
„Moja sprawa ma dwa [...] wątki. Jeden tworzyli nieudolni, nieuczciwi lub wręcz skorumpowani urzędnicy, drugi oszukując i manipulując K. Napiórkowska” – twierdzi Adam Gessler. Stołeczny restaurator nie zgadza się z zarzutami prowadzenia nieuczciwego biznesu i tworzy stronę, na której chce bronić swojego dobrego imienia.
Cała historia zaczyna się według Gesslera w 1988 roku, kiedy wraz z bratem założył lodziarnię w Pałacu Błękitnym w Ogrodzie Saskim. Niedługo po otwarciu, postanowili przebudować lokal, powiększając go poprzez połączenie go z zabytkowymi piwnicami pałacu.
Sprowadziliśmy w 1989 r. górniczą firmę z Katowic „Ewmark”, której zleciliśmy roboty budowlane i instalacyjne pod pałacem „Błękitnym”. Górniczą bo trzeba było palować budynek, wywozić spod niego setki ton ziemi, podbijać fundamenty o 70 centymetrów [...] Prace trwały prawie dwa lata, były realizowane zarówno pod ziemią, jak i nad ziemią, aby połączyć skrzydło pałacu, w którym mieściła się kawiarnia z podziemnymi salami. Trzeba było do tej części dobudować wewnętrzną oficynę. Jej powstanie musiał zatwierdzić konserwator zabytków, tak też się stało.
Gesslerom po zmianie systemu udało się ponownie wynająć lokal. Tym razem na preferencyjnych warunkach, z uwagi na duży wkład, jaki wnieśli w powiększenie restauracji (według restauratora, równowartość kilkuset tysięcy dolarów). Szybko jednak okazało się, że miasto postanowiło zwrócić pałac przedwojennym właścicielom. I tu, w 1992 roku, zaczyna się prawdziwa historia wielomilionowego długu Gesslera.
przestałem płacić czynsz zarówno za jeden, jak i drugi lokal, oświadczając, że spróbuję „odmieszkać” włożone w budowę kwoty.
„Drugi lokal”, o którym pisze Gessler, to „Krokodyl” przy rynku Starego Miasta. Przetarg na niego firma braci wygrała w 1991 roku. Startowała w nim również spółdzielnia „Społem” (dotychczasowy najemca) wraz z Katarzyną Napiórkowską (artystką, której galeria znajdowała się na parterze kamienicy).
Wygrała moja firma, tylko to, że wygrała nie oznacza, ze dostaliśmy ten lokal od razu, ani „Społem”, ani pani K. Napiórkowska nie zamierzali się stamtąd wyprowadzić. Komisja zaproponowała nam, żebyśmy pozostawili na parterze galerię pani K. Napiórkowskiej. Wyraziliśmy zgodę. Do umowy najmu wpisano nam punkt, który o tym stanowił (załącznik nr 3). Umowa ta niczego nie zmieniła, „Społem” w dalszym ciągu pozostawało w lokalu wraz z nimi pani Napiórkowska.
Gessler w opublikowanym liście żali się, że „Społem” długo wyprowadzić się nie chciało. A potem postawiło warunek, że wyniesie się, jeśli Gessler odkupi wszystkie meble z poprzedniej restauracji (jego zdaniem nadawały się tylko na śmietnik) i zatrudni dotychczasowych pracowników (których chwilę później zwolnił).
Ponieważ, ani ja, ani Urząd nie mogliśmy wypracować z panią K. Napiórkowską żadnego kompromisu, który umożliwiałby realizację umowy, zakładającej jej funkcjonowanie w tym lokalu, Zarząd Dzielnicy podjął decyzję o wykreśleniu tego punktu z umowy i zwrócił się do mnie o wyeksmitowanie galerii z tego lokalu (załącznik nr 7). [...] Wystąpiłem do Sądu o eksmisję pani Napiórkowskiej (załącznik nr 10), sprawa ta trwa do dzisiaj.
W 1992 roku restauracje Gesslera zaczęły mieć kolejne problemy. Restaurator przyznaje, że umowa na lokal przy rynku Starego Miasta zmuszała go do przeprowadzenia w nim wielu inwestycji. Zaciągnął na nie kredyt w wysokości 400 tys. dol.
Z przeznaczeniem na remont i przebudowę restauracji na rynku Starego Miasta. Zaczęła się galopująca inflacja, sprzedaliśmy rodzinny dom, zwróciliśmy kredyt. W tym samym mnie więcej czasie otrzymałem wypowiedzenie umowy najmu na kolejny lokal, ten na Rynku Starego Miasta. Wypowiedzenie to jedno, nadto urzędnicy zamknęli mi drzwi do restauracji, odcięli dopływ energii, wody i gazu. Oświadczono mi, ze możemy zacząć rozmawiać, jak zostanie zapłacona znacząca część długu (jak przyjęto nazywać rozliczenia między nami).
Tutaj zaczynają się największe rozbieżności między wersją miejskich urzędników, a wersją Gesslera. Zdaniem restauratora, urzędnicy zaproponowali mu porozumienie, które będzie obejmować zwrot kosztów remontu lokalu w pałacu (miał je ocenić rzeczoznawca).
Czerwiec był miesiącem wyborów samorządowych, urzędnicy którzy podpisywali porozumienie ze strony miasta, naturalnie startowali w wyborach. I tu nagle taki „pasztet”. Z wyceny wynika bowiem, ze miasto jest mi winne olbrzymią sumę pieniędzy, którą należałoby natychmiast wypłacić. Tymczasem urzędnicy przedstawiali się w prasie jako moi wierzyciele, co więcej potrafiący swój dług egzekwować. Jak do tego podejść w dniu wyborów?
Gessler napisał, że otrzymał od urzędników pismo, w którym zapewniano go, że dalsza realizacja porozumienia będzie możliwa po wyborach. Restaurator zwraca uwagę, że należność miasta wobec niego znacznie przewyższała jego zaległości z tytułu niepłaconego przez rok czynszu.
Tymczasem 27 listopada [...] otrzymuję kuriozalne pismo, w którym mówi, ze nie może zwrócić pieniędzy za remont i budowę Senatorskiej, bo nie wie komu je zwrócić, mnie czy mojemu bratu (Piotrowi Gessler). Więc na razie ich nie będzie zwracał (załącznik nr 21).
W tym samym czasie wciąż nie była podpisana umowa na lokal przy rynku Starego Miasta. Restaurator nie dostał także pozwolenia na prowadzenie ogródka. Adam Gessler wyliczył, że wskutek działań miasta jego firma traciła 100 tys. zł miesięcznie, a zatem przez cały okres urzędowania straciła 3,5 mln zł.
Proponowałem zapłatę za rok z góry. Nic. Miasto wolało tracić.
W tym czasie spółka Gesslera straciła też koncesję na alkohol. Gessler nie zgadza się z decyzją, więc kiedy urzędnicy ją utrzymują, idzie do sądu. Wygrywa sprawę w Naczelnym Sądzie Administracyjnym.
Naczelny Sąd wydaję wyroki, urzędnicy na nie gwiżdżą. To jest prawo? To jest Miasto prawa? Jak ja sprzedaję alkohol w największej i najsłynniejszej restauracji Warszawy bez zezwolenia (bo urzędnicy mi go odmawiają) , to ja popełniam przestępstwo, ale jak NSA wydaje wyrok mówiący, ze urzędnicy nie mieli prawa odmówić mi wydania koncesji, a oni jednak dalej odmawiają, to nie jest to przestępstwem?
Inny sąd wydaje z kolei wyrok eksmisji Adama Gesslera z lokalu. Problem polega na tym, że spółką go prowadzącą zarządza... jego brat.
To naturalnie był od początku absurdalny wyrok, jak i proces był absurdalnym. Można się było o tym przekonać już w chwili, kiedy dojść miało do orzeczonej eksmisji. Komornik, któremu gmina zleciła przeprowadzenie tej sprawy wezwał mnie do opuszczenia lokalu. Zgodnie z wyrokiem (załącznik nr 35). Po czym ustaliwszy, kto w istocie włada tym lokalem, odstąpił od tej eksmisji zawiadamiając o tym gminę (załącznik nr 37).
Adam Gessler ostatecznie został eksmitowany z lokalu na Starym Mieście w październiku 2007 roku. Jak napisał na stronie, przeciwko miastu wniósł pozew dotyczący roszczeń.
Kto mówi prawdę?
Czy dokumenty opublikowane przez Gesslera faktycznie świadczą na korzyść restauratora? Sprawa rodzi wiele pytań. Dlaczego Gessler przeprowadził kosztowny remont w nieruchomości, która nie należała do niego? I zrobił to bez zgody właściciela (miasta)? Dlaczego, choć biznes przynosił straty, restaurator przez kilkanaście lat nie rezygnował z lokalu na warszawskiej starówce? Jakim cudem w tym samym czasie kupował nieruchomości w całej Polsce?

