
"Koleżanka koleżanki była wczoraj na imprezie i nie uwierzysz, co mi powiedziała..." - chyba każdy z nas usłyszał kiedyś takie słowa, wraz z zapewnieniem, że to informacja z pierwszej ręki i że to NA PEWNO prawda. Zwykle trzeba dzielić je przez dwa, zwłaszcza w takich momentach roku jak Halloween, kiedy apetyt na straszne historie rośnie. Ale czym tak naprawdę są i skąd się wzięły miejskie legendy?
Legendy miejskie (ang. urban legends) istnieją od dawien dawna i od zawsze dostosowywane były do aktualnych czasów. Już w czasach II wojny światowej używało się ich jako "broni psychologicznej", a wiele z tych znanych do dziś powstało w Ameryce lat 50. ub. w.
Znajoma mojej przyjaciółki (tak, wiem jak to brzmi, ale to akurat na pewno prawda!) zainteresowała się tematem miejskich legend do tego stopnia, że to właśnie na nich skupiła się w swojej pracy dyplomowej. Dlaczego?
Dziwne, czasem i straszne historie, pojawiają się w każdym mieście. Bywają bardzo do siebie podobne, lecz zawsze dostosowane do realiów konkretnego miejsca. Tak, aby osoba, której je opowiadamy, była skłonna w nie uwierzyć.
Krążą legendy, że pewna kobieta z Tczewa zakupiła u miejscowego rzeźnika mięso na rodzinny obiad. W trakcie posiłku okazało się, że nie pochodzi ze zwierzęcia, a z człowieka. Wyszło to na jaw za sprawą babci, którą w trakcie wojny zmuszano do jedzenia ludzkiego mięsa. Badania podobno potwierdziły jej przypuszczenia.
Ile w tym prawdy?
Legendę dotyczącą studentów (w zależności od wersji, pochodzą oczywiście z innego miasta) sama pamiętam jeszcze z czasów licealnych, kiedy to na imprezach opowiadana była jako prawdziwa historia, którą ktoś usłyszał od znajomego, siostry czy wujka.
Klechdy, przypowieści aż wreszcie miejskie legendy. Wszystkie powstają z obaw społecznych, co zresztą widać wyraźnie nawet w kilku powyższych przykładach: przygoda na jedną noc może się źle skończyć, pewne zawody nie są dla kobiet, a zabawa z narkotykami może być tragiczna w skutkach.
