"Partia władzy planuje przydzielanie koncesji na bycie artystą zawodowym" – rozniosło się po internecie. Diagnozę taką postawił Krzysztof Skiba z Big Cyca i trudno mu się dziwić, że na wszystko, co pachnie PRL-em, reaguje alergicznie. W latach 80. był wielokrotnie zatrzymywany przez milicję czy bezpiekę, parę miesięcy spędził w areszcie za rozrzucanie ulotek w Jarocinie. Ale czy faktycznie w życiu artystów PiS chce urządzić PRL pełną gębą? Wygląda na to, że to obawy na wyrost, bo polityki w tych planach raczej nie ma. Ale po kolei.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Ustawa o statusie artysty zawodowego
Zaczęło się od partyjnej konwencji PiS w Łodzi, na której zaprezentowano wyborczy program partii. 232 strony chwalenia się sukcesami ostatnich czterech lat, nazywania czas rządów poprzedników "późnym postkomunizmem" oraz plany na przyszłość.
Niektóre z nich - jak choćby zapowiedź uchwalenia ustawy o statusie zawodowym dziennikarzy - przywołało we wspomnieniach epokę minioną. Podobne skojarzenia nasunęły się, gdy wczytano się w podrozdział "Wolność i pluralizm twórczości artystycznej".
"Prawo i Sprawiedliwość opowiada się za wolnością i pluralizmem twórczości artystycznej" – padło w programie. Dalej zaś mowa jest o "Ustawie o statusie artysty zawodowego" oraz o Karcie Artysty Zawodowego. Bez szczegółów – kto taką kartę by wydawał i kogo ustawowo państwo uznawałoby za artystę.
Konkretów poszukał reporter RMF FM Tomasz Skory – i odnalazł w sieci projekt Ustawy o statusie artysty datowany na grudzień ubiegłego roku. W nim zaś takie kwiatki:
Zgodnie z projektem powstać miałby Narodowy Fundusz Artystów powoływany i nadzorowany przez ministra kultury. W skład Funduszu wchodziłyby osoby wskazane przez ministra kultury, ministra pracy oraz prezesa ZUS, a także kilkanaście osób z różnych stowarzyszeń zrzeszających artystów. I to ten Fundusz miałby wskazywać - kto jest artystą zawodowym, a kto nie.
"Status artysty zawodowego przysługuje absolwentom studiów II stopnia uczelni artystycznych lub ogólnokształcących szkół baletowym oraz osobom fizycznym, które mają udokumentowany dorobek artystyczny, potwierdzony przez stowarzyszenie reprezentatywne" – mówi projekt.
Biorą artystów za twarz
Dyplom uczelni wątpliwości budzić nie będzie. Ale jeśli jakiś malarz nie ma za sobą ASP? Muzyk ma miliony wydanych płyt, ale gra ze słuchu, a nie z nut? Albo pisarz – Andrzej Stasiuk nie ma studiów, ba, nawet matury. Ale dziesiątki książek mówią same za siebie. Chyba. Więc jak to będzie?
Dorobek artystyczny danego kandydata do tytułu artysty zawodowego oceniałaby Rada Funduszu. Miałaby na to dwa miesiące. Gdyby uznała, że czyjeś obrazy, płyty lub książki nie składają się na to, by twórcę uznać za artystę zawodowego – to co? Koniec? Zakaz tworzenia? Malarz nic nie namaluje, muzyk nie zagra, pisarz zaś całą swoją twórczość schowa do szuflady? Niektórzy chyba do takich wniosków doszli.
"(...) w programie PiS jest stary komunistyczny pomysł na wzięcie artystów za twarz. Otóż partia władzy planuje przydzielanie koncesji na bycie artystą zawodowym" – napisał Krzysztof Skiba.
Wspomnienia z PRL
Twórca Big Cyca przypomniał, jak to było przed rokiem 89., kiedy to władza decydowała, kto zasługuje na miano artysty. Specjalna Komisja Weryfikacyjna Ministerstwa Kultury i Sztuki przesłuchiwała muzyków – sprawdzała znajomość nut, zadawała pytania z historii muzyki i na tej podstawie przyznawała artyście kategorię estradową, gastronomiczną (granie do kotleta) lub żadnej.
Czesław Niemen dwa razy podchodził do egzaminu. Za pierwszym razem dowiedział się od komisji, że śpiewać nie umie. Za drugim dostał pytanie z historii teatru, na które nie potrafił odpowiedzieć. Za trzecim razem - w ogóle nie przyszedł na egzamin.
Brak papierka z ministerstwa nie oznaczał zakazu występowania na scenie. Owszem, można było grać, ale za głodowe stawki dla amatorów. W efekcie grupy takie jak Maanam, Oddział Zamknięty, Perfect grały czasem po ponad 30 koncertów miesięcznie, nawet parę razy dziennie, ale finansowo miały z tego niewiele. Choć publiczność kupując bilety zapełniała wielkie hale, cały zysk trafiał do państwowych organizatorów, którzy muzykom płacili grosze, bo inaczej nie mogli.
Zaglądamy do projektu
Czy rząd PiS planuje to samo? Absolutnie – ani z programu partii, ani z dostępnego w sieci projektu Ustawy o statusie artysty nic takiego nie wynika. Nie mówiąc już o żadnych pozwoleniach na bycie artystą. Tu chodzi wyłącznie o kwestie związane z ubezpieczeniem emerytalnym.
Na to, że tym razem plan PiS nie ma nic wspólnego z polityką, w komentarzach Krzysztofowi Skibie zwrócił uwagę Zbigniew Hołdys (którego raczej trudno podejrzewać o sprzyjanie obecnej władzy). Twórca Perfectu odesłał do artykułu w "Rzeczpospolitej", w którym opisywano, na czym polega plan Piotra Glińskiego.
Można mieć wrażenie, że wielu osobom postawa antypisowska przysłoniła zdroworozsądkowe spojrzenie, warto więc dokładniej prześledzić projekt. Niektórym trudno może w to uwierzyć, ale powstał on na wniosek Rzecznika Praw Obywatelskich i we współpracy ze środowiskiem twórców.
Biedny jak artysta
Artyści, wbrew powszechnej opinii, należą do jednej z najgorzej wynagradzanych grup. Owszem, najpopularniejsi przedstawiciele popkultury nie mają problemów ze związaniem końca z końcem. Ale znaczna część artystów, choćby muzycy klasyczni, zwyczajnie klepie biedę.
W programie PiS cytowane są dane zebrane w ramach Ogólnopolskiej Konferencji Kultury. Z nich wynika, że znaczna część środowiska zarabia tyle, że absolutnie nie stać ich na opłacanie ZUS-u na takich zasadach jak przedsiębiorcy. A etat ma mało kto.
Sprawa wydaje się więc naprawdę istotna dla tysięcy twórców. Dlatego o podjęcie prac nad odrębnym zabezpieczeniem emerytalnym dla artystów poprosił rząd RPO Adam Bodnar. I został wysłuchany – prace ruszyły.
Piekło zamarzło, czyli pochwała Glińskiego
Na tym nie koniec – ci, którzy uczestniczyli w obradach Ogólnopolskiej Konferencji Kultury pozytywnie wypowiadają się o samym projekcie i o udziale przedstawicieli ministerstwa. Jednym z uczestników był pisarz Zygmunt Miłoszewski.
"Piekło zamarzło. Miesiąc przed wyborami muszę stanąć w obronie ministra Piotra Glińskiego" – oświadczył na Facebooku. I w kilku punktach wyjaśnił, dlaczego nie tylko nie ma się co bać, że PiS "weźmie artystów za twarz". Wręcz przeciwnie – ustawa rozwiąże problemu wielu artystów, bo gwarantuje dopłaty do składek na ZUS, jeśli ich samych nie będzie na to stać. I o polityce nie ma ani słowa.
"Nieprawda, że ministerstwo będzie wydawało jakieś pozwolenia na sztukę. Każdy może sobie tworzyć jak i kiedy chce, ustawa nie ma NIC wspólnego z wolnością działalności twórczej", "Nieprawda, że jakieś grono pisowskich wujów będzie oceniać, kto zasługuje na status artysty, bo maluje w złotych ramach, a kto nie, bo obiera ziemniaki w Zachęcie" – wyjaśnia po kolei Miłoszewski.
"Widmo stalinizmu w kulturze"
Podobne dementi wydał pisarz Jacek Dehnel, któremu z obecną władzą z pewnością ideologicznie nie jest po drodze. Ale pisze jak jest. Że szykowany projekt Ustawy o statusie zawodowym artysty nie jest niczym groźnym. "Wręcz przeciwnie, jest jednym z niewielu udanych pomysłów tego rządu i bodaj jedyną rzeczą, za którą mogę pochwalić ministra Glińskiego" – tłumaczy Dehnel.
Wyjaśnienia Dehnela to trzy punkty, w których - jako uczestnik zapewnia Ogólnopolskiej Konferencji Kultury - zapewnia, że absolutnie w pomyśle PiS nie chodzi o to, by państwo decydowało, komu przyznać prawo do tworzenia sztuki. Chodzi o dopłaty od 20 do 80 proc. składki ZUS. Pada też zapewnienie, że pieniędzy na ten cel nikt nikomu zabierać nie będzie – środki znajdą się z opłaty reprograficznej, która tak czy inaczej istnieć musi.
Patrzeć władzy na ręce
Więc o co ta burza? Po co histeria? Ktoś nie doczytał, ktoś podał dalej, ktoś coś dopowiedział i poszło. Mało kto zajrzał do całego projektu, by zbadać, o co chodzi naprawdę.
Teraz pewnie wokół ustawy zrobi się ciut ciszej. Co nie oznacza, że nie należy śledzić, jaki będzie dalszy los projektu. Przecież nie ma gwarancji, że w trakcie sejmowych prac PiS spróbuje zmienić to, co z artystami zostało ustalone.
(...) środowisko twórców liczy ok. 65 tys. osób, wśród których mamy do czynienia z wręcz dramatycznym zróżnicowaniem przychodów: bardzo wysokie zarobki jednostek i mizeria ogółu. Niemal 30 proc. artystów egzystuje poniżej granicy ubóstwa, osiąga bowiem przychody niższe niż płaca minimalna, 60 proc. zarabia poniżej średniej krajowej, a jedynie niecałe 10 proc. ma stałą i dochodową pracę. Z tego wynika, że duża część tej grupy nie jest w ogóle ubezpieczona, bowiem nie stać jej na ogół na samodzielne opłacanie składek ZUS.