Pierwszy horror o koronawirusie to zwykły skok na kasę. Nic więcej
Pierwszy horror o koronawirusie to zwykły skok na kasę. Nic więcej Kadr z filmu "Corona Zombies"
Reklama.
Założone w 1989 roku studio Full Moon Features pod koniec marca wrzuciło do sieci trailer swojego nowego tytułu. Cały proces - od przygotowań, przez zdjęcia, po montaż i post-produkcję miał trwać zaledwie dwa miesiące. Przypomnę, że projekt ruszył niedługo po wybuchu epidemii w USA. Ekspresowe tempo, przy totalnym paraliżu przemysłu filmowego, raczej nie zapowiadało petardy, ale nikt też się nie spodziewał aż takiego kapiszona.
logo
Trupy powstały raz jeszcze Kadr z filmu

Korona zombie to za mało

Amerykańskie studio perfidnie wykorzystało trwającą pandemię. Ich banalny koncept musiał być szybko zrealizowany, póki sytuacja na świecie jest wciąż gorąca. Później takich horrorów z większym budżetem będzie pewnie na pęczki. Wyciągnęli więc z szafy taśmy z filmami "Piekło żywych trupów" (1980 r.) i "Zombies vs. Strippers" (2012 r.), wycięli najlepsze fragmenty i dokręcili ledwie kilka scen. Dograli też zupełnie nowy dubbing, który rzecz jasna nie zgrywa się z ruchem warg aktorów, i zmontowali to na szybko w "nowy" film.
logo
Sceny ze starej produkcji łatwo rozszyfrować - po fryzurach i strojach Kadr z filmu
Rzecz jasna takie zabiegi mają prawo się udać - na montowaniu archiwalnych nagrań tak, by nadać im nową narrację, opiera się cały eksperymentalny nurt found footage. Miłośnicy komedii pamiętają też z pewnością absurdalnego "Kung Pow: Wejście wybrańca" z 2002 r., który jest przemontowaną wersją starego filmu kung-fu z nowym dubbingiem i doklejonymi aktorami. Może i jest głupkowaty, ale miał przynajmniej ręce (patrz: kadr niżej) i nogi.
logo
Efekty komputerowe w nowych scenach nie powalają Kadr z filmu
"Corona Zombies" to film bez ładu i składu. Jest chaotyczny, źle zmontowany, nierówny, często nie wiadomo o co właściwie chodzi - nawet Patryk Vega na tle tego filmu jest jak Quentin Tarantino. Cała fabuła horroru kręci się wokół odzyskania skradzionych zapasów papieru toaletowego przez spec-grupę Corona Squad. Ludzie w filmowym świecie zabijają się (dosłownie) o każdą rolkę. W tle przewija się oczywiście wątek zupy z nietoperza i krwiożerczych zombie zainfekowanych koronawirusem. Ani to odkrywcze, ani specjalnie zabawne.
logo
"Corona Zombies" jest pełen kloacznego humoru Kadr z filmu

Zamiast satyrycznego horroru - żenada

Część twórców strasznych filmów, nawet tych klasy Z, zawsze stara się przemycić jakieś własne przesłanie społeczne - skrytykować pewne zachowania np. rozwiązłość wśród młodzieży (dlatego tak często giną pary uprawiające seks w horrorach). Autorzy "Corona Zombies" też mieli takie aspiracje, ale szybko z nich zrezygnowali na rzecz odgrzewanych kotletów, flaków i nagich piersi.
logo
Szczeniackich dowcipów z podtekstem seksualnym jest cała masa Kadr z filmu
Film bowiem zaczyna się intrygująco i ma pewne walory... edukacyjne. W wiadomościach są apele o izolację, dystans społeczny i wyliczane są prawdziwe symptomy COVID-19. Jedna z głównych bohaterek - stereotypowa blondynka - dziwi się, czemu zakażeni nie nazywają się Chardonnay zombie (ludzie naprawdę myśleli, że wirus ma związek z meksykańskim piwem), Amerykanie bawiący się na plażach są nazywani przez prezentera "idiotami", jest też autentyczna wypowiedź Donalda Trumpa bagatelizującego pandemię - "Jak jesteś zdrowy, to nic ci nie będzie".
logo
Watek polityczny to niewykorzystany potencjał Kadr z filmu
Film z założenia miał być makabryczna krytyką społeczeństwa, które poniekąd samo na siebie sprowadziło tragedię (Stany są na pierwszym miejscu pod względem zakażeń). Potem jednak się to rozłazi i zanika, a akcja skupia się suchych żartach, które nawet pijany wujek wstydziłby się opowiedzieć. Bez polotu, sensu i pointy. Lubię dziwne i złe filmy, ale tym jestem zażenowany, straciłem godzinę z życia i dokładnie 11,48 zł (do obejrzenia trzeba wykupić miesiąc subskrypcji na stronie wytwórni- na szczęście w promocyjnej cenie). Nie popełniajcie tego błędu.
"Corona Zombies" mogło być horrorową "Epidemia strachu", zamiast tego wyszła epidemia obciachu.