenie Penitencjarne "Patronat" w Warszawie
To jest tak, jak to w życiu bywa - na dziesięć strzałów jeden trafiony. I jak ten jeden się uda, to jest sukces. Generalnie zasada jest taka, że jeśli ktoś faktycznie chce zmienić swoje życie i zerwać z kryminalną przeszłością, to często mu się to udaje. Ale problem jest w tym, że oni wielokrotnie po prostu nie chcą...
ppłk Elżbieta Krakowska
rzecznik prasowy Dyrektora Generalnego Służby Więziennej
Oceniamy sytuację danego więźnia: sprawdzamy, czy ma jakieś pieniądze, jaka jest jego sytuacja rodzinna, czy ma gdzie mieszkać, dokąd musi dojechać. Jeśli nie ma odzieży odpowiedniej do pory roku, to taką odzież mu dajemy. Czasem tę odzież dostarcza mu rodzina, ale sytuacje są różne - czasem ta rodzina się od niego odwróciła, czasem też w rodzinie nikogo nie stać na kupno kurtki czy butów.
Nasza pomoc jest jednorazowa, udzielana tak naprawdę na te pierwsze dni po wyjściu na wolność. Później skazany może się zwrócić choćby do OPS czy różnych organizacji udzielających pomocy postpenitencjarnej.