Facebook zaczął przypominać Naszą Klasę w okolicach 2010 roku, czyli niedługo przed upadkiem polskiego serwisu. Stronę Marka Zuckerberga opanowały łańcuszki, wezwania do modlitw i zdjęcia z dzieciństwa. Cofnęliśmy się w rozwoju? Nie, to tylko efekt pandemii koronawirusa i przymusowego siedzenia w domach.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Każdy żyje po swojemu i może sobie wrzucać na Fejsa co chce (w granicach rozsądku). Pamiętajmy jednak, że ma to swoje konsekwencje. Nie zawsze pozytywne. Niektóre łańcuszki robią też ludziom sieczkę z mózgu. Zastanówmy się zatem przez chwilkę, czy jest sens przekazywać je dalej.
Podchwytliwe zdjęcia z dzieciństwa
Miniony weekend upłynął na Facebooku pod znakiem challenge'u polegającego na wrzucaniu swoich zdjęć z dzieciństwa. Był w nim jednak haczyk. Jeśli polajkowałeś post, mogłeś zostać wezwany do publikacji własnych fotografii. Pojawiły się teorie o tym, że podobnie jak w przypadku aplikacji FaceApp, ktoś może użyć naszych zdjęć w niecnych celach.
– Wszelkie tego typu aktywności w mediach społecznościowych zawsze mają drugie dno. Doskonałym tego przykładem są afery operowania danymi Facebooka, z którymi mieliśmy do czynienia już nie raz. Z góry można zatem założyć, że ktoś mógł tę akcję wyindukować w jakimś konkretnym celu - być może do testowania algorytmów bądź marketingu. Nie wierzyłbym w spontaniczność i niewinność tej zabawy – mówił w rozmowie z INNPoland.pl Przemysław Krejza z Instytutu Informatyki Śledczej.
Nie wiadomo, kto zaczął to wyzwanie i jakie miał zamiary (ludzie zapomnieli o zwyrodnialcach szukających w sieci zdjęć dzieci). Wiadomo za to, że społeczeństwo woli oglądać słodkie fotki znajomych ze szczęśliwych czasów, kiedy byli piękni i młodzi, niż czytać o kolejnych ofiarach koronawirusa i o tym, jak nasz rząd sobie nie radzi w obliczu pandemii. Co ciekawe, niektórzy nawet nie byli nominowani, ale i tak dodawali zdjęcia, by się dowartościować serduszkami pod postem.
Ukryte łańcuszki
Zdjęciowy spam na pewno niektórych podniósł na duchu i pozwolił na chwilę zapomnieć o tych mrocznych czasach. Ludzie odchodzą od zmysłów zamknięci w czterech ścianach i chyba nikt już nie wierzy, że do Wielkanocy uda się opanować zarazę w Polsce. Więc takich łańcuszków będzie jeszcze więcej. Część nie wynika z panicznego lęku przed COVID-19, ale ze zwykłej nudy. Bo cóż można robić w weekend w mieszkaniu, jeśli centra handlowe są pozamykane...
I tu wjeżdża kolejny typ łańcuszka - od ludzi, którym wydaje się, że są dowcipni i przebiegli jak dr House. To ten najbardziej wkurzający rodzaj spamu, bo kompletnie nic za sobą nie niesie. Tylko denerwuje i zabiera nam czas. Sam się na niego naciąłem lajkując post znajomej. Myślałem, że się nie wylogowała na jakimś afterze (choć, mogłem pomyśleć, że przecież nie ma imprez) i ktoś jej zrobił żarcik. Okazało się, że padłem "ofiarą" kolejnej "zabawy". Może i wyszedłem na tchórza nie podnosząc rękawicy, ale nie chcąc dokładać cegiełki do chaosu w sieciach społecznościowych, olałem sprawę. Infantylna gra ma już jednak swoje mutacje.
Łańcuszki zasłyszane
Szkodliwość społeczna powyższych wyzwań jest stosunkowo niewielka, bardziej osobista. Zawsze można po prostu nie wchodzić na Facebooka - sam bym tak robił, gdybym nie potrzebował go do pracy i przeglądania memów (oczywiście po dyżurze!). Jednak od samego początku epidemii - jeszcze wtedy, kiedy miała miejsce w Chinach - serwisy społecznościowe są dosłownie zalewane falą fake newsów i informacji "wywiadowczych". Zasłyszanych w sklepie, od znajomej znajomej pielęgniarki lub po prostu wyssanych z palca. I to takiego brudnego.
Teorie spiskowe (tu przykład), próby wyłudzenia pieniędzy od spanikowanych osób, domowe sposoby na koronawirusa ("To prawda, że umieszczenie cebuli i czosnku w pokojach lata temu uratowało życie wielu ludzi podczas wielkiej plagi w Europie. Te warzywa mają silne właściwości bakteriobójcze i antyseptyczne, a było częścią wiedzy, którą posiadali prości ludzie") - sieci społecznościowe puchną od fałszywych informacji, które sieją zamęt i odciągają uwagę od porad prawdziwych lekarzy. Nie muszę chyba dodawać, jak bardzo to jest niebezpieczne.
Facebookowa modlitwa konta koronawirus
Zawsze wtedy, kiedy na świecie dzieją się tragedie, w ruch idą różańce. Niestety nie wszyscy modlą się na własną rękę w domowym zaciszu, nie mieszając w to wiary innych. Uważają, że to nie wystarczy. Jak trwoga, to do Faceboga, prawda? Rozsyłają więc wezwania do wspólnej modlitwy. Jeśli tego nie zrobisz lub nie prześlesz wiadomości dalej, czeka cię kara. Wszak to oczywiste, że Pan Jezus przegląda twojego Messengera.
Łańcuszki modlitewne przypominają mechanizmy sekciarskie i są nie tylko złe pod względem moralnym, ale szkodzą psychicznie. Osoby wierzące są bowiem szantażowane emocjonalnie i w końcu się poddają - napędzając przy okazji spiralę modlitewną. A niektórzy dostają takich wiadomości po kilka dziennie, od wielu osób - głównie nasi rodzice i dziadkowie. Nie pozostaje im nic innego, niż ciągłe potęgowanie lęku przed koronawirusem. Co jeśli się nie pomodlę i dopadnie on moją rodzinę?
A może i dobrze, że niektórzy nie ruszają się sprzed komputera, tylko klepią formułki nad różańcem? Koronawirus nie zbiera żniwa w Polsce i na całym świecie, bo ktoś przerwał lub wzmocnił łańcuszek. Przenosi się, bo ludzie nie potrafią wysiedzieć w domach.