Hiszpanie pokazali, że cierpliwość popłaca. W kraju bez tradycji motoryzacyjnych stworzono od zera zakłady, które dziś są jednym z głównych graczy na rynku i solidną marką w grupie Volkswagena. I tylko szkoda, że w podobny sposób jak Seat nie rozwijała się fabryka FSO na Żeraniu.
Fabryka Samochodów Osobowych na Żeraniu to smutne miejsce. Choć cały czas jest tu prowadzona jakaś działalność produkcyjna, to ostatni samochód z taśmy zjechał dobrych kilka lat temu. FSO to symbol nieudanego mariażu z włoskim Fiatem, a później koreańskim Daewoo. Polski sen o potędze motoryzacyjnej skończył się. Hiszpański trwa w najlepsze.
Seat pokazuje, że nawet w kraju bez tradycji motoryzacyjnych można osiągnąć sukces. W odpowiednim czasie przyłączyć się do odpowiedniego partnera. Dziś Seat jest częścią Grupy Volkswagena i od kilku lat coraz lepiej poczyna sobie na rynku sprzedaży nowych samochodów. Samochody z charakterystyczną literą S na masce są coraz popularniejsze.
Od Fiata do Volkswagena
Co ciekawe, gdy w 1950 roku powstawało Sociedad Española de Automóviles de Turismo SA, Fiat miał w konsorcjum swoje udziały, a pierwszym modelem, jaki w 1957 zjechał z taśmy produkcyjnej, był produkowany na włoskiej licencji model 600. W tym czasie na Żeraniu powstawały Warszawy i Syreny. Licencję na produkcję Fiata 125 zakupiono dopiero 8 lat później.
Seat dość długo się rozwijał. Pierwszy milion samochodów wyprodukowano dopiero w 1965 roku, drugi milion "pękł" sześć lat później. Przełomowym w historii firmy okazał się rok 1982, w którym podpisano umowę o współpracy w Volkswagenem. Dwa lata później fabrykę opuszczają pierwsze Ibizy, ale był to jeszcze model w dużej mierze oparty na włoskich komponentach.
Po współpracy z Fiatem szybko jednak pozostaje tylko wspomnienie. W 1991 roku zaprezentowano pierwszy model samochodu rodzinnego, Toledo, opartego na płycie podłogowej Golfa. Samochód cieszył się sporym powodzeniem zarówno w Hiszpanii, jak i na innych rynkach. Samochody z literą S na masce pojawiają się na polskich ulicach.
To był strzał w dziesiątkę. Tańsze od Volkswagena, z wielkim bagażnikiem szybko stały się ulubieńcami Polaków. Nowe samochody sprzedawały się nieźle. Później jednak stało się coś, czego nikt się nie spodziewał – popularność Seata spadła.
Przyczyniło się do tego pewnie kilka rzeczy. Przede wszystkim wzrost importu używanych aut z zachodu. Częstokroć bardziej opłacało się "ściągnąć" lepiej wyposażone autko zza granicy, niż kupić "golasa" w salonie. Mniej więcej w tym samym czasie na Żerań wchodził koreański koncern Daewoo, Matizy i Lanosy wyjechały tłumnie na polskie drogi.
Po tamtych czasach zostało dziś właściwie tylko wspomnienie. Na Żeraniu produkcja siadła, dyrekcja wyprzedaje ziemie zakładowe, ostatni samochód z taśmy zjechał w 2009 roku. W tym samym roku Seat przedstawił projekt Leon Twin Drive, pierwszy prototyp samochodu hybrydowego z hiszpańskim rodowodem.
Zakłady przyszłości
Seaty początkowo produkowane były w zakładach w Barcelonie, jednak z czasem fabryka tak się rozrosła, że trzeba było pomyśleć o nowych lokalizacjach. Kilkadziesiąt kilometrów od stolicy Katalonii mieści się olbrzymia fabryka w Martorell. Na miejscu zatrudnienie znalazło ponad 10 tysięcy ludzi, a już w sieci można znaleźć ogłoszenie o tym, że poszukiwanych jest kolejnych 500 pracowników.
W Martorell powstają modele Ibiza, Leon SC, Leon 5P, Leon ST, Leon Cupra ST, Leon Cupra SC, Arona, a także ... Audi Q3. Modele Ateca, Toledo, elektryczny Mii i Alhambra produkowane są w Czechach, na Słowacji i w Portugalii. W Barcelonie, w starych zakładach Seata produkowane są elementy tłoczone nadwozia. W innej hiszpańskiej fabryce, w El Prat de Llobregat na obrzeżach Barcelony, produkowane są skrzynie biegów.
Zdecydowanie największe są zakłady w Martorell. Bez większej przesady można powiedzieć, że zakłady ciągną się przez wiele kilometrów. W środku wszystko wygląda jak nie przymierzając – fabryka Minionków z kreskówki. Tysiące ludzi uwijają się przy taśmach, po których przesuwają się montowane pojazdy.
Proces automatyzacji robi wrażenie. Dość powiedzieć, że wózki dostarczające śrubki, części lub gotowe komponenty jeżdżą po hali samoczynnie, bez udziału kierowcy, po wyznaczonych trasach. Gdy ktoś stanie na ich drodze samoczynnie się zatrzymują, więc ryzyko wypadku praktycznie nie istnieje. Z grupą dziennikarzy z Polski przetestowaliśmy to bardzo dokładnie. Nikt nie wpadł pod koła.
Tu się dba o pracownika
Oglądaliśmy też SEAT CARS. Nie, to nie film rysunkowy o miłości Leona i Alhambry, tylko centrum medyczne z prawdziwego zdarzenia. Władze firmy uznały, że lepiej i taniej jest leczyć na miejscu niż wozić chorych do Barcelony. Na miejscu są medycy i fizjoterapeuci, ba – jest nawet ginekolog. W fabryce ponad 20 procent pracowników to kobiety.
Zadaniem medyków jest jednak nie tylko leczenie pacjentów. Pomagają też w usprawnianiu pracy przy taśmie. To pokazano nam na przykładzie pracownika, którego jedynym zadaniem w ciągu dnia jest "wbijanie boczków", czyli montaż elementu tapicerki do blachy drzwi samochodu. Każda mocowana jest na trzy zatrzaski, co wymaga od pracownika wykonania trzech uderzeń.
Pierwotnie pracowników wyposażono w gumowe miękkie młotki. Praktyka szybko zweryfikowała to rozwiązanie, pracownicy nie korzystali z młotków, boczki wbijali dłonią, po kilku tysiącach takich uderzeń zaczynali skarżyć się na stawy. Dzięki kamerom i komputerom przeanalizowano każdy ich ruch. Zoptymalizowano stanowiska pracy. I wyposażono w specjalne rękawice z wkładką amortyzującą.
Tajemniczy budynek
Obok fabryki znajduje się centrum projektowe. Wejść do środka nie jest chyba łatwiej niż przespacerować się po piwnicach Banku Rezerw Federalnych. Karty, czipy, ochroniarze. Dość powiedzieć, że wszyscy przed wejściem do środka musieliśmy oddać aparaty fotograficzne i telefony. Obowiązuje całkowity zakaz fotografowania.
Tam usłyszeliśmy między innymi o tym, jak się projektuje... kolor lakieru. Pracuje nad tym sztab ludzi i zajmuje to mnóstwo czasu. W Hiszpanii kolory mienią się w słońcu, więc w centrum jest specjalne patio z obrotową platformą, na której stawia się auto i obserwuje, jak światło układa się na przetłoczeniach karoserii.
Brzmi jak magia? Trochę tak, ale wystarczy spojrzeć na zaparkowanego przed wejściem do centrum Leona Cuprę w opalizującym szarym lakierze z miedzianymi dodatkami, żeby zrozumieć, iż kolor kolorowi nierówny i warto poświęcić choćby i półtora roku na dopracowane receptury.
Wizjonerzy z Barcelony
Seat produkuje prawie pół miliona samochodów rocznie, a przecież to tylko jeden z wielu producentów. Rynek powoli się nasyca, miasta stoją w gigantycznych korkach. Młodzi ludzie coraz mniej chętnie kupują samochody wiedząc, że ich posiadanie wiąże się z wysokimi kosztami. Trzeba kupić, serwisować, opłacić miejsce parkingowe, ubezpieczenie. Dużo tego...
Kierownictwo firmy zaczyna dostrzegać problem. Dlatego w samej Barcelonie pracuje mała komórka podległa centrali Seata. Zespół tworzy podstawy systemu przyszłości, dzięki któremu już za kilka lat będzie można wszędzie dojechać samochodem elektrycznym wypożyczanym na godziny.
Co w tym nowego? To prawda, wypożyczalnie samochodów działające podobnie jak system wypożyczalni rowerów Veturilo działają nawet w Polsce. Ale nie na taką skalę. Wizjonerzy z Metropolis Lab już dziś przygotowują podwaliny pod system, który totalnie zmieni zasady użytkowania aut.
Ideą systemu jest, żeby w każdej chwili, o każdej porze dnia i nocy można było znaleźć elektryczny samochód, wynająć go, a potem oddać podpinając do gniazdka ładowania. Tych aut ma być tak dużo, że tylko najbardziej zdesperowani zdecydują się na posiadanie własnych czterech kółek.
Utopia? Może i tak, słuchając naszego przewodnika z Metropolis Lab miałem wrażenie, ze słucham hipisa na festiwalu Woodstock mówiącego o życiu w komunie, dzieleniu się wszystkim, zaniku wszelkiej własności. Tyle tylko, że ideę totalnego współdzielenia samochodów właśnie zaczęto wdrażać w życie. Kwestią czasu może być, gdy podobne rozwiązania pojawią się także w Polsce.
Kto wie, może za ileś lat w Warszawie też wszyscy będą wypożyczać elektryczne samochody Seata. Póki co pozostaje żal, że FSO nie wykorzystało swojej szansy i dziś w zakładach na Żeraniu nie produkuje się nowoczesnych samochodów.