"Contagion - Epidemia strachu" Steven Soderbergha nie wywoływał większych emocji po premierze w 2011 roku. Film nie przedstawiał zaskakującej wizji świata ogarniętego wirusem. Reżyser stawiał przede wszystkim na realizm, który w obecnej sytuacji jest przerażająco aktualny. Tak jakby ten film był ekranizacją obecnej pandemii koronawirusa.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Reżyser przygotowując się do nakręcenia filmu rozmawiał z naukowcami i epidemiologami. Przy okazji premiery został zapytany w jednym z wywiadów, co przy robieniu researchu okazało się dla niego najbardziej zaskakujące.
– Jedną z tych rzeczy było to, że dosłownie każda osoba mówiła mi, że "wkrótce czeka nas coś naprawdę wielkiego" – odpowiedział Steven Soderbergh. Wywiad został przeprowadzony w 2011 roku. Już wtedy przewidywano nadejście pandemii.
Poniżej przedstawiam sceny z "Epidemii strachu" które kiedyś wywoływały zwykły niepokój, ale w 2020 roku przerażają do szpiku kości. Są nam zbyt bliskie.
"Contagion - Epidemia Strachu" możemy obejrzeć online w serwisach VOD m.in. iTunes, Chili, Rakuten, a także na YouTube.
1. Pandemia zaczęła się od nietoperza
Łańcuch przenoszenia filmowego wirusa zaczął się od... nietoperza z Azji. Ten, wcinając banana, przypadkowo upuścił kawałek owocu, który spadł w ubojni. Zjadła go świnia, ta trafiła z kolei do restauracji i tak dalej, i tak dalej. Podejrzewam, że w 2011 taka wizja wyglądała absurdalnie. Jednak o koronawirusie z Wuhan też początkowo mówiło się, że wziął się z "zupy z nietoperza". W sumie dalej nie znamy dokładnej genezy SARS-CoV-2.
2. Filmowy wirus nazywa się podobnie do "naszego"
MEV-1 - tak nazywa się śmiercionośny wirus z filmu "Epidemia strachu". Wiadomo, że naukowcy stosują pewne usystematyzowane nazewnictwo, ale jednak w zestawieniu z SARS-CoV-2 (wcześniej mówiliśmy o nim 2019-nCoV) brzmi podobnie. MEV-1 jest też o wiele gorszy od "naszego" - w filmie w miesiąc odebrał życie 26 milionom osób.
3. Przenosi się przez kontakt z zakażonym miejscem
W filmie często są zbliżenia na dłonie i twarze, pokazujące jak prosto i szybko wirus może się przenosić z miejsca na miejsce, by w końcu ogarnąć cały świat. Ok, ze zwykłą grypą też tak jest, ale do tej pory nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, że może to być aż tak prawdopodobne. Eksperci radzą, by np. otwierać drzwi łokciem i nie podawać sobie dłoni, bo możemy złapać koronawirusa. Jak może wniknąć do naszego organizmu? Np. gdy potrzemy dłonią oczy. Nawet postać grana w filmie przez Kate Winslet mówi o tym, że dziennie dotykamy twarzy 2–3 tysiące razy. Dlatego po raz n-ty przypominamy - myjmy ręce wodą z mydłem!
4. Jednym z objawów jest gorączka
Gorączka to jeden z objawów wielu chorób. Jednak w "Epidemii strachu" zakażone osoby umierały w konwulsjach. MEV-1 atakuje jednak mózg, SARS-CoV-2 z kolei płuca. To jedna z najważniejszych różnic między fikcyjnym i prawdziwym "niewidzialnym mordercą". Co ważne, według najnowszych ustaleń, koronawirus może mieć inne objawy niż gorączka, np. wymioty, biegunka lub brak apetytu.
5. Chory może zakazić kilka osób
"Epidemia strachu" wyjaśnia też niektóre zjawiska w prosty sposób. W jednej ze scen doktor grana przez Kate Winslet tłumaczy, dlaczego MEV-1 jest groźniejszy od grypy. Chodzi o tzw. współczynnik reprodukcji wirusa (R0). Chory na grypę zaraża zwykle jedną osobę, na ospę - trzy, przed wynalezieniem szczepionki na polio 4-6. Żeby powstrzymać epidemię, wskaźnik musi być mniejszy niż 1. Nie znamy aktualnego współczynnika dla SARS-CoV-2, ale np. w styczniu wynosił 2.6.
6. Lotniska świecą pustkami
Ten kadr wygląda tak, jakby był zrobiony teraz na dowolnym porcie lotniczym w USA czy Europie. Ruch powietrzny został w większości krajów zawieszony. To logiczna decyzja, którą można było przewidzieć w wypadku szalejącego wirusa. Szkoda tylko, że nie pomyślano o tym wcześniej, a na lotniskach nie wprowadzono skuteczniejszych mechanizmów kontroli - zwłaszcza w Polsce. Wystarczyło w 2011 roku obejrzeć "Epidemię strachu".
7. Ludzie pustoszą sklepy
Jeszcze parę miesięcy temu osoba, która zwiastowałaby "wojnę" o papier toaletowy w sklepach nazywana byłaby szaleńcem. Tymczasem w ostatnich tygodniach z półek momentalnie znikały takie produkty jak makarony, ryże, żele antybakteryjne. I własnie papier toaletowy. Na szczęście towar wciąż jest dowożony do sklepów i póki co nie grozi nam wojna o jedzenie jak w filmie Soderbergha.
8. Brakuje miejsc na cmentarzach
Do tej pory takie tragiczne obrazy kojarzyły nam się wyłącznie z wydarzeniami z przeszłości. Koronawirus jednak w zastraszającym tempie zbiera krwawe żniwo na całym świecie. W Iranie już powstały masowe groby. Cały internet obiegło też zdjęcie z włoskiego Bergamo, na którym widzimy wojskowe pojazdy wywożące trumny, ponieważ miejska kostnica jest przepełniona.
9. Homeopaci i teorie spiskowe
Podobnie jak i w przypadku każdej innej tajemniczej choroby, za chwilę pojawią się tabuny znachorów, którzy pokazują alternatywne metody leczenia. W "Epidemii strachu" taką postacią jest bloger grany przez Jude Lawa. Później okazuje się, że za jego cudownym lekiem stało zupełnie co innego (nie chce spoilerować). Pierwsze skojarzenie Jerzy Zięba i jego cudowna witamina C. I nie tylko on. Również... Mariusz Pudzianowski przekonywał do tej metody na koronawirusa.
10. Świat ogarnia tytułowa epidemia strachu
– Żeby złapać wirusa, trzeba mieć najpierw kontakt z chorym lub czymś, czego dotknął. Aby się przerazić, wystarczy plotka lub dezinformacja w mediach. To, co pan rozprzestrzenia, jest o wiele bardziej niebezpieczne niż wirus. Bo na lęk nie ma szczepionki. To nim jest najłatwiej kogoś zarazić – powiedział Laurence Fishburne, który gra szefa agencji zdrowia publicznego. To kolejne prorocze słowa.
Koronawirus również wywołał ogólnoświatową panikę, a u niektórych i paranoję. Pocieszający jest to, że jeśli idziemy filmowym scenariuszem, to wkrótce czeka nas happy end.