– Zapytałem go o to, czy pamięta, co mi zrobił i dlaczego mnie krzywdził. Odpowiedział, że nie. Wymieniłem mu 10 imion osób, które były przez niego poszkodowane. Spuścił głowę i tak skończyła się nasza rozmowa. Mogłem być wobec niego agresywny, ale nie miałoby to sensu – tak o spotkaniu w prokuraturze ze swoim oprawcą – księdzem Arkadiuszem H. – opowiada Jakub Pankowiak, jeden z bohaterów nowego filmu Tomasza i Marka Sekielskich.
Jakub Pankowiak jest jednym z bohaterów filmu braci Sekielskich – "Zabawa w chowanego". W dokumencie występuje z młodszym bratem – również molestowanym przez księdza Arkadiusza H. Ojciec mężczyzn był organistą, a ten duchowny częstym gościem w ich domu. To tam ich krzywdził.
16 maja oświadczył pan, że zaczął nowe życie. Bez ciężaru?
Jakub Pankowiak: – Na pewno to nowe życie, a ciężar, który mi doskwierał – mam na myśli krzywdę wyrządzoną mi przez księdza Arkadiusza – został zrzucony.
Pomogło publiczne opowiedzenie o tym, co pana spotkało?
Pomogło. Niewątpliwie, już zawsze będę pamiętał o tych wydarzeniach, ale mam wrażenie, że od pewnego czasu one mi po prostu nie przeszkadzają w normalnym życiu. I to chyba największy sukces.
Już nie towarzyszy panu wstyd?
Wstyd, żal, smutek nosiłem w sobie przez większość życia. To minęło, kiedy obejrzałem "Tylko nie mów nikomu". Zobaczyłem ludzi, którzy ten wstyd przełamali. Zrozumiałem, że taki głos to jedyna droga, która może doprowadzić do jakichkolwiek przemian.
Nie chodzi mi tylko o doprowadzenie tych, którzy nas krzywdzili do sądu, ale też do przemian społecznych, zmian myślenia ludzi w postrzeganiu Kościoła jako instytucji.
To Sekielscy do pana zadzwonili, czy to pan się do nich zwrócił?
To mój brat zgłosił się do braci Sekielskich, początkowo sam chciał wystąpić w tym filmie. Ja byłem przeciwny, nie byłem na to psychicznie gotowy. Przed premierą "Tylko nie mów nikomu" wylądowałem w szpitalu, obejrzałem ten dokument i postanowiłem, że też chcę wziąć w tym udział. Jestem bardzo wdzięczny bratu, bo to jego determinacja sprawiła, że ten film powstał.
W dokumencie ksiądz Arkadiusz H. unika konfrontacji z panem. Dlaczego pan potrzebował tego spotkania? Co chciał mu pan powiedzieć?
Chciałem dać temu księdzu szansę, dowiedzieć się, co go spotkało. Być może było to coś traumatycznego, co wpłynęłoby na nasze postrzeganie jego życia. Chcieliśmy też, żeby on się po prostu przyznał do tego, że nas molestował. To udało się osiągnąć w konfrontacji mojego brata z tym księdzem.
Poza tym, chciałem go zobaczyć twarzą w twarz. Wydawało mi się, że to mi pomoże. I spotkaliśmy się w prokuraturze. Miałem nawet okazję z nim porozmawiać.
Co pan czuł?
To był niesamowity stres. Zapytałem go o to, czy pamięta, co mi zrobił i dlaczego mnie krzywdził. Odpowiedział, że nie. Wymieniłem mu 10 imion osób, które były przez niego poszkodowane. Spuścił głowę i tak skończyła się nasza rozmowa. Mogłem być wobec niego agresywny, ale nie miałoby to sensu.
Myśli pan, że ksiądz żałuje tego, co zrobił?
Nie mam pojęcia. Nie miałem okazji z nim porozmawiać na ten temat. Może gdybym miał, to nie wystąpiłbym w tym filmie? Być może stwierdziłbym, że mu odpuszczę, skoro przeprosił, opowiedział mi swoją historię, zapewnił, że pójdzie się leczyć, nigdy więcej nie zrobi nikomu krzywdy, będzie kontrolowany na bieżąco przez psychologa. Ale tak się nie stało.
Nie chciałem też zrobić temu księdzu krzywdy. Chciałem wziąć udział w tym filmie, żeby pokazać innym, jak to wyglądało. Chciałem, żeby ksiądz Arkadiusz mógł się wypowiedzieć, ale on z tego nie skorzystał.
Nie wiem, czy czuje się winny. Myślę, że on jest zwyczajnie chory. Jest mi go żal. Przykro, że musi przechodzić przez to, ale nie dał mi przez lata innej możliwości. Ani razu się do mnie nie zgłosił, nie zadzwonił, nie próbował nic tłumaczyć. Nie chciał zadośćuczynić.
W filmie braci Sekielskich mówi pan: "On zawsze ze mną jest, nawet teraz, mam wrażenie, że pójdziemy razem do grobu". Powtarzał pan także, że pana życie jest przegrane. Uwolnił się pan od księdza Arkadiusza H.?
Tego, co się stało, nie da się wymazać z pamięci. Natomiast w tej chwili wydarzenia z przeszłości dają mi więcej sił, niż odbierają. Mam energię do działania. Chcę naprawić Kościół, bo nie chcę od niego odchodzić. Chciałbym, aby duchowni tacy jak prymas Polak, arcybiskup Ryś i wielu innych zaczęli działać i mówić jeszcze głośniej. Wtedy rzeczywiście oczyścimy szeregi kościelne z przestępców.
Ale pisze pan na Facebooku, że nie chce pan, by "poleciały głowy", że nie chce pan już nawet skazania księdza-pedofila.
To że powiedziałem, iż nie zależy mi na tym, żeby arcybiskup kaliski czy ksiądz, który nas krzywdził, poszli do więzienia, nie oznacza, że tak nie powinno się stać. Ale nie uważam, że to mogłoby zmienić rzeczywistość.
Rzeczywistość możemy zmienić my. Ale nie broszurami, które pięknie opisują, jak powinniśmy postępować z poszkodowanymi, nie pięknymi słowami, które wypowiadają poszczególni hierarchowie, tylko konkretnymi działaniami.
Jeśli mamy biskupa kaliskiego, który postąpił w taki, a nie inny sposób, to drugi biskup powinien wyjść i publicznie o tym powiedzieć, wyeliminować go ze środowiska. Jeśli jest przestępca seksualny, to od razu działajmy. Nie może być tak, jak w przypadku moim i brata, że poszkodowany przez księdza przychodzi do kurii i czuje, że jest człowiekiem atakującym Kościół.
Ponownie pojawiają się głosy – na razie nieliczne – że bracia Sekielscy podnieśli rękę na Kościół.
Nie atakujemy Kościoła. Jak słyszę takie głosy ze strony skrajnej prawicy, to powtarzam, że to oni atakują i przez cały czas psują Kościół. Uważam, że ta szansa, która pojawiła się po obu filmach Sekielskich, nadal jest niewykorzystana. To, co robią bracia Sekielscy, to niesamowita szansa dla Kościoła na lepsze jutro. Mam nadzieję, że w końcu biskupi będą potrafili to dostrzec i wykorzystają ten moment.
Myślę, że najlepszym głosem, jaki z grona katolików słyszymy jest ten Tomasza Terlikowskiego. Mimo że ma on poglądy ultrakatolickie, to nie opowiada się po żadnej ze stron. Trzeźwym okiem patrzy na Kościół. Często jego wypowiedzi na temat filmu i tego, co się po jego emisji działo, są mi bardzo bliskie. I identyfikuje się z tym, co mówi. Bardzo mu za to dziękuję.
Mam nadzieję, że polski Kościół zacznie słuchać takich ludzi jak on i że będzie to głos prawdziwego katolika, a nie głos mediów, które starają się dezawuować krzywdę, jakiej doświadczyliśmy.
Po emisji filmu skontaktował się z panem arcybiskup Wojciech Polak. Co mówił prymas?
Ta rozmowa była bardzo spokojna i rzeczowa. Na początku prymas wyraził ubolewanie z powodu tego, co się stało i zapewniał o wsparciu pod każdym względem. Później opowiedziałem mu o tym, co się wydarzyło. Mówiłem także o innych ważnych dla mnie sprawach związanych z Kościołem, które nie funkcjonują tak, jak powinny.
Czyli?
Na przykład opowiadałem mu o funkcjonowaniu pracowników kościelnych, którzy często przez księży traktowani są w sposób skandaliczny. Bardzo często zmuszani są do podpisywania fikcyjnych umów. To jest rzecz, która może doprowadzić nawet do wykorzystywania seksualnego. Tak było w naszym przypadku. Nasz tata również był pracownikiem kościelnym źle traktowanym przez swojego szefa i mieliśmy obawy, że jeśli sprawa ujrzy światło dzienne, to możemy mieć kłopoty.
Prymas mówił, że to wszystko rozumie i liczy na zmiany. Wspiera nas, zachęca do współpracy. Umówiliśmy się na spotkanie. Mam nadzieję, że będzie ono owocne, dojdziemy do wspólnych wniosków i za rękę pójdziemy naprawiać to, co złe i mówić o tym, co dobre. Bo nie wszyscy księża to pedofile, a nie wszyscy biskupi są tacy, jak biskup kaliski.
Czy ksiądz Arkadiusz H., czy ktoś z kurii pana przeprosił za to, co się stało? Czy słowo przepraszam padło od tego, kto najbardziej zawinił?
Nie padło słowo przepraszam ani ze strony księdza, który nas krzywdził, ani ze strony biskupa kaliskiego. Kuria kaliska wydała tylko zdawkowe oświadczenie, w którym informowała, że oni zrobili wszystko w naszej sprawie, jak należy. I właściwie to nie wiadomo, o co rozbija się problem. Zapomnieli tylko o tym, że to my jesteśmy poszkodowani i że nam zrobiono krzywdę. Nie pada tam ma ani słowa przepraszam, ani w ogóle nie pojawia się wzmianka o nas.
Mam wrażenie, że oni przez cały czas sobie wyobrażają, że są jakieś dwie strony barykady, które przeciągają między sobą linę. Ja nie biorę w tym udziału, nie jestem po żadnej stronie: ani prawicy, ani lewicy. Jestem po stronie prawdy i chciałbym, żeby ona wreszcie ujrzała światło dzienne. I byśmy jako katolicy mogli żyć w normalnym Kościele.
Kto jest winny krzywdy, jaka pana spotkała?
To trudne pytanie, bo nie da się wskazać jednego winnego. Winny jest oczywiście ksiądz, który nam to zrobił, ale i biskup, który wiedział o wszystkim od lat. Nie chodzi tylko o obecnego biskupa kaliskiego, ale i jego poprzedników.
Mam mnóstwo historii związanych z poprzednimi biskupami i ich powiązania z księdzem Arkadiuszem. To sprawa bardzo bulwersująca. Dwóch poprzednich biskupów ponosi jeszcze większą winę, ponieważ na początku drogi księdza Arkadiusza byli informowani o problemie.
Winni są więc tamci biskupi, obecny biskup, ksiądz, który to zrobił, a także jego koledzy – wszyscy księża, którzy wiedzieli o tym, co robi. A wiem, że tacy są. Mówiło się, że ksiądz Arkadiusz ma słabość do dzieci i ma z tym dość duży problem. I oni nic z tym nie robili, on mógł działać dalej.
Pana sprawa się przedawniła. Ksiądz Arkadiusz nie poniesie odpowiedzialności karnej za to, co panu zrobił. Zamierza pan pozwać kurię?
Tak, zamierzam pozwać kurię. Może nawet bardziej winna niż ksiądz, jest kuria. On wykonywał czynności, kuria skierowała go do tego miejsca, a on robił to w ramach swojej pracy duszpasterskiej.
Kuria powinna za to odpowiedzieć i tu nie chodzi wyłącznie o to, żeby dostać odszkodowanie, ale o satysfakcję i o systemową zmianę.
Poza tym, bardzo dużo w życiu straciłem przez to, co robił mi ksiądz. Wiele lat byłem nieaktywny zawodowo, nie rozwijałem się zawodowo tak, jak trzeba, dlatego, że mnie to spotkało.
W niedzielę Polacy, w tym również posłowie, protestowali m.in. przed kurią kaliską. Ma pan poczucie, że politycy różnych opcji wykorzystują Was – pokrzywdzonych przez księży pedofilów – do własnych rozgrywek?
Bardzo nie lubię słowa ofiara. Czułem się nią przez sporą część swojego życia, ale zdecydowanie wolę, jak się o mnie mówi poszkodowany, ocalony, zwyciężony.
Nie biorę udziału w tych wiecach, staram się odżegnywać od tego, nie chcę być wykorzystywany przez polityków. Politycy potrafią rzucać w siebie tylko bucikami i uprawiać politykę, a nie podejmują żadnych konkretnych działań.
Po ostatnim filmie braci Sekielskich wprowadzono wyższe kary za pedofilię, ale to tak naprawdę niczego nie zmienia. Niestety to są chorzy ludzie i nawet jeśli będą musieli odsiedzieć sto lat, to i tak nic niczego nie zmieni. Trzeba do tego podejść zupełnie inaczej – przede wszystkim prewencyjnie: informować dzieci o zagrożeniach, jakie mogą je spotkać ze strony dorosłych. Kolejna rzecz – trzeba się zająć osobami z zaburzeniami związanymi z pedofilią. Jeśli my się nimi nie zajmiemy, nie będą mieli dostępu do terapii, to żadna kara ich nie wystraszy.
Ma pan córkę – co pan robi, by ochronić ją przed taką krzywdą?
Nie tylko ja z nią rozmawiałem na ten temat. Moja córka miała takie szczęście, że chodziła chyba do jednej z lepszych szkół podstawowych w Poznaniu, gdzie była grupa psychologów i poruszono te tematy.
Kiedy podjąłem ten temat, córka spojrzała na mnie i powiedziała: "Tatuś, ja już to wszystko wiem i rozumiem".
Uważam, że to jedyna droga do tego, żeby chronić dzieci. Ważna jest też opieka nad osobami, które mają choroby związane z zaburzeniami seksualnymi. Nimi też należy się zająć w sposób cywilizowany, a nie tylko wsadzać ich do więzienia.
To nie jest żadna droga. Z tego więzienia oni i tak wyjdą nadal chorzy.
Nie ma pan poczucia żalu do rodziców, że nie zauważyli, co działo się w waszym domu?
Dziś już nie mam do nich żalu, bo rozumiem całą sytuację i wiem, że nie było to dla nich łatwe. Miałem chorego brata, byliśmy rodziną wielodzietną. Oni nie mieli specjalnie czasu, żeby się nami zająć. A ksiądz Arkadiusz był perfekcjonistą
Jest pan organistą. Miał pan moment zwątpienia – nie w Kościół – ale Boga?
Od trzech lat nie jestem organistą liturgicznym, ale koncertującym. I zajmuję się pracą dydaktyczną, więc nie mam już codziennego kontaktu z księżmi, jak to bywało przez lata.
Natomiast, jeśli chodzi o moją wiarę, to miało to wpływ na moje podejście w młodym wieku, kiedy miałem 17-18 lat przeżywałem duży bunt wobec księży, wiary. Później miałem okres antyklerykalny. Nie mogłem na księży patrzeć. Z wiekiem pewne rzeczy zrozumiałem, potrafię je oddzielić i szukam w Kościele takich osób, jak ojciec Jacek Prusak czy ojciec Paweł Gużyński.
Po filmie dzwonią do pana poszkodowani przez księży?
Pisały do mnie takie osoby, niestety najczęściej są to sprawy przedawnione, ponieważ ci ludzie mają więcej niż 30 lat. Opowiadają, gdzie to się działo.
Chciałbym też poprosić wszystkich, którzy byli poszkodowani przez księży kurii kaliskiej, żeby odzywali się do nas. Chcemy pokazać, jaki jest ogrom tego problemu w diecezji kaliskiej.
Zgłosiło się do nas kilka osób – molestowanych nie tylko przez tego księdza – ale też przez innych księży. One na razie nie chcą o tym mówić. Prosimy o kontakty, bo to też pokaże, jak funkcjonowała kuria kaliska od samego początku i za czasu poprzednich biskupów.
To też pokaże skalę.
Tak, a niestety ona jest dosyć duża. Mam wrażenie, że większa niż w innych diecezjach w Polsce.
Co z perspektywy czasu radziłby pan innym wykorzystywanym przez księży?
Nie chcę być doradcą czy ekspertem. Byłoby dużym nietaktem, gdybym coś komuś radził. Mogę powiedzieć, co mi pomogło, a było to na pewno ujawnienie się.
Kiedy to nastąpiło?
Powiedziałem o tym po raz pierwszy swojej dziewczynie, obecnej żonie. Miałem wtedy 18-19 lat.
Później opowiedziałem tacie. Sprawa ucichła po tym, jak opisali ją dziennikarze jednej z ogólnopolskich gazet. Obiecywali pomoc, ale nic z tego nie wyszło.
Kiedy dowiedziałem się, że tą sprawą zajmuje się również Tomek Sekielski, to miałem duże wątpliwości, czy kolejny dziennikarz nie zrobi tego samego. Wręcz przeciwnie – bardzo nam pomógł. Będę jemu, Markowi i całej ekipie wdzięczny. Uratowali życie wielu osobom, a na pewno poprawili moje.
Na początku była terapia?
Tak, to był pierwszy etap wychodzenia z tego problemu. Okazało się, że samemu ciężko będzie mi sobie z tym poradzić. Zauważałem pewne mechanizmy w moim myśleniu, których kierunek warto zmienić.
Wykorzystywanie seksualne było głównym problemem poruszanym podczas terapii. Zmiany następują krok po kroku. Dziś mogę powiedzieć, że jeśli miałbym coś komukolwiek doradzić, to zachęciłbym, żeby o siebie dbać i zgłaszać przestępstwa, nie wstydzić się ich. Jak się o tym powie głośno, to można uratować kolejne osoby.
Pamiętajmy, że często pedofil nie krzywdzi jednego dziecka, ale mnóstwo. Im wcześniej to przerwiemy, tym lepiej dla ewentualnych kolejnych poszkodowanych.
Przyjmie pan zaproszenie prymasa Polaka do współpracy w fundacji?
O tym pewnie będziemy rozmawiać, kiedy się spotkamy. Jeśli nadal będzie taka wola, to z miłą chęcią dołączę. Uważam, że winienie się nawzajem i odgradzanie się barykadą, niczego nie zmieni.
To trzeba porównać do dwóch zwaśnionych państw, które próbują znaleźć wspólną drogę i wynieść z tego dobro.
Myślę, że tak samo z księdzem prymasem i fundacją: wspólnie możemy zrobić wiele dobra. To chyba jedyna droga do tego, żeby w końcu coś zmienić, żeby przestać ze sobą walczyć i przerzucać się wyzwiskami.