Dramatyczny wpis ukazał się wieczorem na profilu Katarzyny, która w wieku 12 i 13 lat była regularnie gwałcona przez księdza. Dziś jest dorosła, ale o dramacie sprzed lat nie sposób zapomnieć. "ODEBRANO MI JUŻ WSZYSTKO! MOJĄ PRYWATNOŚĆ, ANONIMOWOŚĆ. JUŻ NAWET NIE BĘDĘ MIAŁA KAWAŁKA SWOJEJ BEZPIECZNEJ PRZESTRZENI....
NIENAWIDZĘ TEGO ŻYCIA!!!!!" – napisała.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Katarzyna to nie jest jej prawdziwe imię. Tak została przedstawiona w reportażu w "Dużym Formacie". Justyna Kopińska opisała w nim sprawę ks. Romana B., który został skazany na 8 lat więzienia. Duchowny wyszedł zza krat po odbyciu połowy kary i - jak gdyby nigdy nic - trafił z powrotem do zakonu w Puszczykowie pod Poznaniem, nadal odprawiał msze i... znów kontaktował się z dziećmi.
Kościół przymykał na to oko, choć wszyscy wiedzieli, co ks. Roman B. ma na sumieniu – duchowny został skazany prawomocnie m.in. za co najmniej kilkadziesiąt udowodnionych gwałtów na dziewczynce. Gdy zaszła w ciążę, zmusił ją do aborcji, bo "nie chciał mieć bachora". Dramat dziecka trwał kilkanaście miesięcy - zaczął się gdy miała 12 lat, skończył, gdy w wieku 14 lat nie wytrzymała i powiedziała o wszystkim pedagogowi.
Już jako dorosła osoba postanowiła przed sądem zawalczyć o zadośćuczynienie. Zapadł bezprecedensowy wyrok. Sąd w Poznaniu uznał, że milion złotych ofierze księdza pedofila ma zapłacić Kościół, konkretnie zakon Romana B., czyli Towarzystwo Chrystusowe, bo to on był jego pracodawcą i to on skierował pedofila do pracy z dziećmi.
Prawicowy guru związany m.in. z Radiem Maryja i Telewizją Trwam porównał 13-latkę do prostytutki. "Dostać milion złotych za molestowanie, że tam ktoś kiedyś wsadził rękę pod spódniczkę, no któż by nie chciał? Wiele pań za mniejsze pieniądze spódniczki podciąga" – mówił z uśmiechem Stanisław Michalkiewicz w felietonie opublikowanym na YouTube. Użalał się przy tym nad losem Kościoła, który musi płacić odszkodowanie ofierze księdza.
Katarzyna nie pozostawiła tego bez odpowiedzi. Skierowała sprawę do sądu, a ten orzekł, że Michalkiewicz musi zapłacić jej 150 tys. zł zadośćuczynienia. Ponieważ publicysta nie odbierał z sądu żadnych pism, do akcji wkroczył komornik i zablokował jego konto. I w tym momencie zaczęły się żale prawicowego "bohatera".
Michalkiewicz w wywiadach dla prawicowych mediów oraz na swojej stronie zaczął rozpaczać, że nie ma za co żyć i prosić o pomoc finansową. "Jestem zaskoczony tą sytuacją, w następstwie której zostałem całkowicie odcięty od środków do życia tym bardziej, że nic nie wiedziałem ani o procesie, ani o wyroku, który był 'zaoczny', a dopiero przypadkiem dowiedziałem się o egzekucji" – pisze publicysta ujawniając pełne dane osoby, na której rzecz prowadzona jest egzekucja.
Dla ofiary księdza to był poważny cios. Po tym, co przeszła, trudno się dziwić, że chciała zachować anonimowość. "Dziś wydarzył się mój kolejny dramat!! Dramat, na który nie mam już sił" – napisała, reagując na ujawnienie jej danych przez Michalkiewicza.
"Poddaję się! Mam już tego wszystkiego dość. Proszę się ze mną nie kontaktować w żaden sposób. Nie będę odpowiadać na wiadomości" – kończy się dramatyczny wpis ofiary księdza Romana B. i po latach także ofiary publicysty od o. Tadeusza Rydzyka.
Katarzyna kilka razy usiłowała popełnić samobójstwo. Lekarze zdiagnozowali u niej zespół stresu pourazowego i zespół depresyjny z objawami psychotycznymi w związku z tym, co przeżyła jako nastolatka. To też miało wpływ na wysokość przyznanego jej odszkodowania. Ale żadne pieniądze nie zrekompensują tego, co przeszła.
Miliona złotych to taka panienka jedna z drugą przez całe życie może nie zarobić, a tutaj za jednego sztosa. No to żadne ku*wy nie są tak wysoko wynagradzane na całym świecie, a cóż do tego nasz biedny kraj.
Z racji tego, że nie byłam żadną ku*wą, tylko dzieckiem, kiedy gwałcił mnie ksiądz, to wytoczyłam Panu Stanisławowi Michalkiewiczowi proces cywilny o naruszenie dóbr osobistych. Mówiłam o tym od początku, że zamierzam tak zrobić. Więc to nie jest nic nowego. (...)
Sędzia przyznała mi 150 tys. zł tytułem zadośćuczynienia, jak również przeprosiny w formie papierowej! Michalkiewicz po tym, jak mój prawnik się nie zgodził na płacenie w ratach, gdyż nie można jemu ufać i oczywiste jest, że będzie próbował zrobić wszystko, aby mi nie zapłacić, po prostu się na mnie zemścił. Upublicznił moje imię i nazwisko... Kolejny raz wiedział, co zrobić, aby mnie zabolało.