Agnieszka Kaczmarska od lat jest lojalna wobec kluczowych polityków partii rządzącej. Swoim nazwiskiem firmuje kontrowersyjne decyzje PiS. I ponosi tego konsekwencje, nie tylko prawne. W sieci przypięto jej łatkę "towarzyszki partii". – Ona działa jak funkcjonariusz partyjny, a nie jak funkcjonariusz państwa – ocenia Robert Kropiwnicki z PO. Posłowi PiS żal szefowej Kancelarii Sejmu: – Nie ma łatwo. Jest atakowana i płaci cenę za to, co politycy szykują. Ona w końcu administruje.
Kaczmarska-Juszczyszyn
23 stycznia. Szefowa Kancelarii Sejmu szuka kolejnej wymówki, żeby nie stawić się przed sądem w Olsztynie. Wezwał ją tam sędzia Paweł Juszczyszyn. Chodziło o listy poparcia członków do nowej upolitycznionej KRS, których nie przekazała, choć zobowiązało ją do tego postanowienie sądu. Tym razem Agnieszka Kaczmarska zasłania się udziałem w sejmowej komisji regulaminowej.
Dziennikarzom z wypiekami na twarzy tłumaczy: – Zostałam wezwana w sprawie Straży Marszałkowskiej. Muszę uczestniczyć w komisji regulaminowej. Niestety, organ, jakim jest przewodniczący komisji, wezwał mnie. Ja nie mam możliwości... Bardzo mi przykro.
Jest wyraźnie zmieszana.
Poseł PO Robert Kropiwnicki ocenia: – To było kuriozalne tłumaczenie. Tym bardziej, że wszystko wskazuje na to, że ta komisja była sztucznie przesuwana.
Mowa o posiedzeniu sejmowej Komisji Regulaminowej, Spraw Poselskich i Immunitetowych. Tematem dyskusji miało być m.in. funkcjonowanie Straży Marszałkowskiej. Jarosław Urbaniak, poseł Koalicji Obywatelskiej i wiceprzewodniczący komisji, przekazał dziennikarzom TVN24, że posiedzenie zostało przesunięte już po tym, jak Kaczmarska dostała wezwanie do sądu w Olsztynie.
W czwartek Urbaniak apelował do Kaczmarskiej za pośrednictwem mediów: – Pani minister, do sądu. Tam jest ważna rzecz. My sobie zupełnie damy radę rozmawiając tylko i wyłącznie z szefem Straży Marszałkowskiej. Komendant nam wystarczy, pani minister nie jest nam do tej rozmowy absolutnie potrzebna.
Ale Kaczmarska jego słów nie wzięła sobie do serca. W czwartek na pytanie dziennikarzy o to, czy liczy się z konsekwencjami za niestawiennictwo w sądzie, odpowiedziała wymijająco: – Zobaczymy, jaka będzie... Uzasadniłam to, wysłałam swoje usprawiedliwienie do pana sędziego. Mam nadzieję, że zostanie uwzględnione.
24 stycznia. Sędzia Paweł Juszczyszyn postanowił skorzystać ze swoich uprawnień. I za niewykonanie wyroku sądu z listopada, i za nieudostępnienie dokumentów podczas wizyty w Warszawie, nałożył na Kaczmarską grzywny. W sumie szefowa Kancelarii Sejmu ma zapłacić sześć tysięcy złotych. I już zapowiada, że się odwoła.
To on osobiście zdecydował o uhonorowaniu jej "znaczącego wkładu wniesionego w obsługę Sejmu" i "intensywnej, wytężonej pracy".
Tarcza marszałka
Dług wdzięczności skompromitowany marszałek Sejmu wobec szefowej kancelarii miał duży. Była jego najbliższą współpracowniczką, odkąd w 2016 roku powołał ją na zastępce szefa Kancelarii Sejmu. Zawsze posłuszna i oddana. Towarzyszyła mu na partyjnych konwencjach PiS, podczas których oklaskiwała jego wystąpienia. Pojawia się też na miesięcznicach smoleńskich,
To Agnieszka Kaczmarska stała się twarzą kontrowersyjnych decyzji PiS. Nie zgodziła się, by do Sejmu wpuścić Wandę Traczyk-Stawską. Uczestniczka powstania warszawskiego chciała wesprzeć osoby z niepełnosprawnościami, które protestowały w Sejmie.
Kaczmarska dziennikarzom powtarzała, że osoby protestujące miały zapewnione codzienne wyżywienie, całodobową opiekę medyczną, do dyspozycji mieli także zespoły ratowników medycznych. – Umożliwiliśmy też wstęp fizjoterapeutom – powtórzyła Kaczmarska.
Posłanka Joanna Scheuring-Wielgus, która była zaangażowana w protest RON, zarzucała szefowej KS mijanie się z prawdą. Powtarzała, że Kaczmarska dała wyżywienie protestującym, ale na wniosek posłanek. – Gdyby taki wniosek nie wpłynął, to prawdopodobnie to by się nie wydarzyło – mówiła.
Podobnie zresztą miało być w kwestii obecności fizjoterapeutów. – Na Facebooku napisałam taką odezwę, że byłoby super, gdyby zgłosił się do mnie ktoś, kto znałby się na fizjoterapii. Na mój apel odpowiedzieli fizjoterapeuci. Pierwsza decyzja Sejmu była taka, że oni ich nie wpuścili – tłumaczy nam Scheuring-Wielgus.
Kłamstwo Kaczmarskiej zarzucano także w sprawie lotów marszałka Kuchcińskiego rządowym samolotem. Zarówno ona, jak i Andrzej Grzegrzółka, zarzekali się, że ani razu nie zdarzyło się, by samolotem zamówionym dla Kuchcińskiego, podróżowali członkowie jego rodziny, bez samego marszałka na pokładzie.
Kiedy okazało się to nieprawdą, posłowie opozycji apelowali o dymisję szefowej Kancelarii Sejmu. Domagali się też udostępnienia dokumentów ws. lotów Kuchcińskiego. – To jest rzecz niebywała, że posłowie od tygodnia nie mogli uzyskać dokumentów, które Kancelaria powinna udostępnić niezwłocznie, tak mówi ustawa – zaznaczał poseł Kropiwnicki.
Po dymisji Kuchcińskiego, Kaczmarska oddała się do dyspozycji nowego marszałka Sejmu. A Elżbieta Witek pozostawiła ją na stanowisku. Broniła: – Pracownicy są atakowani za "kłamstwo", a przekazywali informacje w dobrej wierze. Nieład w dokumentach zaczął się po 2010 roku. Nie ma przepisu, że w kancelarii musi być pełna dokumentacja.
Lojalna
O Kaczmarskiej (rocznik 1975) mówią: wierna PiS, niektórzy sugerują, że kolejne awanse właśnie temu zawdzięcza. Ale nie można jej odmówić doświadczenia.
Po studiach na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego trafiła do Komendy Głównej Policji. Była pracownikiem cywilnym.
Później: od 1998 do 2001 roku pracowała w klubie parlamentarnym Akcji Wyborczej Solidarność.
Senator Michał Kamiński wspomina: – Była sekretarką w kole ZChN w ramach AWS-u. Pamiętam ją z jednej anegdoty. Zaprosiła na moje urodziny Marka Siwca, działacza ZChN. Wtedy w Kancelarii Prezydenta Kwaśniewskiego był ważny minister o tym samym imieniu i nazwisku. I ona ich pomyliła. Od tego datowała się później moja przyjaźń z Markiem Siwcem.
W 2002 roku Kaczmarska została radną Prawa i Sprawiedliwości na Targówku. W ciągu 14 lat była m.in. szefową PiS w tej dzielnicy.
Grzegorz Golec, radny PiS z tej dzielnicy, chwali ją: – Bardzo dobrze sobie radziła. Była wiceprzewodniczącą rady, szefem Klubu, szefem Komitetu. Uzyskiwała bardzo dobre opinie od mieszkańców. Miała bardzo wysokie wyniki w wyborach. W 2014 roku osiągnęła największy wynik ze wszystkich radnych dzielnicy – ponad tysiąc głosów – mówi nam.
W 2006 roku jeszcze mocniej związała się z Prawem i Sprawiedliwością. Na dziesięć lat została dyrektorką biura klubu parlamentarnego PiS. Zrezygnowała, kiedy jesienią 2016 roku Marek Kuchciński powołał ją na stanowisko zastępcy szefa Kancelarii Sejmu. Słyszę, że była jego "ulubienicą".
"W 2015 r. miesięcznie jako dyrektorka klubu PiS Kaczmarska zarabiała prawie 15 tys. zł (dane z oświadczenia). Jako szefowa sejmowej administracji zarabia ok. 13 tys. zł miesięcznie, bo ustawa o wynagrodzeniach osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe nie pozwala zapłacić więcej. Marszałek ratuje więc Kaczmarską nagrodami, by rocznie zarobiła tyle samo ile jako dyrektorka klubu PiS” – pisała na łamach "Polityki" Anna Dąbrowska.
Dziennikarka wyliczyła, że już w 2016 roku Kaczmarska "wpłaciła do partyjnej kasy 1,5 tys. zł, a w tytule przelewu wpisała: 'składka funkcyjna'".
Po ośmiu miesiącach Kuchciński awansował Kaczmarską. Zajęła ona miejsce Lecha Czapli, który szefował kancelarii od 2010 roku. Zwolnienie poważanego urzędnika wywołało kontrowersje. Kolejnym argumentem w dyskusji był fakt, że Kaczmarska była bardzo związana z jedną partią.
Poseł Tadeusz Cymański z PiS podkreśla, że Kaczmarska to odpowiednia osoba na stanowisku szefowej Kancelarii Sejmu: – Wiele lat pracowała w biurze, więc ona doskonale czuje i rozumie funkcjonowanie Sejmu.
Niektórzy radni byli zaskoczeni, że Kaczmarska tak bardzo awansowała. Chociaż dało się zauważyć, że swój czas musi dzielić: – W ostatniej kadencji była mocno nieobecna, już wtedy wiadomo było, że zajmuje się czymś innym – słyszę.
– Wydaje mi się, że ona wcale nie musiała rezygnować z funkcji radnej, ale mimo wszystko się na to zdecydowała, tylko po to, żeby w pełni oddać się nowej pracy – uważa radny PiS, Grzegorz Golec.
Nie jest architektem
Dziennikarze i posłowie opozycji nie zostawiają suchej nitki na Agnieszce Kaczmarskiej jako szefowej Kancelarii Sejmu.
– Szef Kancelarii to organ konstytucyjny. Ona powinna brać odpowiedzialność za funkcję, którą sprawuje. A pani Kaczmarska działa jak funkcjonariusz partyjny, a nie funkcjonariusz państwa. Jakby była z nadania partyjnego, nie państwowego. Ale tak działa cały PiS. Trzeba tylko pamiętać, że twarz i nazwisko ma się jedno – mówi Robert Kropiwnicki.
W podobnym tonie wypowiada się senator Michał Kamiński. – Skoro pani Kaczmarska jest tam, gdzie jest, to musi być wykonawczynią politycznych poleceń swoich politycznych pryncypałów. A te polecenia przez całą poprzednią kadencję i teraz zmierzają do ograniczania parlamentarnych funkcji Sejmu RP: debaty, swobody itp. – stwierdza senator.
W sieci Kaczmarskiej wytykają, że jest uległa, nazywają ją "cieniem" albo "tarczą marszałków". – Czego ludzie chcą, żeby się postawiła okoniem? To by się zmieniło panią dyrektor. Myślę, że to lojalność, a nie służalczość – słyszę od posła Zjednoczonej Prawicy.
Parlamentarzysta podkreśla, że współczuje Kaczmarskiej: – Ona administruje i jeśli coś jest kontrowersyjne, to na niej skupia się odium ataku. Bardzo niesłusznie, jakby to ona była architektem. Pani Agnieszka Kaczmarska jest szefową Kancelarii, ale to wola marszałek, to marszałek jest gospodarzem miejsca.
Przede wszystkim myślę, że pani Kaczmarska jest bardzo cierpliwa i spokojna. Przy tym jest wrażliwa na ludzkie sprawy. Jeśli chodzi o jakieś kłopoty personalne, to ona nie umywa rąk, tylko się angażuje. Próbuje rozwikłać te sprawy.