Połowa polskich uczniów do pomocy w nauce wybiera youtuberów - tak wynika z badania przeprowadzonego przez platformę Brainly. Wirtualnych nauczycieli dzieciaki najchętniej oglądają właśnie w popularnym serwisie społecznościowym. Twórcy filmów udowadniają, że szkolna wiedza jest ciekawa. – Dzieciaki przecież z natury lubią się uczyć – wyjaśnia naTemat medioznawca dr Jacek Wasilewski. Polski system edukacji... działa wbrew naturze.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Najczęściej oglądane przez polskich uczniów kanały popularnonaukowe to: Emce kwadrat, Mówiąc Inaczej, Po Cudzemu, Matematikus i Matemaks. Co drugiemu polskiemu uczniowi w nauce pomagają wirtualni belfrzy. Tymczasem podręczniki... kurzą się na półce. Tylko 43 proc. uczniów korzysta z nich przy odrabianiu prac domowych.
Niemal tyle samo uczniów (42 proc. ) wykorzystuje do tego celu treści zawarte na stronach internetowych. 40 proc. używa platform edukacyjnych, a dalej znajdują się książki i encyklopedie (30%), podpowiedzi rodziców (24%), filmy w internecie (21%) i korepetycje (18%). Platforma edukacyjna Brainly przeprowadziła badanie na grupie 735 polskich uczniów w wieku szkolnym. Czy szkolni nauczyciele mają się czuć zagrożeni?
Kanały popularnonaukowe nie tylko dla dzieci
Na Youtube znajdziemy pełen przekrój vlogerów - od prowadzących patologiczne transmisje celebrytów, po tworzących wartościowe treści edukatorów. Na szczęście tych pierwszych ubywa, a ci drudzy rosną w siłę. Influencerzy uważają, że stanowią uzupełnienie, a nie konkurencję dla nauczycieli czy podręczników.
– Większość popularnonaukowych kanałów na Youtube ma raczej coś uświadomić, zaciekawić i zmotywować do nauki, poruszając zagadnienia, które raczej nie pojawiają się na egzaminach – mówią Huyen i Marcin z kanału Emce kwadrat. Jako przykład podają swoje filmy: "Skąd się bierze deja vu?" albo "Dlaczego pod wpływem wody marszczy nam się skóra?".
Vlogerzy z Emce kwadrat nagrywają filmiki opatrzone atrakcyjną formą (m. in. uroczymi rysunkami). Popularyzują naukę w stylu uwielbianego przez miliony Neila deGrasse'a Tysona. Zresztą pochodzą z Wietnamu Huyen już dawno temu została okrzyknięta damską wersją Radka Kotarskiego z Polimatów.
Zupełnie inne podejście prezentuje np. kanał Matemaks. Michał Budzyński Stawia na twardą wiedzą, ale wszelkie logarytmy, tangensy, rachunki różniczkowe i inne cuda królowej nauk, tłumaczy jak przysłowiowej krowie na granicy. Dlatego jest uwielbiany przez uczniów, ale i dorośli mogą sobie w ten sposób odświeżyć wiedzę ze szkoły, by pomóc dziecku odrobić pracę domową z majzy.
Wielu obecnych 30-latków angielskiego uczyło się m. in. oglądając kreskówki na kanale Cartoon Network. Teraz dzieciaki chłoną obce słówka z Netflixa i Showmaxa, ale i YouTube kontynuuje tę tradycję. Arlena Witt bierze na warsztat konkretny case i tłumaczy go - nie tylko wyczerpująco, ale i multimedialnie i dowcipnie.
Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność
Niestety internet jak wiadomo to również wielki śmietnik informacyjny, pełen fake newsów i fałszywych informacji. Na tym polu to właśnie nauczyciele i rodzice mają ogromne pole do popisu, bo nie wszyscy uczniowie weryfikują czytane rewelacje.
"Ponad połowa uczniów (57 proc.) zdaje sobie sprawę czym jest fake news i wie, że mają one za zadanie wprowadzać czytelników w błąd. Dlatego prawie co drugi uczeń (48 proc.) weryfikuje informacje znalezione w sieci. 41 proc. przyznaje, że robi to czasami. Mimo, że 43 proc. badanych nie słyszało nigdy o fake newsach, to tylko jeden na dziesięciu uczniów (11%) nie sprawdza wiadomości, które przeczyta w internecie" – wskazuje badanie przeprowadzone przez platformę edukacyjną Brainly.
Na Youtubie można zabłądzić i trafić na filmy, w których przedstawiane są nieprawdziwe lub źle zinterpretowane informacje, które wprowadzają w błąd. – Dobrym przykładem są tzw. "naukowe" filmy o tym, że Ziemia jest płaska – tłumaczą twórcy kanału Emce kwadrat.
– W przypadku podręczników, treści przechodzą bardziej rygorystyczną weryfikację, dlatego przy korzystaniu z nich możemy być spokojniejsi, że jest ona generalnie zgodna z obecnym stanem wiedzy naukowej, chociaż oczywiście zdarzają się w nich błędy – dodają Huyen i Marcin. A do tego przemycają przestarzałe ideologie i politykę.
Swoje materiały tworzą na podstawie naukowych źródeł, które wypisują w opisie filmów na YouTube. – Oczywiście, czujemy bardzo dużą odpowiedzialność. Nasi młodsi widzowie często piszą nam o zajęciach, na których nauczyciel wyświetlił im nasz film – tłumaczą vlogerzy.
Wielkie wyzwanie przed polskim systemem edukacji
To, że uczniowie wolą oglądać fajny filmik na YouTube, niż słuchać przez 45 minut nauczyciela lub ślęczeć nad podręcznikiem, nie jest niczym zaskakującym. Czy trend powinien niepokoić? Medioznawca, dr Jacek Wasilewski, wyróżnia trzy powody takiego stanu rzeczy.
1. Dramatyczny spadek autorytetu nauczycieli Polscy nauczyciele często protestują. Związane jest to z warunkami pracy i motywacją tej grupy zawodowej. – Nauczyciele są przeciążeni obowiązkami, zmieniają się programy nauczania, występuje niepewność zatrudnienia – wylicza dr Jacek Wasilewski.
– Utalentowani nauczyciele, którzy mogliby inspirować i kształcić dzieciaki w szkole, pracują w innych, lepiej płatnych miejscach – dodaje. To wszystko przekłada się na jakość kształcenia w szkołach, a nudne lekcje nie są zatem jedynie winą nauczycieli.
2.Dzieci funkcjonują w nowoczesnym środowisku informacyjnym
– Uwaga nauczyciela podzielona jest na trzydzieściorgu dzieci, musi kontrolować czy wszyscy nadążają i tworzyć dystans, by mu nie weszły na głowę. Bloger jest pod tym względem bardziej atrakcyjny – przyznaje medioznawca. Czy to źle? – Twórcom filmów na YouTube zależy na oglądalności, bo na tym zarabiają. Jednocześnie muszą być ciekawi i wiarygodni, bo na tym bazuje ich popularność – tłumaczy dr Wasilewski.
Nauczyciel "starej szkoły" nie jest w stanie konkurować z tzw. infotaintment. YouTuberzy posługują się przyjaznym językiem, przekazują wiedzę z niesamowitą ekscytacją, a wszystko opakowują w efektowną otoczkę. Dla młodych to jedyna akceptowalna forma, bo pół życia spędzają w social media.
3. Idea podręcznika wynikająca ze studiów
W dawnych czasach słowo "lekcja" oznaczało "czytanie dzieła". Razem z nauczycielem interpretowało się fragmenty tekstu mistrza i opisywało w zeszycie. – Podręcznik ma różne wykresy, mapki, zdjęcia i pomaga w uczeniu się. Jednak to nie jest to samo co opowieść i interakcja – wyjaśnia medioznawca.
– Mamy niski poziom czytelnictwa w Polsce, dzieciaki nie widzą rodziców nad książkami, ale przed telewizorami i dlatego podręczniki wydają się mniej atrakcyjne. Dodatkowo kojarzą się ze żmudnymi pracami domowymi – dodaje specjalista.
O wadliwości systemu nauczania w Polsce trudno napisać coś nowego. To ostatni dzwonek, by wreszcie porządnie go przemodelować np. na wzór Finlandii i dostosować do XXI wieku. – W fińskich szkołach dzieci mają wręcz gadać na lekcji i dyskutować między sobą. Za to w Polsce mają siedzieć grzeczni i nie filozofować - to kolejna rzecz zaczerpnięta z uniwersytetu.
Blogerzy udowadniają, że szkolna wiedza jest ciekawa. – Dzieciaki z natury lubią się uczyć. natomiast szkoła funkcjonuje wbrew naturalnym skłonnościom młodzieży – mówi dr Jacek Wasilewski. – Polska szkoła pokazuje, że to co ciekawe, staje się nudne, a dziecko musi się dostosowywać do nauczyciela. Nauka nie jest przygodą, a sprowadza się do opanowywania materiału, a wszystko pod dyktatem ocen – dodaje medioznawca. Zupełnie inaczej wyglądają "lekcje" prowadzone przez youtuberów.
Zawsze staramy się, żeby warstwa merytoryczna była sprawdzana przez specjalistę w danej dziedzinie, w materiałach używamy przyjaznego języka - nie pojawiają się skomplikowane słowa, które nie byłyby wyjaśniane. Jeżeli to możliwe robimy doświadczenia, żeby coś wytłumaczyć i oczywiście wprowadzamy dawkę humoru. Są to elementy, które sprawdzają się w materiałach popularnonaukowych zarówno dla widzów wieku szkolnego jak i starszych.