– Z samego rana z gratulacjami zadzwonił do niego Bartosz Arłukowicz. Powiedział, że Krzysztof zrobił najlepszą indywidualną kampanię Koalicji Obywatelskiej w kraju – mówi mi działacz białostockiej PO. Faktycznie, poseł Krzysztof Truskolaski ma powody do dumy. Natomiast polityk, który był liderem listy, ma się czego wstydzić.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Lokomotywa nie pociągnęła
Schemat walki o głosy wyborców jest dość banalny. W każdej partii na czele listy umieszcza się "lokomotywę" – kogoś, kto pociągnie całą resztę umieszczoną na dalszych miejscach. To musi być ktoś rozpoznawalny w danym środowisku, cieszący się autorytetem, czasem gwiazda. Na Podlasiu na liście Koalicji Obywatelskiej wszystko stanęło na głowie – lokomotywa pojechała popchnięta przez wagon tuż za nią.
Już rano, gdy na stronach Państwowej Komisji Wyborczej pojawiły się pierwsze cząstkowe wyniki głosowania, w Białymstoku zorientowano się, że coś jest nie tak – startujący z miejsca drugiego na liście 29-letni poseł Krzysztof Truskolaski zdobył trzy razy tyle głosów, co startujący z miejsca pierwszego lider lokalnej PO Robert Tyszkiewicz.
Na świetny wynik Truskolaskiego i słaby rezultat Tyszkiewicza zwrócił uwagę na Twitterze wiceprezydent Białegostoku Rafał Rudnicki. Jego wpis skomentowała europosłanka PO Elżbieta Łukacijewska, która wiosną wywalczyła mandat na Podkarpaciu – czyli w bastionie PiS. "Czasy pewnych liderów się kończą, szkoda, że nie długo przed wyborami" – podsumowała.
Czas na otrzeźwienie
Ostateczny wynik Tyszkiewicza i tak jest lepszy od tego, co widać było rano. Poparło go nieco ponad 17 tys. wyborców. Na Truskolaskiego zagłosowało zaś o ponad 20 tysięcy osób więcej.
– To jest żenada – mówi mi członek białostockiej PO, gdy pytam go o rezultat Tyszkiewicza. Nie kryje, że liczy na to, iż wynik lidera podlaskiej Platformy będzie otrzeźwiający i doprowadzi do zmian w partii. Choć i tak o wiele spóźnionych.
Robert Tyszkiewicz to polityk, który odpowiadał za kampanię, której ponoć przegrać się nie dało – a jednak poniósł porażkę. Był szefem sztabu Bronisława Komorowskiego i spektakularnie swego pryncypała utopił. Zaczynając kampanię, był pewien zwycięstwa. Miał mówić, że to dla niego zaszczyt, iż prezydent go poprosił o kierowanie sztabem i że będzie to piękne zwieńczenie jego politycznej kariery.
Jak to się skończyło, pamiętają wszyscy. "Fenomen" Komorowskiego nie zadziałał, kilkanaście wysłanych w Polskę Bronkobusów nie pomogło – nastała "dobra zmiana". A Tyszkiewiczowi w Platformie włos z głowy nie spadł.
"Blokował Krzyśka"
– Tyszkiewicz to wręcz prawa ręka Schetyny. Tak jak choćby Neumann. Stąd wysokie miejsce na liście wyborczej – tłumaczy mi lokalny polityk. Kształt list wyborczych zatwierdza zarząd krajowy partii (Tyszkiewicz w nim zasiada) oraz przewodniczący regionu (czyli też Tyszkiewicz).
Lider PO na Podlasiu nie zamierzał się usunąć w cień. Stanął na czele listy. Sporo młodszy Krzysztof Truskolaski, syn wieloletniego prezydenta Białegostoku. Jak mi mówi białostocki działacz Platformy, Tyszkiewicz robił sporo, by Truskolaskiemu utrudnić kampanię.
Sam Truskolaski o jakichkolwiek przeszkodach w kampanii mówić nie chce. Mówi, że od wizyt w telewizji ważniejsze dla niego były bezpośrednie spotkania z wyborcami. Przez ostatnie miesiące od rana do wieczora rozmawiał z ludźmi. Także tam, gdzie inni sobie odpuszczali, bo z góry zakładali, że nie ma o co walczyć, bo cała gmina czy wieś i tak poprze PiS.
W Kuleszach rzeczywiście PiS-owi wiele urwać się nie dało. W całej gminie KO zdobyła zaledwie 36 głosów, co dało jej 2,32 proc. Na PiS zagłosowało 84,12 proc. wyborców. Truskolaski jednak widzi sens w tym, aby odwiedzać nie tylko tzw. mateczniki. – Żeby rozmawiać też z tymi, którzy są nieprzekonani lub też są przekonani do innej partii. Tak starałem się robić i można powiedzieć, że zdarłem zelówki chodząc i rozmawiając z ludźmi – żartuje.
Wzorem Arłukowicz
Truskolaski potwierdza, że odebrał telefon z gratulacjami od Bartosza Arłukowicza i że słowa pochwały sprawiły mu dużo radości.
Czy to oznacza, że Robert Tyszkiewicz kampanię sobie odpuścił? Białostocki poseł nie odebrał od nas telefonu, nie odpowiedział też na sms z prośbą o rozmowę na temat wyników KO na Podlasiu.
Nasz informator z lokalnej PO staje nieco w obronie Tyszkiewicza. – To nie jest tak, że Robert się nie starał. On też prowadził bardzo intensywną kampanię. Tyle że... jakby to powiedzieć, no, zużył się – wyjaśnia.
Liderzy zawiedli
Jego zdaniem nadszedł najwyższy czas na wymianę w Platformie liderów. Tych, którzy się nie sprawdzili. Nie kryje, że chodzi mu o ludzi Grzegorza Schetyny i o niego samego. Wynik lidera PO powalający nie jest – Schetynę w okręgu wrocławskim poparło niecałe 67 tys. wyborców, liderkę listy PiS Mirosławę Stachowiak-Różecką ponad 91 tys.
Bardzo kiepski wynik odnotował w Gdańsku Sławomir Neumann. Poseł startował z pierwszego miejsca, a zanotował wynik czwarty w kolejności (tu sytuacja jest o tyle specyficzna, że zapewne nie bez wpływu na wynik były taśmy z Tczewa, którymi przez ostatnie dni kampanii "grzała" TVP Info).
Robert Tyszkiewicz podlaską Platformą kieruje od 2006 r. (z przerwą w latach 2010-13). Z relacji białostockich polityków PO nie od dziś wynika, że sposób zarządzania ma "schetynowski".
"Konsekwentnie pozbywa się wszelkich indywidualności, które byłyby w stanie zaszkodzić jego pozycji. Nie miał skrupułów 'odpychać' swoich współpracowników, mimo wcześniejszych bliskich relacji. Przez stopniowe barykadowanie się i brak porozumienia, Tyszkiewicz miał przyczynić się do osłabienia relacji wewnątrz podlaskiej Platformy, a następnie osłabienia jej pozycji – najpierw w radzie miasta, potem w całym województwie" – pisaliśmy w 2015 r., tuż po przegranej przez niego kampanii Bronisława Komorowskiego.
"Pojawił się nowy lider"
– Dziś sytuacja jest jasna – w PO na Podlasiu pojawił się nowy lider, jest nim Krzysztof Truskolaski – mówi mi anonimowo członek białostockiej Platformy, wierząc, że zmiany personalne zapadną szybko. Sam zainteresowany jednak tonuje dyskusję.
– Na razie nie ma co o tym myśleć. Jesteśmy zaledwie dzień po wyborach – odpowiada, gdy pytam, czy to czas na zmiany w podlaskiej PO. – Cieszę się, że moja praca poselska i działania w kampanii dały rezultat i zdobyłem tak duży mandat społecznego zaufania. To mnie pobudza do jeszcze cięższej i bardziej wytężonej pracy – mówi Krzysztof Truskolaski.
On zwyczajnie Krzyśka blokował. Jak? Nie chciał zawiadamiać o jego konferencjach prasowych, nie zgodził się na większy limit wydatków na kampanię, co wcześniej obiecał. Między innymi dlatego Krzyśka nie było prawie w ogóle w telewizji.
Krzysztof Truskolaski
Koalicja Obywatelska
Uważałem, że kampania Bartka Arłukowicza do europarlamentu była wzorcowa i tak też chciałem prowadzić swoją kampanię. Bartek był u nas w lipcu i dał mi parę wskazówek. Dziś widać, że ciężką pracą, setkami rozmów z ludźmi można osiągnąć dobry wynik, nawet w takim województwie jak podlaskie, gdzie przewagę ma PiS.