Na tydzień przed tym, kiedy Stefan W. miał opuścić więzienie, jego matka ostrzegała gdańską policję, że jest zaniepokojona zachowaniem syna. Mundurowi powiadomili zakład karny. Jednak nie spowodowało to żadnych działań ze strony więzienia.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Matka Stefana W. zgłosiła wątpliwości komendantowi komisariatu przy ul. Białej w Gdańsku. Ten poinformował zakład karny Gdańsk-Przeróbka, w którym przyszły zabójca Pawła Adamowicza kończył karę więzienia za napady na banki.
Matka niepokoiła się, że syn słyszał głosy, miał duże poczucie krzywdy, a o swoją sytuację obwiniał polityków. – Policjanci jeszcze tego samego dnia wysłali pismo do dyrektora zakładu karnego, w którym przebywał osadzony, informując go o pozyskanej wiedzy – potwierdziła „Wyborczej” przedstawicielka KMP w Gdańsku.
Według ustaleń gazety odpowiedź brzmiała: "nic złego się nie dzieje". A można było skorzystać, jak czytamy, z możliwości ustawy o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi, które stwarzają zagrożenie życia.
Wcześniej znajomy Stefana W. z Oliwy opowiedział o jego kryminalnej przeszłości z czasów, gdy był jeszcze nastolatkiem. Miał uzyskiwać pieniądze z kradzieży a także wynosić sprzęt elektroniczny z domu.