To nie są krótkie rozmowy. W 5 minut nie da się rozstrzygnąć problemów tak bolesnych, że młodzi ludzie są pogrążeni w beznadziei. Tak dogłębnej, że nie widzą sensu, by dalej żyć.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Z danych Eurostatu wynika, że Polska jest na drugim miejscu w Europie pod względem liczby samobójstw osób do 19. roku życia, tuż za ponad 80-milionowymi Niemcami. Za Odrą odnotowano w 2014 r. 224 samobójstwa zakończone zgonem, u nas 209. W tej smutnej statystyce przeganiamy znacznie liczniejsze od nas kraje, jak Francja czy Wielka Brytania.
Dane krajowe wypadają nieco inaczej, bo obejmują osoby do 18. roku życia. Ale i z nich płyną wnioski bardzo niepokojące. W 2017 r. znacznie wzrosła liczba prób samobójczych wśród nieletnich – z 475 do 730. W 116 przypadkach zakończyły się one śmiercią, to o 13 więcej niż przed rokiem. Nieco bardziej optymistycznie brzmi to, że spadła liczba samobójstw w grupie tych najmłodszych w przedziale wiekowym od 7 do 12 lat. W roku 2016 r. takich przypadków zakończonych zgonem odnotowano dziewięć, w kolejnym roku tylko jedno. Tu przyczyną najczęściej jest przemoc ze strony otoczenia.
Tak naprawdę jest o wiele gorzej
– Ten znaczny wzrost liczby odnotowanych prób samobójczych wynika ze zmiany w sposobie zbierania tych danych. Ale i tak te dane w niewielkim stopniu oddają to, jaka naprawdę jest skala zjawiska – wyjaśnia w rozmowie z naTemat Lucyna Kicińska, koordynatorka Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111. Jak mówi, WHO szacuje, iż liczby z oficjalnych statystyk należy przemnożyć razy sto lub nawet razy dwieście.
Te przerażające szacunki potwierdza zarówno niedawno przeprowadzona przez FDDS "Ogólnopolska diagnoza skali i uwarunkowań krzywdzenia dzieci", w której aż 7 proc. respondentów w wieku 11-17 lat zadeklarowało, że podjęło w swoim życiu próbę odebrania sobie życia, jak i to, co słychać na co dzień 116 111.
Średnio każdego dnia na Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży dzwoni 14 osób, które przyznają, że mają myśli samobójcze i zamierzają je zrealizować. Ba – już je realizowały.
Ale kiedy konsultanci pytają, czy ktoś dziecku pomógł po wcześniejszej próbie samobójczej, to pada odpowiedź, że nie, bo nikt o niej nie wiedział. Bo samochód wyhamował. Bo zwyciężył strach przed bólem, gdy zaczęło się ciąć. Bo gdy nałykało się leków nasennych i w sobotę obudziło się popołudniu, to wszyscy w domu się cieszyli, że nastolatek się w końcu wyspał, bo przecież za nim taki ciężki tydzień nauki. A on wie, że już nie powinien żyć. Tyle że nikomu tego nie powie.
Nawet jeśli dziecko się zwierza
Bo dzieci bardzo często nie mówią nikomu o swoich problemach. Wchodzą w rolę "opiekuna" – przecież rodzic i tak ma dużo własnych problemów. Albo tłumaczą, że mama nigdy nie zachęcała, by się jej z czegoś zwierzać.
– Z drugiej strony, gdyby zapytać mamę, czy dziecko do niej przyjdzie, jeśli będzie miało kłopoty, to odpowie, że oczywiście. Ale gdyby dopytać: "Czy kiedyś pani powiedziała swojemu dziecko - jakby się coś działo, to do mnie przyjdź", to ona powie: "Po co? Przecież to jest oczywiste". Niestety – nie jest. Mało tego – trzeba to dziecku mówić wiele razy i z przekonaniem – tłumaczy Lucyna Kicińska.
Ale nawet jeśli dziecko decyduje się powiedzieć rodzicom o problemie, to jest bardzo ostrożne, nie mówi wszystkiego. Na przykład mówi tak: "Mamo, jest mi smutno". I mama proponuje: "Może idź do kina, spotkaj się z koleżankami" albo rzuca tylko coś w stylu "Uśmiechnij się", "Będzie lepiej" lub "Weź się w garść".
– Tymi sposobami na pewno nie da się poradzić z myślami samobójczymi. W dziecku zaś tylko rośnie ogromne poczucie niezrozumienia, braku wsparcia, braku zainteresowania. I bardzo często z tym do nas dzwonią – wyjaśnia koordynatorka Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży.
"Naprawdę nie mam już siły"
Przez 10 lat istnienia w Fundacji Dajemy Dzieciom telefon 116 111 odebrano ponad milion razy. I gdyby nie ten telefon, setki prób samobójczych zakończyłyby się skutecznie. Nie ma w tym ani trochę przesady.
Bo bywa tak, że w czterdziestej minucie rozmowy telefonicznej nastolatka oświadcza do słuchawki, że teraz to już na wszystko jest za późno. Że zanim zadzwoniła, wzięła jakieś leki, popiła alkoholem i już czuje, że się z nią coś dzieje. Raczej nie zdarza się, żeby zadzwonił ktoś i powiedział: "Proszę mnie uratować". Częściej w słuchawce pada: "Naprawdę nie mam już siły".
W zdecydowanej większości kontaktów z Telefonem Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111 wystarcza rozmowa, wsparcie, wspólne szukanie rozwiązań. Rozmowy dotyczą relacji rówieśniczych, kłopotów rodzinnych, problemów z zaakceptowaniem własnego wyglądu, kłopotów w nauce. Nawet w rozmowach z nastolatkami w obniżonym nastroju, czy takim którym towarzyszą myśli samobójcze, udaje się znaleźć bezpieczne wyjście z kłopotów. Jednak jeśli życie lub zdrowie dziecka jest zagrożone, konsultanci wchodzą w rolę interwentów kryzysowych.
– Tylko w 2018 roku podjęliśmy 346 interwencji w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia. Część z tych interwencji dotyczyło osób, które były już w trakcie podejmowania próby samobójczej. Gdyby te osoby nie dodzwoniły się do nas na czas, to istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że one już do nikogo więcej by nie zadzwoniły – przyznaje w rozmowie z naTemat Lucyna Kicińska, koordynatorka Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111. W sumie przez 10 lat istnienia telefonu takich interwencji podjęto ok. 1200.
Na rząd nie ma co liczyć
To jasne, że Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę przeciwdziała samobójstwom – wprost: interweniując, ale też zapewniając możliwość anonimowego i bezpłatnego kontaktu z psychologiem w każdej ważnej dla dziecka sprawie. Kiedyś robiła to dzięki wsparciu państwa. Od 2018 r. na środki z rządu nie ma co liczyć.
Telefon funkcjonuje od 10 lat. Do końca 2016 r. działał między innymi dzięki środkom z konkursów organizowanych przez MSWiA oraz MEN. Odkąd rządzi PiS, tego typu konkursy w tych ministerstwach nie są organizowane, więc FDDS nawet nie ma jak ubiegać się o środki z tej puli.
Zresztą czasem można wątpić, czy w ogóle jest sens starać się o pieniądze z budżetu. Resort sprawiedliwości bowiem wprawdzie konkursy na środki z Funduszu Sprawiedliwości organizuje, ale największa organizacja pozarządowa w Polsce niosąca pomoc dzieciom, czyli właśnie FDDS, na pieniądze z tego Funduszu liczyć nie może.
Przed rokiem Fundacja ubiegała się o środki na inną działalność niż funkcjonowanie Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży. Wtedy chodziło o pomoc dla dzieci, które padły ofiarą przestępstw – wsparcie psychologów, terapeutów, korepetytorów pomagających odrabiać lekcje, ale także pomoc polegającą na wykupywaniu bonów żywnościowych.
Dotacje z Funduszu Sprawiedliwości otrzymały liczne jednostki OSP, fundacja Lux Veritatis, milion skapnął na remont sali gimnastycznej w mieście ówczesnego zastępcy Zbigniewa Ziobry, a Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę w ministerialnym konkursie przepadła.
Wzruszające wsparcie
Aby telefon mógł funkcjonować, pomogli sponsorzy. Najwięcej emocji wzbudziło wsparcie, jakie 116 111 otrzymało od Fundacji Ludzki Gest. Gdy rząd nie poczuł się odpowiedzialny za pomoc dzieciom, do akcji wkroczył Kuba Błaszczykowski – piłkarz, który sam nie miał łatwego życia w dzieciństwie. Gdy miał 11 lat na ojciec zabił jego mamę wychowywała go babcia, pomagał wujek, Jerzy Brzęczek. Piłkarz jak mało kto wie, jak wiele znaczy pomoc dzieciom, które znalazły się w dramatycznej sytuacji.
Dzięki wsparciu Kuby Błaszczykowskiego, a także Kulczyk Foundation, Fundacji Benefit Systems i Orange Polska, darczyńców indywidualnych i biznesowych, Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111 działa codziennie od 12.00 do 2.00. Ale wszyscy w Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę zdają sobie sprawę, że to o wiele za mało wobec potrzeb.
Nie można się dodzwonić
Aby pomoc była skuteczna, niezbędne jest zbudowanie poczucia bezpieczeństwa i zaufania, pomoc dziecku w obniżeniu napięcia, wspólne szukanie rozwiązań. Dlatego rozmowy trwają długo. I dlatego też tak wielu dzwoniących słyszy po wybraniu numeru 116 111 – niestety, w tej chwili wszyscy konsultanci prowadzą rozmowy. I dlatego w internecie pojawiają się komentarze wypowiadane z ogromnym żalem: "dzwoniłam do was, kiedy potrzebowałam pomocy, ale się nie dodzwoniłam".
Niestety – aktualnie Telefon 116111 obsługiwany jest przy maksymalnie 5 jednocześnie dostępnych stanowiskach. Lucyna Kicińska szacuje, że aby w godzinach szczytu potrzebujący mogli się dodzwaniać bez większych przeszkód, takich stanowisk powinno być 35-40. I oczywiście najlepiej byłoby, aby telefon mógł funkcjonować całodobowo. Stąd właśnie pomoc o wsparcie – można wysłać darowiznę przez wspierajtelefon.pl lub przekazać FDDS 1 proc. podatku.
Na szczęście istnieje, oprócz linii telefonicznych, kanał pomocy on-line przez stronę internetową 116111.pl. W 2017 r. tą drogą przyszło do FDDS 7 tys. wiadomości z prośbą o pomoc. W 2018 r. – już ponad 9 tys. Widać więc, jak bardzo dzieciom i młodzieży potrzebne jest to wsparcie.
Żeby się nie skończyło tragicznie
– Nie jesteśmy telefonem alarmowym, ratowniczym czy interwencyjnym. Jesteśmy od tego, żeby zapewnić dzieciom poczucie bezpieczeństwa, zrozumienie, wsparcie emocjonalne i żeby w każdej sytuacji, kiedy jest to potrzebne, odbudować u dziecka wiarę w świat dorosłych. Żeby to dziecko nigdy nie weszło na taką drogę, która może się skończyć tragicznie – podsumowuje Lucyna Kicińska.
Bo możemy się tylko ze smutkiem zastanawiać – ile z tych dzieci, które targnęły się na swoje życie, nie zdołało się dodzwonić pod 116 111.
koordynatorka Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111 w Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę
Większość prób samobójczych nie trafia do oficjalnych statystyk. W statystykach mogą to np. wielonarządowe uszkodzenia ciała, zatrucia czy wypadki komunikacyjne. W rzeczywistości jednak ktoś rzuca się z 10. piętra, łyka leki popijając alkoholem, rzuca się pod samochód. Dlatego sądzę, że znacznie prawdziwsze byłoby stwierdzenie, że rocznie wśród dzieci i nastolatków dochodzi do ponad 100 tysięcy prób samobójczych.