– To jest tak, jakbyśmy wysłali żołnierzy z pięściami na czołgi – tak przekształcenie zwykłych szpitali na obiekty do walki z koronawirusem komentuje Bernadeta Krynicka. Była posłanka PiS, a obecnie jedna z szefowych Szpitala Wojewódzkiego w Łomży bez owijania w bawełnę ujawniła, jak źle na epidemię przygotowana jest Polska.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
– Jesteśmy tak nieprzygotowani, że to głowa mała. Nie ma warunków, nie ma śluz, nie ma izolatek, wentylacji z podciśnieniem – mówi Bernadeta Krynicka, kierowniczka działu kontraktowania i nadzoru świadczeń medycznych w Szpitalu Wojewódzkim w Łomży, a do niedawna posłanka PiS. Dodaje ona, że szpital nie ma sprzętu ochrony indywidualnej, nie ma respiratorów, ani specjalistycznych pomp.
Krynicka zdradziła też, w jaki sposób dowiedziała się o przekształceniu jej szpitalu w szpital zakaźny? – W czwartek dostałam telefon przed 21:00 – opowiada. Przekazała wojewodzie, że to zła decyzja. – Pozostawia się 120 tys. osób, którzy będą umierać z innego powodu niż koronawirus – mówi. Była posłanka PiS dodaje, że część personelu już poszła na zwolnienia i nie będzie rąk do pracy.
Bernadetta Krynicka opowiedziała też o tym, jak widzi przyszłość przekształconej placówki po epidemii. – Ten szpital się nie podźwignie. Zakładamy, że ta sytuacja będzie trwała kilka miesięcy. Potem nie zbierzemy ekipy, by ten szpital pociągnąć. Mieszkańcy Łomży pozostaną bez opieki – zapewnia.