Były szef MON i przewodniczący podkomisji smoleńskiej Antoni Macierewicz zaatakował nowych ekspertów prokuratury, która bada przyczyny katastrofy lotniczej sugerując, że mają związki z Kremlem. Trwa zakulisowa wojna między tymi instytucjami. Co zrobi prokuratura z opinią polskich biegłych, którą od dawna ma na biurku i która wyklucza zamach? Kiedy poznamy ostateczne ustalenia śledczych w sprawie katastrofy smoleńskiej? Rozmawiamy o tym z dr Maciejem Laskiem, byłym przewodniczącym Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Dr Maciej Lasek: Nietrudno zauważyć, że pozycja pana Macierewicza w polityce dość mocno przygasła. Z niemalże drugiej osoby w państwie stał się szeregowym posłem i przewodniczącym podkomisji smoleńskiej, która od dwóch lat nie ma się czym pochwalić. Poza tym partyjni koledzy pana Macierewicza rezygnują z wszystkich jego pomysłów. Widać więc, że ta pozycja jest słaba. A jeżeli podejmowane są działania na dalsze osłabienie tej pozycji, to znaczy też że i wiara w realizację zapewnień posła Macierewicza iż w Smoleńsku był zamach a nie zwykły wypadek lotniczy, w samym PiS bardzo mocno osłabła.
Macierewicz niemal cały swój kapitał polityczny zbudował na katastrofie smoleńskiej.
Ewidentnie postawił na złego konia. Nie wierzę bowiem żeby nie wiedział jakie są fakty i do jakich konkluzji dochodzi powoli prokuratura. Ale trwał w tym smoleńskim obłędzie. Te wszystkie teorie, które wygłaszał przez prawie osiem lat, teorie często ze sobą sprzeczne, często szokujące, nie przetrwały próby czasu, nieraz nawet kilku tygodni. Przed wyborami mówił o umiędzynarodowieniu badania śledztwa, nie udało mu się jednak zatrudnić do podkomisji żadnego eksperta, który kiedykolwiek badał wypadek lotniczy. Być może najbliższa ósma rocznica katastrofy pokaże rzeczywiście, że król jest nagi.
Można odnieść wrażenie, że ma miejsce jakieś przeciąganie liny między podkomisją Macierewicza, a prokuraturą, która bada katastrofę smoleńską. Były szef MON zaatakował ostatnio ekspertów prokuratury i sugeruje, że są związani z Kremlem.
Trudno mi to komentować, ale trzeba wskazać, że obecna prokuratura kontynuuje prace prokuratury wojskowej, która zebrała znaczny materiał dowodowy. Ten materiał jest dostępny dla pełnomocników rodzin, czyli osób pokrzywdzonych w tej katastrofie. Tutaj nie ma miejsca na jakiekolwiek manipulacje, śledczy muszą poruszać się na twardym gruncie dowodów. Wiedzą, że koniec końców te dowody muszą być jeszcze ocenione przez - miejmy nadzieję - niezawisły sąd.
Takich ograniczeń nie ma w działalności podkomisji, gdzie każdą, dowolną hipotezę można wymyślić. Ostatnio nawet prof. Binienda w Telewizji Republika stwierdził, że oni niczego nie muszą udowadniać, wystarczy, że powiedzą jak było, a to prokuratura jest od udowodnienia tego. Dla Antoniego Macierewicza i podkomisji największym zagrożeniem dzisiaj jest rzetelna praca prokuratury. Co zresztą widać w personalnych atakach mediów sprzyjających mu wobec niektórych nowych biegłych prokuratury.
Ale prokuratura chyba też się nie bardzo kwapi by zakończyć to śledztwo?
Tak. Przypomnę, że na portalu niezniknelo.com są wszystkie archiwalne oświadczenia, wnioski i ekspertyzy, które zostały opublikowane przez prokuraturę wojskową, bo przypomnę, że strona internetowa Naczelnej Prokuratury Woskowej również zniknęła. Z tych dokumentów, które są dostępne w sieci wiadomo, że już pod koniec 2015 roku poprzedni zespół prokuratorski wskazał do jakich konkluzji zmierzają, że nie było wybuchu, że nie ma żadnych przesłanek by podejrzewać celowe działanie osób trzecich.
I potwierdzała de facto wnioski wynikające z prac komisji Millera. Po zmianie składu prokuratorskiego działania śledczych nieco spowolniły, bo podjęto decyzję o ekshumacjach wszystkich ofiar oraz w sprawie ponownego przeprowadzenia badan fizykochemicznych. Podjęto też decyzję o powołaniu nowego zespołu biegłych. Wydaje mi się, że prokuratura albo chce oddalić od siebie tą ostateczną decyzję o zakończeniu postępowania albo chce się wzmocnić autorytetem zagranicznych instytucji by rozwiać emocje, którymi gra Macierewicz.
Zostawmy te proceduralne kwestie. Prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział, że 10 kwietnia odbędzie się ostatnia tzw. miesięcznica smoleńska. Na Placu Piłsudskiego w Warszawie budowany jest też pomnik poświęcony ofiarom katastrofy smoleńskiej. Jaki ma pan do tego stosunek?
Mam do tego neutralny stosunek. Mam ten komfort, że nie muszę zajmować żadnego stanowiska w sprawie miesięcznic, czy pomnika, bo nie mam na to wpływu, i nie muszę tam chodzić. Na pewno ofiary tej katastrofy wymagają upamiętnienia. Dla mnie przejmujący pomnik ofiar katastrofy jest na Powązkach, ciekawy był też projekt pomnika świateł. Myślę, że Warszawiacy wyrażą swoje stanowisko w sprawie akceptacji takiej czy innej formy upamiętnienia katastrofy.
Co powinno zrobić PiS jeśli ostatecznie okaże się, że o żadnym wybuchu, czy zamachu nie może i nie mogło być mowy, że fakty temu przeczą? Bo przecież w publicystyce istniał nawet termin mitu założycielskiego nowego PiS, mitu zbudowanego na Smoleńsku.
Czego by nie zrobili, nie naprawią tych szkód które wyrządzili. I nie mam na myśli tylko takich instytucjonalnych szkód jak rozbicie Komisji Badania Wypadków Lotniczych, czy podważenie zaufania do specjalistów. Jeśli mamy taką sytuację, że piekarz może podważać raport specjalisty w danej dziedzinie, z całym szacunkiem dla piekarza i wszyscy się do tego przyzwyczaili, to chyba nie jest dobrze. Ja nigdy nie podważałbym sposobu pieczenia chleba przez piekarza, bo on jest specjalistą w tym zakresie. Naprawa tego, odbudowanie zaufania będzie wymagało wielu lat. Przez dekady nie da się też naprawić całego spustoszenia, które ten mit zamachowy lansowany przez PiS wywołał w relacjach międzyludzkich, czyli w społeczeństwie.
A tak po ludzku oczekiwałby pan jakichś przeprosin?
A co to zmieni? Skąd miałbym wiedzieć, czy takie przeprosiny byłyby szczere? Te przeprosiny powinny paść trzy lata temu. W 2015 roku prokuratura po raz pierwszy przedstawiła wnioski wynikające z kompleksowej opinii biegłych pułkownika Milkiewicza, tej do której nie chce się teraz przyznać.
To jest specjalista, który wykazał Rosjanom w 1987 roku, że to przez niewłaściwą konstrukcję ich silnika doszło do katastrofy w Lesie Kabackim. Trzy lata temu był czas na to, żeby przeprosić i zamknąć temat Smoleński, a skoncentrować się tylko na sposobach upamiętnienia ofiar tej katastrofy. Nie zrobili tego więc ja dzisiaj niespecjalnie oczekuję jakichkolwiek przeprosin bo one niczego nie zmienią.