Fani Andrzeja Łapickiego nie kryją oburzenia po dzisiejszym artykule jednego z tabloidów. Gazeta sfotografowała żonę Andrzeja Łapickiego Kamilę jak wyrzuca do śmietnika zegarek, pamiątki, listy i zdjęcia wielkiego aktora. Czy miało prawo tak zrobić? Czy jest jakaś instytucja, która gromadzi pamiątki po znanych postaciach polskiej sztuki?
Śmierć bliskich jest bolesna. Dla wielu to ogromny szok, z którym długo nie mogą się pogodzić. Oczywiście rodzina i bliscy mają prawo z rzeczami zmarłego zrobić to, co chcą. Jeśli jednak zmarłym jest znana osoba – aktor, muzyk, poeta, sportowiec. Tracą go nie tylko bliscy, ale i rzesze fanów.
Zdarza się, że tak jak Kamila Łapicka, rodzina w żałobie wyrzuca rzeczy po zmarłym na śmietnik. Według "Super Expressu", do kosza trafił m.in. noszony przez Łapickiego szwajcarski zegarek wart ok. 4 tysiące złotych czy zdjęcia aktora autorstwa znanej fotografki Zofii Nasierowskiej. Kamili Łapickiej nie można tego zabronić. To był przecież jej mąż.
Pytanie jednak, czy w takich okolicznościach spuścizny po zmarłym nie można przekazać do jakiegoś muzeum, czy nawet w ostateczności, wystawić na cele charytatywne. W końcu dorobek artystów, jest chyba po części również dorobkiem narodowym. A wyrzucanie dorobku na śmietnik wydaje się w tym wypadku dziwnie niestosowne.
Zegarek dla Jasia
– Ludzie różnie reagują na śmierć bliskiej osoby. To ogromne emocje. Niektórzy przecież zmieniają mieszkanie albo całe przemalowują – mówi aktorka Magdalena Zawadzka, żona zmarłego w 2008 roku aktora Gustawa Holoubka.
Aktorka po śmierci męża nie wyrzuciła jego rzeczy. Rozdała je, nie od razu, ale dopiero po jakimś czasie. Osobiste rzeczy dostali zaufani przyjaciele. – Trafiły do przyjaciół godnych tych pamiątek. Wiedziałam, że nie zrobią z tym nic złego, że będzie to cenione – wspomina Zawadzka. Zegarek Gustawa Holoubka nosi jego syn. – Jaś sam o niego poprosił. Nosi go mimo, że jest nakręcany i przedpotopowy – dodaje aktorka.
Magdalena Zawadzka nie wyobrażała sobie również wyrzucenia czy oddania przypadkowym osobom ubrań męża. – Oddałam je naszemu przyjacielowi, który był podobnej postury co Gustaw. Syn jest dużo wyższy niż ojciec, więc wziął tylko niektóre swetry. Kiedy widzę go w takim swetrze, zawsze się wzruszam – przyznaje Magdalena Zawadzka.
Pokój Gustawa Holoubka wygląda dokładnie, jak przed jego śmiercią. – Nie widzę potrzeby zmieniania czegokolwiek. Tym bardziej, że jest funkcjonalny. Lubię siedzieć w jego fotelu. Czuję się wtedy tak, jakbym siedziała z nim – zaznacza żona Holoubka.
Holoubek nie pozwalał wieszać w mieszkaniu swoich zdjęć, bo jak twierdzi jego żona, uważał to za megalomanię i przejaw wydumanego ego. – Po jego śmierci porozwieszałam zdjęcia w całym domu. Czuję, że cały czas na mnie patrzy, a jest mi to absolutnie potrzebne – podkreśla z mocą aktorka.
Prawo żony
Agnieszka Perepeczko, aktorka i żona zmarłego w 2005 roku Marka Perepeczki uważa aferę wywołaną przez "Super Express" za zwykłe plotkarstwo. – Każda żona ma prawo sprzedać, oddać czy spalić po swoim mężu wszystko to, co chce – podkreśla Perepeczko w rozmowie z naTemat.
Aktorka po śmierci swojego męża była bardzo krytykowana za wystawianie jego rzeczy na Allegro. Wśród nich były płyty i książki. – Wszystkim się to ogromnie nie podobało. Ale mój mąż był przez ostatnie 40 lat życia kolekcjonerem. Mam małe mieszkanie i nie mam gdzie pomieścić 4 tys. książek i 4 tys. płyt. Takie ataki są idiotyczne i typowo polskie – irytuje się aktorka – Ważne jest to, że ten człowiek odszedł, a ja o nim pamiętam. To, że jego książki czy płyty puszczam w obieg po całej Polsce i mam z tego jakieś pieniądze, nie oznacza przecież, że o nim zapominam! Robię to, co mi się wydaje uczciwe. Każdy powinien się zająć swoim tyłkiem – dodaje stanowczo.
Jej zdaniem, ta sytuacja jest tak samo nie na miejscu, jak krytyka Andrzeja Łapickiego, z którą spotkał się po ślubie z młodszą od siebie żoną. – Nikt nie ma prawa krytykowania innych. To była decyzja Andrzeja i jego życie. Miał prawo robić to, co chce. Tak samo, jak jego żona – podkreśla Agnieszka Perepeczko.
Spuścizna narodowa
Pamiątek po zmarłych artystach potrzebują również fani i następne pokolenia. Co byłoby, gdyby na śmietnik trafiły ręcznie zapisane kompozycje Chopina? Albo projekty czy obrazy Leonarda da Vinci?
To zresztą nie pierwszy raz, kiedy obok tabloidowych plotek powraca temat prawa do spuścizny po artystach. Nie zawsze jest tak, że rodzina była w dobrych relacjach. Często, jak w przypadku Violetty Villas, byli przez lata skłóceni. Po jej śmierci w 2011 roku wszystkie pamiątki miały przypaść jej opiekunce – Elżbiecie Budzyńskiej, bo to jej, a nie rodzinie zapisała je legendarna gwiazda. Syn Villas, Krzysztof Gospodarek sprawę majątku postanowił rozstrzygnąć w sądzie. W 2012 roku prokuratura postawiła Budzyńskiej zarzuty znęcania psychicznego oraz nieudzielenia pomocy, co miało wpływ na śmierć artystki.
W ręce opiekunki – Aleksandry Wierzbickiej trafiły również bezcenne pamiątki po Kalinie Jędrusik. To przyjaciele Jędrusik stwierdzili po jej śmierci w 1991 roku, że artystka chciałaby, żeby majątek trafił w ręce opiekunki, bo Wierzbicka opiekowała się nią przez wiele lat. Teraz tego żałują, bo cały dorobek trafił na śmietnik lub został rozsprzedany.
Aktorzy, muzycy, malarze, poeci to grupa zawodowa, którą rodziny muszą się dzielić z fanami. A ci chcą uczestniczyć w ich życiu. Tym bardziej nie chcą się z nimi rozstawać po ich śmierci. Chcą zachować pamięć o nich i mieć prawo do spuścizny, również tej materialnej w postaci pamiątek. To jest niejednokrotnie trudne dla rodziny.
Magdalena Zawadzka, żeby podzielić się mężem z fanami napisała książkę "Gustaw i ja". Jej zdaniem, to dużo. – Gdyby ktoś poprosił mnie o przekazanie rzeczy do muzeum czy na wystawę mogłabym ofiarować np. garnitur, jakieś zdjęcia, nagrodę Wiktora. Ale tylko na chwilę. Do zwrotu. W książce [red. również "Gustaw Holoubek. Wspomnienia z niepamięci"] przekazałam bardzo dużo wspomnień, zdjęć i historii. Pamiątki po Gustawie to co innego. Są za bardzo osobiste, żeby rozstać się z nimi na zawsze – dodaje.