Ten wyrok był wręcz rewolucyjny. Sąd przyznał ofierze księdza-pedofila aż milion zł odszkodowania, do tego 800 zł dożywotniej, comiesięcznej renty. Ale co najważniejsze – płacić ma nie ksiądz, ale Kościół. Taki wyrok zapadł najpierw w Sądzie Okręgowym w Poznaniu, potem w wyższej instancji. Pozwani złożyli kasację – i właśnie zapadła w tej sprawie decyzja Sądu Najwyższego.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Skarga kasacyjna Zakonu Chrystusowców została poddana wstępnej kontroli. To wówczas zapada decyzja o przyjęciu lub odrzuceniu kasacji. Sąd Najwyższy zdecydował, że skarga zostanie rozpatrzona. Termin rozprawy wyznaczono na przyszły rok. O decyzji poinformowała poznańska korespondentka Radia Zet.
Jeśli zapadnie wyrok oczekiwany przez Kościół, ofiara księdza pedofila będzie musiała zwrócić przyznane jej odszkodowanie.
W pierwszej instancji sąd uznał, że Kościół, w tym przypadku zgromadzenie Towarzystwo Chrystusowe, był pracodawcą ks. Romana B., któremu powierzył wykonywanie konkretnych zadań. Tym zadaniem było m.in. "duszpasterstwo młodzieży". Ks. Roman B. zaś więził i gwałcił 13-letnią dziewczynkę. Duchowny wykorzystał trudną sytuację rodzinną pokrzywdzonej i namówił ją do opuszczenia rodzinnego domu.
13-letnia niewolnica księdza
Dramat Katarzyny opisała Justyna Kopińska w w reportażu "Dużym Formacie". Ks. Roman uczynił z 13-latki swoją niewolnicę. Gdy zaszła w ciążę, zmusił ją do aborcji, bo "nie chciał mieć bachora".
Wina duchownego nie budzi wątpliwości. Za swoje przestępstwa dostał wyrok 8 lat więzienia, z czego odsiedział 4 lata. Gdy wyszedł na wolność, jego zakon jak gdyby nigdy nic ponownie pozwolił mu odprawiać msze i - uwaga! - uczyć dzieci w szkole.
Dopiero w ubiegłym roku, gdy o sprawie zrobiło się głośno w mediach, ks. Roman B. został wydalony ze stanu kapłańskiego. Zakon Chrystusowców broni się jednak, że nie może odpowiadać za czyny byłego księdza.
Krzywda Katarzyny
Katarzyna zaś była skrzywdzona po raz kolejny – finansowo, gdy już otrzymała zasądzone prawomocnie odszkodowanie. Tuż po emisji filmu "Tylko nie mów nikomu" braci Sekielskich wyszło na jaw, że prezes Fundacji Nie Lękajcie Się Marek Lisiński wyłudził od niej 30 tys. zł. Twierdził, że ma raka, co było nieprawdą. Po ujawnieniu sprawy Lisiński podał się do dymisji.