– To ostrze, które rozerwało serce prezydenta Adamowicza rozerwało także ich serca. Nie wiem jak to określić, bo w żałobie to jestem ja jako współpracownik zmarłego. Oni są rozbici. To jest ich brat, wiedzieli o jego chorobie, troszczyli się o niego. Zrobił coś strasznego i oni wiedzą że do końca życia będą musieli z tym żyć – mówi w rozmowie z naTemat Piotr Kowalczuk, wiceprezydent Gdańska ds. społecznych.
W jaki sposób miasto Gdańsk otoczyło opieką rodzinę Stefana W., który dopuścił się zbrodni na prezydencie Adamowiczu?
Piotr Kowalczuk, wiceprezydent Gdańska ds. społecznych: Jestem w ciągłym kontakcie z mamą Stefana W. oraz z pozostałymi członkami rodziny. Pomagamy im w takim zakresie w jakim możemy. Staramy się chronić ich przed mową nienawiści, hejtem, przemocą.
Na czym konkretnie polega ta pomoc?
Mogą korzystać z pomocy psychologicznej, ale udzielamy także pomocy związanej z dalszym tokiem kształcenia rodzeństwa Stefana W. W taki sposób, by nie naruszać ich godności, ale żeby mogli realizować swoje plany dotyczące edukacji. Chodzi o studia jednej z córek pani Jolanty i liceum jednego z synów.
To jest wielodzietna rodzina. Co może pan powiedzieć publicznie, żeby nie narażać ich na przykrości?
Było ich w domu ośmioro, 6 chłopaków i 2 dziewczyny. Matka zwróciła się do nas o pomoc dla dwójki rodzeństwa Stefana W. Staramy się podchodzić do tego z dużą delikatnością i wrażliwością. Na wszelkie prośby pani Jolanty, które leżą w zakresie naszych możliwości, staramy się odpowiadać. Chodzi głównie o pomoc w dostępie i składaniu różnych dokumentów, w dostępie do urzędu.
Pani Jolanta w sobotę przed tragedią na finale WOŚP wzięła ślub cywilny. Pomagaliśmy jej w załatwianiu formalności z tym związanych. Stefan W. ogłosił niestety swoje nazwisko ze sceny WOŚP. Ale staramy się by pani Jolanta miała komfort psychiczny, by miała poczucie prywatności. Ona też jest w żałobie. Po wywiadzie dla "Dużego Formatu” nie będzie więcej rozmawiać z dziennikarzami. Sama mówi, że potrzebuje czasu by godnie przeżyć ten ciężki czas.
Pani Jolanta w wywiadzie, który pan przywołał żaliła się, że jeden z portali internetowych upublicznił adres, pod którym mieszkają jej dzieci, czyli dane wrażliwe. Czy oni mają jakąś ochronę?
Policja dyskretnie chroni dom, w którym mieszka rodzeństwo Stefana W. Wystąpiliśmy o to po publikacji w mediach ich adresu. Bracia i siostry Stefana W. czuli się wtedy zagrożeni. Na szczęście te dane wrażliwe zostały już usunięte przez dziennikarza. Matka nie mieszka z dziećmi. Mieszka w innym miejscu razem z nowym mężem.
Ta pani skończyła resocjalizację, wiedziała że coś złego dzieje się z jej synem, zgłaszała to ale - jak się okazało - odpowiednie służby niewiele z tym zrobiły. Mocno krytykuje też sam proces resocjalizacji.
Ona mówi wprost, że w polskich więzieniach nie ma żadnej resocjalizacji, że nasz system penitencjarny nie jest przygotowany do tego by pomóc odbywającemu karę więzienia wrócić do społeczeństwa. My potrzebujemy nie tylko zmian w prawie, ale innego podejścia do skazanych.
To nie może być sprowadzane do statystyk, czy do tego o czym mówi pan Jaki, że Stefan W. dostał wcześniej zbyt niski wyrok za napady na banki. To nie powinna być jakaś pomoc, ale pomoc nakierowana na człowieka, który żeby wyjść na życiową prostą powinien mieć wsparcie instytucji. On nie może wychodzić z zakładu penitencjarnego i trafiać w pustkę. Dobrze, że Stefan W. ma rodzinę, że w ogóle miał gdzie wrócić.
Jak ta rodzina teraz funkcjonuje?
To ostrze, które rozerwało serce prezydenta Adamowicza, rozerwało także ich serca. Nie wiem jak to określić, bo w żałobie to jestem ja jako współpracownik zmarłego. Oni są rozbici. To jest ich brat, wiedzieli o jego chorobie, troszczyli się o niego. Zrobił coś strasznego i oni wiedzą że do końca życia będą musieli z tym żyć.