Jerzy Miller, były szef wojskowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, wyjawił niedawno, że jego byłym współpracownikom sugerowano by - jeśli chcą mieć święty spokój - powiedzieli, iż raport komisji został sfałszowany. – Ale nikt tych srebrników nie przyjął – podkreślił. Byłych członków tzw. komisji Millera oraz tej cywilnej komisji kierowanej przez Macieja Laska spotykają polityczne szykany ze strony PiS. Utrudniano im życie na różne sposoby. Poza zwykłym hejtem w sieci, eksperci lotniczy otrzymywali pogróżki, mieli problemy z pracą, łamano ich kariery w wojsku. Ze smoleńskim piętnem będą żyć już zawsze.
PiS próbowało ich przekabacić
– Zostali zaproszeni do udziału w pracy komisji Macierewicza właśnie po to, żeby można było powiedzieć, że członkowie komisji, której ja miałem okazję przewodniczyć, zmienili zdanie, podpisując się pod innym raportem, z inną treścią – wyjaśniał Jerzy Miller w "Kropce nad i" w TVN 24.
Podkreślił, że oburza go, iż członkowie komisji, której przewodniczył, stracili pracę. – Nie dlatego, że źle ją wykonywali, tylko dlatego, że mieli odwagę podpisać się pod prawdą – stwierdził.
Byli członkowie komisji Millera i Laska, z którymi rozmawialiśmy, przekonują, że nadal utrzymują ze sobą kontakty. Także dlatego, by łatwiej im było znosić ataki i odpierać zarzuty PiS. Ale tylko niektórzy godzą się rozmawiać pod nazwiskami. Boją się kolejnych problemów, głównie z pracą.
Zemsta PiS przybrała nawet normy prawne. W 2016 roku zmieniono prawo lotnicze. – Pozbawiono cywilną komisję badania wypadków lotniczych niezależności, tak aby rozwiązać ze mną umowę o pracę. W ramach protestu odeszło prawie 70 procent członków mojej komisji – wspomina w rozmowie z naTemat Maciej Lasek, były szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. który współpracował też z tzw. komisją Millera.
– Był też wniosek tzw. profesorów smoleńskich popierany przez MON w sprawie odebrania mi doktoratu. Pismo trafiło do władz Wojskowej Akademii Technicznej – przypomina, były szef PKBWL.
Lasek pamięta jak straszono jego kolegów i współpracowników. – Wielu z tych, którzy pracowali w wojsku odeszło. Także ci, którzy pracowali w sektorze państwowym mieli problemy, choć nie będę wymieniał nazwisk żeby im nie zaszkodzić jeszcze bardziej. Ale szykany są chyba typowe dla tego środowiska, które za tymi szykanami stało. Dopóki władzę sprawują ludzie, którzy nie są w stanie oddzielić polityki od profesjonalizmu, to będzie trwało – zauważa.
Państwo ich porzuciło
Na dodatek, jak podkreśla – działalność najpierw zespołu, a potem podkomisji Macierewicza –zdeprecjonowała instytucję ekspertów lotniczych. – Dzisiaj ekspertem od badania wypadków lotniczych i pracy pilotów może być architekt, albo specjalista od betonu – wskazuje.
Agata Kaczyńska była sekretarzem dwóch komisji: tej cywilnej, w której miała etat i która była jej stałym miejscem pracy i tej wojskowej, która badała katastrofę smoleńską i w której pracowała na umowę zlecenie.
– Praca dla komisji wojskowej przełożyła się na pracę w komisji cywilnej – mówi w rozmowie z naTemat Kaczyńska. – PiS zmieniło prawo lotnicze w taki sposób, że nasza stała praca przestała być stałą pracą. Oni zmienili to prawo w celach politycznych, a nie merytorycznych. Gwarancje niezależności ekspertów zostały zniszczone – podkreśla nasza rozmówczyni.
Przypomina, że zmieniono formę zatrudnienia specjalistów z umowy o pracę na kadencyjny system powoływania. – Politycy przyznali więc sobie narzędzia nacisku i wpływu na badaczy katastrof lotniczych. W rzeczywistości zniszczono cały system badania zdarzeń lotniczych, który oparty był na zbudowanym przez lata zaufaniu – tłumaczy.
I dodaje : – Hejt jest naszym chlebem powszednim. Najbardziej cierpią nasi bliscy. Pojawiały się anonimy, pogróżki. Ale ja nie mogę sobie pozwolić na to, by ciągle chodzić do sądów i zamienić swoje życie w walkę o dobre imię. Od tego jest moje państwo, ja pracowałam dla państwa, które powinno zachować ciągłość. Czuję się dzisiaj w pewnym sensie przez to państwo zdradzona – mówi.
Lasek podkreśla, że członków jego komisji łączyła misja. – Na "zewnątrz” płace były dwu-trzykrotnie wyższe, ale nikt nie narzekał. Dzisiaj moi koledzy i koleżanki czują się zdradzeni. To jest zdrada tego w co wierzyli, czemu poświęcili życie – ocenia.
"Zdrajcy", "zaprzańcy", bezrobotni
Stałym instrumentem używanym przez Antoniego Macierewicza i jego współpracowników było i jest straszenie byłych członków komisji Millera i Laska odpowiedzialnością karną.
– Nie mam na chwilę obecną żadnej wiedzy by było wobec mnie prowadzone jakieś
postępowanie. Ale nazywanie nas w mediach zdrajcami, zaprzańcami, te wszystkie obelgi wypowiadane zza immunitetów, świadczą o słabości tych, którzy to robią – mówi Kaczyńska. – Im zależy na rozgłosie. A ja nie chcę karmić trolli – zaznacza.
Zdradza, że w systemie badania zdarzeń lotniczych przepracowała 16 lat, a to są konkretne umiejętności, które można wykorzystać tylko w tym obszarze. – Dzisiaj przekazuję wiedzę studentom. Na szczęście mam z czego żyć. Ale Maciej Lasek ma rację mówiąc, że Smoleńsk nigdy się dla nas nie skończy – ocenia.
Przy okazji Kaczyńska zwraca uwagę, że nieprawne wykorzystanie i upublicznianie materiałów pochodzących z badania, "w tym przede wszystkim z nagrań przebiegu dyskusji podczas naszych posiedzeń, które to nagrania były wynikiem naszej własnej woli a nie jakimś nakazem prawnym", będzie miało ogromne znaczenie dla przyszłości badań zdarzeń lotniczych w Polsce.
– Sądzę, że po obserwacji naszych doświadczeń niewielu będzie chętnych by w przyszłości współpracować z instytucjami państwowymi, co zresztą było już widać przy próbach kompletowania składu podkomisji Antoniego Macierewicza. To wszystko jest po prostu psuciem państwa i burzeniem zaufania do prawa i zasad. Wszystko można politycznie zmienić a umowy nie obowiązują... – zauważa była sekretarz w komisjach Millera i Laska.
Inny były członek komisji, który chce zachować anonimowość wraca do przegłosowanej przez PiS zmiany prawa lotniczego. – Ja byłem jedną z trzech osób, które zgodnie z kodeksem pracy powinny być wtedy objęte ochroną przedemerytalną, ale pomimo tego pozbyto się nas z komisji – opowiada rozmówca naTemat.
– Przez wiele miesięcy próbowałem znaleźć pracę. Składałem aplikacje, ale pomimo tego że spełniałem wszystkie warunki okazywało się, że - jak słyszałem - wyżsi urzędnicy nie zgadzali się na zatrudnienie mnie. W końcu udało mi się znaleźć pracę. Próbowano to odkręcić, ale na szczęście umowa została podpisana więc nie było pretekstu – tłumaczy.
Kiedy koniec śledztwa?
Przypomnijmy, że prokuratura, która nadal prowadzi śledztwo ws. katastrofy od wielu lat dysponuje kompleksową opinią, sporządzoną przez zespól biegłych pod wodzą płk. pilota dr. inż. Antoniego Milkiewicza.
Wnioski z opinii są m.in takie: gęsta mgła, szybkie zniżanie samolotu, złamanie zasad bezpieczeństwa, błędy w naprowadzaniu maszyny, błędna decyzja o niezamykaniu lotniska, uderzenie w brzozę, utrata fragmentu skrzydła i zderzenie z ziemią. Żadnych eksplozji, żadnego zamachu.
Tezy opinii pokrywają się w większości z raportem końcowym Jerzego Millera, o którym przez lata PiS mówił, że został przepisany z rosyjskiego raportu MAK. Raport Millera opisał jednak bałagan zarówno po polskiej, i po rosyjskiej stronie w dniu katastrofy.