
Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego liderzy ruchów narodowych, partii prawicowych i antysystemowych oraz spadochroniarze i uciekinierzy z sejmowych partii postanowili stworzyć jedno ugrupowanie. Trochę na wzór Koalicji Europejskiej skonstruowali jej przeciwieństwo, czyli Konfederację, która miała do PE wprowadzić antysystemowców pokroju Janusza Korwin-Mikkego.
Polska skrajna prawica jest przeszacowana, a jej rola skrajnie marginalna. Jeśli ktoś wątpił w ten fakt, to najlepszym dowodem są wyniki ostatnich wyborów do Parlamentu Europejskiego.
Ruchy skrajnej prawicy słabną. Już nie są tą samą siłą, co osiem lat temu po wydarzeniach, które dały im rozgłos. Poza tym nastąpiła zmiana pokoleniowa. Młodzi ludzie teraz może częściowo podzielają poglądy skrajnej prawicy, ale nie na tyle, żeby oddać na nią swój głos.
Dodatkowo wielkim niewypałem okazała się akcja skrajnej prawicy z amerykańską ustawą 447, która miała dotyczyć mienia żydowskiego pozostawionego w Polsce. Konfederaci twierdzili, że PiS chciał płacić amerykańskim Żydom odszkodowania, czego partia Jarosława Kaczyńskiego się wyparła. Zapomnieli jednak, że to PiS ma w ręku media publiczne. Zgadnijcie więc, komu uwierzyli wyborcy.
Jeszcze w przedbiegach Konfederacja została pozbawiona jednego ze swoich "kuzynów". PiS wiedział, że skrajna prawica planuje się połączyć, więc uprzedzając fakty wyłowił z tego środowiska jednego z liderów – Adama Andruszkiewicza, który w przeszłości był związany z ruchem narodowym i posiadał w tych kręgach wielu sympatyków.
Jako pierwsi rozwód z Konfederacją ogłosili Piotr Liroy-Marzec i Marek Jakubiak i zdecydowali, że stworzą wspólne ugrupowanie i razem w takim formacie wystartują w wyborach na jesieni.
Sytuacja na skrajnej prawicy coraz bardziej zaczyna przypominać powiedzenie "gdzie dwóch ONR-owców, tam pięć partii". Niestety dla polskiej polityki tej części prawicy najbardziej wychodzi sztuka dzielenia.
Trzeba jednak zauważyć, że na polskiej scenie politycznej mamy bardzo dynamiczną sytuację, zarówno na lewicy jak i na prawicy. Sam jestem ciekaw, co wyniknie z tych roszad na skrajnej prawicy. A wyjść mogą różne rzeczy, bo jak życie już nie raz pokazał, niezależnie od strony politycznej, że te twory mogą być przeróżne.
Ale Federacja Liroy-Jakubiak nie trwała zbyt długo. Rozpadła się w poniedziałek, a w sumie nawet nie powstała – tak twierdzi Maciej Maciejowski, wiceprezes stowarzyszenia "Skuteczni" i współpracownik Piotra Liroya-Marca w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
W międzyczasie przy wystrzałach fajerwerków z okazji amerykańskiego święta niepodległości w "bunkrze" na Żoliborzu powstała nowa partia – Mariusza Maxa Kolonko. Dziennikarz i były korespondent w USA postanowił pójść za głosem swoich fanów i ogłosił, że tworzy ugrupowanie Revolution.
W prawicowej telenoweli występują jeszcze dwie osoby: wujek Paweł, czyli Paweł Kukiz i wujek Andrzej, czyli prezydent Andrzej Duda. Ten drugi został wciągnięty do "obsady" stosunkowo niedawno przez Piotra Liroya-Marca, który spotkał się z nim w środę w Pałacu Prezydenckim.
W przypadku prezydenta takie spotkanie ma związek z zapewnieniem sobie szerszego poparcia przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi. Szczególnie chodzi o drugą turę, w której każdy głos będzie bardzo ważny
Jeśli zaś chodzi o przedstawicieli o mniejszym znaczeniu politycznym to takie spotkanie z prezydentem jest klasycznym przykładem pokazania swoim wyborcom, że jest się bardziej znaczącym podmiotem politycznym, niż w rzeczywistości.
To ostatnia chwila dla Pawła Kukiza, żeby odegrać jakąś rolę w polskiej polityce. Dlatego będzie pojawiał się w takich rozmowach jak najczęściej. Tak naprawdę to dzięki niemu mówimy teraz o skrajnej prawicy.
Chociaż sam do niej nie należy, to jednak przyjął do swojego ruchu kilku jej przedstawicieli, którzy przetrwali do teraz. Nie mniej jednak nie widzę, żeby skrajna prawica odegrała jakąkolwiek rolę w nadchodzących wyborach