Księża posypią głowy popiołem i przyznają, co robili dzieciom ich koledzy? Na to się nie zanosi, choć właśnie powstaje raport w sprawie pedofilii w polskim Kościele. – Biskupi będą lać krokodyle łzy i pilnie strzec, aby to, co nie ujrzało dotychczas światła dziennego, takie nadal pozostało – zdradza "Newsweekowi" ksiądz zaangażowany w proces kościelnych rozliczeń.
– Biskupi okopują się w schronach, ale liczą, że nawet jeśli przyjdzie fala, to zmyje sąsiada. Prawdziwego tsunami nie będzie – przekonuje w rozmowie z "Newsweekiem" duchowny, uczestnik obrad episkopatu, które odbyły się pod koniec września. Obrady były – teoretycznie – niezwykle ważne, ponieważ zakończyły się deklaracją, że do końca listopada doczekamy się raportu dotyczącego molestowania dzieci w Kościele.
Kościół w Polsce nad przepaścią?
Przypomnijmy, że w ostatnim czasie polski Kościół, między innymi za sprawą
"Kleru", stanął pod całkiem zasłużonym pręgierzem. I tak na przykład ksiądz Roman B., który wykorzystał seksualnie dziewczynkę (trafił do więzienia, choć odsiedział tylko cztery z ośmiu lat) został wydalony ze stanu duchownego i z zakonu.
Biskup Tadeusz Pieronek stwierdził zaś ostatnio, że Kościół nie powinien ponosić tak dużej odpowiedzialności, bo – jak stwierdził –
odpowiedzialność zbiorowa to "faszystowska zasada". Zapytany o to, dlaczego więc niemiecki Episkopat zdecydował, że będzie wypłacał po pięć tysięcy euro ofiarom pedofilów w sutannach, odparł: "Proszę pytać niemieckiego Episkopatu. Może ma za dużo pieniędzy? Polski Kościół jest biedniejszy".