W dyskusji o ewentualnym powstaniu Muzeum Żydów w Białymstoku padło wiele argumentów merytorycznych. Ale na Facebooku pojawiły się i takie: "Mogliby podziękować Polsce za ocalenie wielu swoich braci, a zamiast tego szczują na nas cały świat". Niestety, w świat znów poszedł sygnał, że to miasto - delikatnie mówiąc - ma problem ze swoją przeszłością.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
W czasach zaborów, tuż przed I wojną światową, w Białymstoku mieszkało ponad 60 tysięcy Żydów. Momentami stanowili nawet 2/3 mieszkańców miasta. Tuż przed wybuchem II wojny światowej było ich w Białymstoku 40 tysięcy. I tyle też mieszkańców liczyło getto, które powstało w 1941 r., wraz z wkroczeniem wojsk niemieckich.
Zniknęli prawie bez śladu
Szacuje się, że wojnę przeżyło ok. 7 tysięcy białostockich Żydów. W znacznej części byli to ci, których od śmierci ocaliła wcześniejsza zsyłka w głąb Związku Radzieckiego w czasie, gdy miasto było jeszcze pod okupacją sowiecką. Po wojnie do Białegostoku wróciło tylko nieco ponad tysiąc z nich, ale już 1948 r. - jak pisze białostocki historyk dr hab. Daniel Boćkowski w książce "Białystok w czasie II wojny światowej" - pozostało ich w mieście tylko trochę ponad pół tysiąca.
Tworzyli to miasto przez całe lata i... zniknęli. Właściwie prawie bez śladu. Bo i sam Białystok w czasie wojny był niemal zrównany z ziemią. Mało które miasto zostało obrócone w gruzy w aż takim stopniu. Szacuje się, że Białystok został zniszczony w czasie wojny w 80 proc. Dokumentuje to Polska Kronika Filmowa z 1945 r., gdy walki na zachodzie kraju jeszcze trwały.
Na terenie, gdzie istniało getto, pozostały jedynie pojedyncze budynki. Drewniany dom przy ul. Bohaterów Getta 9, który jakimś cudem ocalał, pochodzi z roku 1924.
Niemy świadek tragedii
Władze Białegostoku przeznaczyły go do rozbiórki, ale zastopował to miejski konserwator zabytków. Argument, że budynek jest w złym stanie, a remont może pochłonąć nawet 2 mln zł, do niego nie trafił. – Nie można rozbierać budynków tylko dlaczego, że ich remonty są drogie – wyjaśniał Dariusz Stankiewicz w rozmowie z białostockim "Kurierem Porannym".
Dwukondygnacyjny dom przed wojną stał przy ulicy Kosynierskiej. Dziś ta ulica nie istnieje. Po sąsiedzku jest cmentarz, na którym chowano Żydów zmarłych w czasie niemieckiej okupacji i którzy w ten sposób uniknęli transportu do Treblinki. W miejscu dawnego cmentarza jest park. Stoi w nim pomnik upamiętniający Żydów zamordowanych przez Niemców i poległych w powstaniu.
Dziś wokół parku są same PRL-owskie bloki. I tylko jeden stary dom przy Bohaterów Getta 9 jest niemym świadkiem dramatycznych wydarzeń z czasów wojny.
Za symboliczną złotówkę
Lucy Lisowska, prezes Centrum Edukacji Obywatelskiej Polska Izrael, przedstawicielka Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie na Białystok i województwo podlaskie, w rozmowie z naTemat zapewnia, że to nie ona wyszła z inicjatywą, aby drewnianym budynku stworzyć muzeum, które upamiętniałoby białostockich Żydów. Autorem idei jest jeden z lokalnych dziennikarzy, który - gdy dowiedział się, że miasto chce ten dom rozebrać - zadzwonił do Lisowskiej.
– To jest zabytek i całe szczęście, że tę rozbiórkę wstrzymano. Dziennikarz zadzwonił do mnie i powiedział, że skoro ten pożydowski budynek zostanie uratowany, to może dałoby się go przejąć za symboliczną złotówkę, znaleźć fundusze, wyremontować i stworzyć muzeum. Mnie się ten pomysł spodobał, władze miasta wstępnie też wyraziły przychylność, ale... Co zrobią, to zrobią. Ja już nic na to nie poradzę – mówi Lisowska.
Przedstawicielka Gminy Wyznaniowej Żydowskiej nie jest pewna, co władze miasta teraz zrobią po tym, jak okoliczni mieszkańcy w poniedziałek zorganizowali protest przeciwko tworzeniu w tym domu żydowskiego muzeum. W rozmowach z przybyłym na miejsce dyrektorem Zarządu Mienia Komunalnego nie padł argument, że chodzi o to konkretne muzeum.
Parking ważniejszy
– My chcemy żyć, jak w normalnych osiedlach. Mieć piaskownicę, żeby wnuki się gdzieś bawiły – mówiła jedna z mieszkanek w rozmowie z dziennikarką Radia Białystok. Tłumaczono, że bardziej niż muzeum potrzebny jest parking, bo już teraz nie ma gdzie zaparkować, a i jest problem z dojazdem do bloków. Do tego budynek stwarzałby zagrożenie pożarowe, bo stoi zbyt blisko bloków.
Faktycznie – drewniany budynek od bloku nr 7 dzieli właściwie tylko chodnik. Bez wątpienia jego usytuowanie może być kłopotliwe dla mieszkańców i to jest merytoryczny argument w dyskusji.
W aktualnym krajobrazie osiedla dom nr 9 nie pasuje do reszty. Ale to przecież on tu był wcześniej – bloki powstały o wiele później. Więc może to raczej one nie pasują do niego.
A co by było w Jerozolimie?
W tym budynku jeszcze do niedawna mieszkali ludzie. Jak wynika z opisów okolicznych mieszkańców - raczej tacy bardziej imprezowi. Tym dziwniejszy wydaje się dzisiejszy protest przeciwko tworzeniu w tym miejscu Muzeum Żydów. "Jak jeszcze do niedawna mieszkali tam ludzie, była tzw. meta, od lat wokół której było pełno pijaczków, bezdomnych, to budynek nie przeszkadzał" – zwraca uwagę na Facebooku jedna z białostoczanek.
Jak pisał "Kurier Poranny", w czasie poniedziałkowego protestu przeciwko powstaniu muzeum w tym budynku padały argumenty typu: "Co by było, gdyby Polacy chcieli stworzyć muzeum tuż przy bloku w Jerozolimie?". – Słyszałam o tego rodzaju opiniach i... cóż powiedzieć. Nie chcę tego komentować – rozkłada ręce Lucy Lisowska.
Przyznaje, że absolutnie nie ma 2 mln zł na remont budynku i na razie się nad tym nawet nie zastanawia. – Jak będzie przychylna decyzja, wtedy zacznę o tym myśleć – mówi.
Gdy o proteście poinformowały lokalne media, w większości komentarzy przebijało ubolewanie, że obecni mieszkańcy miasta nie potrafią uszanować tych, którzy żyli w tym miejscu przed nimi. Nie brak jednak takich, w których pełno jest oburzenia, że miasto miałoby dać coś Żydom za symboliczną złotówkę.
"Stworzyć muzeum? Już płacimy za renowację ich cmentarzy, może wystarczy" – pada w jednym z komentarzy.
Argument ten nietrafiony jest choćby dlatego, że za renowację "ich" cmentarzy pieniądze nie idą z żadnych środków publicznych. Jak wyjaśnia przedstawicielka Gminy Żydowskiej, miasto nie daje na renowację cmentarza czy samych macew żadnych pieniędzy. Robią to wolontariusze z wielu krajów Europy czy USA. Przyjeżdżają co roku w sierpniu i pracują przez dwa tygodnie.
Taki wizerunek
Lucy Lisowska mówi, że jest w Białymstoku pewna grupka osób, która od lat pracuje na wizerunek miasta jako siedliska rasistów i antysemitów. Mówi o licznych inicjatywach kulturalnych i edukacyjnych, które mają to zmienić. I podkreśla, że przy tych wydarzeniach współpracuje z wieloma wspaniałymi ludźmi.