– Mój list do prezydenta jest pewnego rodzaju manifestem. Chciałam w nim przekazać, że dobrze byłoby, gdyby prezydent poszerzył grono swoich doradców. Wielu prawników, konstytucjonalistów, praktyków wskazuje, że Andrzej Duda wielokrotnie łamał Konstytucję. Myślę, że warto słuchać osób, które wskazują na to, że popełnia się pewne błędy – tłumaczy nam Anna Rakowska-Trela, doktor habilitowana nauk prawnych ze specjalnością prawo konstytucyjne i wykładowca uniwersytecki.
Anna Rakowska-Trela, znana prawniczka z Łodzi, doktor habilitowana nauk prawnych ze specjalnością prawo konstytucyjne i wykładowca uniwersytecki, napisała do Andrzeja Dudy w sprawie wolontariatu w Kancelarii Prezydenta. Stwierdziła, że skoro poszerza się krąg jego doradców społecznych, ona też zgłasza swoją kandydaturę na taką samą funkcję, na jaką została powołana córka prezydenta Kinga Duda.
Oburzyło panią, że Kinga Duda zostanie doradcą społecznym swojego ojca?
Oburzyło – to może za dużo powiedziane. Zdecydowanie bardziej taka decyzja prezydenta mnie po prostu zdziwiła. Uważam, że niezależnie od tego, czyim jest się dzieckiem, powinno się mieć takie samo prawo w dostępie nie tylko do stanowisk, ale i wszystkich możliwości, które otwiera współczesny świat.
Kinga Duda przez lata prezydentury swojego ojca nie była osobą aktywną, zajmowała się swoim życiem, do czego miała prawo.
Minister Andrzej Dera tłumaczył, że Kinga Duda jest "specjalistką w sprawie prawa amerykańskiego, arbitrażu i innych rzeczy". A prezydent sam sobie dobiera doradców, co jest jego kompetencja. Dodał też, że córka Dudy przez miesiąc była na wolontariacie w kancelarii. Przekonuje to panią?
Średnio mnie to przekonuje. Każdy może sobie dobierać doradców – to sprawa subiektywna. Natomiast w takich instytucjach jak Kancelaria Prezydenta powinny istnieć procedury oceny kandydatów. Należy zwracać też uwagę na ich dorobek, przygotowanie.
Gdybym była prezydentem, to szukałabym doradców wśród osób z większym doświadczeniem. Oczywiście, wiedza i przygotowanie zdobyte na studiach, są ważne, ale w mojej ocenie, by być doradcą potrzebne jest doświadczenie życiowe. A w wieku dwudziestu kilku lat, szczególnie jeśli do tej pory było się osobą w cieniu, trudno się tym pochwalić.
Pani list do prezydenta jest pewnego rodzaju manifestem?
Myślę, że jest to pewien manifest. Chciałam w nim przekazać, że dobrze byłoby, gdyby prezydent poszerzył grono swoich doradców. Wielu prawników, konstytucjonalistów, praktyków wskazuje, że Andrzej Duda wielokrotnie łamał Konstytucję.
Mówił o tym nawet promotor pracy magisterskiej prezydenta – profesor Jan Zimmermann. Dodawał, że wiedza prezydenta nie zawsze wydaje się być pełna.
Wśród środowisk bardziej mu krytycznych? Wielokrotnie mówiła pani o tym, że prezydent łamie Konstytucję.
Nie tylko ja o tym mówię, ale i autorytety prawnicze, jak profesor Strzembosz, profesor Łętowska, profesor Sadurski. Tych nazwisk można by wymieniać dużo.
I dobrze byłoby, gdyby prezydent Andrzej Duda szukał doradców albo chociaż rad właśnie w tych środowiskach. Myślę, że warto słuchać osób, które wskazują na to, że popełnia się pewne błędy.
Najważniejsze rady, o których na dzień dobry, powiedziałaby pani prezydentowi?
Gdyby pan prezydent zatrudnił mnie jako wolontariuszkę i społecznego doradcę, to zwróciłabym się z prośbą o to, by skierował do Sejmu projekty ustaw. Prezydent ma prawo inicjatywy ustawodawczej. Pamiętam, że był projektodawcą ustaw o Sądzie Najwyższym, chociażby tej, która budziła wielkie wątpliwości konstytucyjne.
Więc dobrze byłoby, gdyby się z tego wycofał. I kierował projekty ustaw dotyczące sądownictwa, odwracające "niekonstytucyjne reformy" – dotyczące Sądu Najwyższego i KRS – które jego ręką zostały najpierw przygotowane, a później podpisane.
Poprosiłabym go też, żeby zastanowił się nad realizacją swoich prerogatyw związanych z nominacjami sędziowskimi. I apelowałabym, aby wstrzymał się z tymi nominacjami do czasu, kiedy KRS znów stanie się organem konstytucyjnym, który stoi na straży niezawisłości i niezależności sądów.
Prosiłabym też, by Andrzej Duda próbował być mediatorem. Bo prezydent w ustroju Rzeczpospolitej to przede wszystkim arbiter, mediator w zakresie funkcjonowania większości rządowej.
I apelowałabym, aby prezydent próbował hamować ją przed przyjmowaniem rozwiązań niekonstytucyjnych. A także, by wykorzystał funkcję arbitra i próbował czasem szukać kompromisu pomiędzy większością rządzącą a opozycją. I jeszcze: żeby ustawy w Sejmie nie było przepychane kolanem jak dotychczas.
To oznaczałoby naprawę obecnego chaosu prawnego – rewolucję.
Teraz jesteśmy w momencie rewolucji, kiedy instytucje utraciły swój konstytucyjny wymiar, natomiast proponowane przeze mnie zmiany, pozwoliłyby wrócić do normalności.
Urząd prezydenta ma autorytet do tego, by wskazywać pewne drogi. Przecież prezydent jest strażnikiem Konstytucji i wykorzystując to, powinien – w moim przekonaniu – starać się te rewolucję odwrócić.
W szczególności, że przez cały czas na stole są nowe pomysły dotyczące sądownictwa. Ale nie wiadomo, jaki będzie ich los, bo nie wiadomo też, co będzie z ministrem Ziobrą.
"Konstytucję łamią prawie wszystkie osoby zajmujące najważniejsze stanowiska decyzyjne w państwie, na czele z premierem Mateuszem Morawieckim" – mówiła pani niedawno w wywiadzie dla "Wyborczej". Jest aż tak źle?
Okazuje się, że niestety moje słowa znajdują potwierdzenie chociażby w ostatnim wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Również o tym mówiłam w tym wywiadzie dla "GW”, dotyczyło to akurat procedury wyborczej.
Niestety jest aż tak źle, jeśli słyszymy z ust sędziów Sądu Administracyjnego, że premier łamie prawo w sposób rażący, robią to także ministrowie, ponieważ to nie sam Mateusz Morawiecki organizował te wybory.
I jeszcze nie ma żadnej reakcji ze strony władzy. Nie dzieje się nic, oprócz tego, że krytykuje się sędziów, którzy ten wyrok wydali.
Każdemu może zdarzyć się błąd, złamanie prawa, każdy jest tylko człowiekiem. Poprzednio rządzący także miewali problemy z uchwalaniem niekonstytucyjnych ustaw. Ale nagromadzenie złej woli obecnie rządzących, liczby błędów, braku reakcji, gdy sąd stwierdza, że prawo było łamane – to wszystko wskazuje na to, że jest bardzo źle.
Jak pani przyjęła informację, że prokuratura weszła do domu sędzi Morawiec, która walczy o wolne sądy, wcześniej wygrała proces z panem Ziobrą?
Przyjęłam tę wiadomość z bardzo dużym zaniepokojeniem. Pani sędzia Morawiec jest rzeczywiście znana z walki o niezależne sądownictwo. Tłumaczenie prokuratury – jeśli idzie o zarzuty, które mają być postawione – jest bardzo wątpliwe.
Sprawa jest bardzo stara, więc pozostaje pytanie, dlaczego wyciągana jest, kiedy się sędzia Morawiec wygrała w pierwszej instancji z panem ministrem Ziobrą. Poza tym – co najważniejsze – trzeba pamiętać, iż mamy do czynienia z sędzią.
Chroni ją immunitet.
Tak, po pierwsze sędzię chroni immunitet. Po drugie jest piastunem władzy, która nie może się obronić.
Pani list do prezydenta był szeroko komentowany i opisywany również przez prawicowe media. Te przedstawiły panią jako żonę posła Lewicy, która popierała Trzaskowskiego. Odważnie i szczerze mówi pani to, co myśli. Nie obawia się pani ataku hejterów, zorganizowanej nagonki?
Liczę się z tym, zresztą też to obserwuję. Natomiast takie mamy społeczeństwo. I nic na to nie poradzimy. Jeśli ktoś będzie pisał o mnie złe rzeczy, nie spowoduje to, że przestanę mówić, co myślę. Swoich poglądów nie zmienię i nie widzę powodu, by ich głośno nie wyrażać. W tej sprawie wiem, że mam rację.
Jeśli chodzi o męża – to mam wrażenie, że to takie XIX-wieczne myślenie, że kobieta jest w stanie tylko przyjmować czyjeś poglądy. Mój mąż nie wpływa ani na moje poglądy, ani na to, co publicznie mówię. To myślenie krzywdzące dla kobiet, seksisowskie.
6 sierpnia, kiedy na drugą kadencję zaprzysiężona Andrzeja Dudę, wyraziła nadzieję, że otwiera się nowy rozdział i prezydent może zapisać go lepiej niż poprzedni. "Wierzę, że gdzieś w głębi rozumie Pan podstawowe dla naszej kultury pojęcia, takie jak praworządność, prawa człowieka, trójpodział władzy, niezależność sądów. Proszę uczynić je drogowskazami na następne pięć lat” – pisała pani. Czy to się udaje?
Dużo czasu nie minęło. A prezydent – pewnie z uwagi na okres wakacyjny – był mniej aktywny niż w czasie kampanii. Jak na razie, to nie zmieniłam o nim zdania.
Oceniam go negatywnie – biorąc pod uwagę jego dotychczasowe działania. Ale przez cały czas mam nadzieję, że wartości, które wyniósł z uniwersytetu gdzieś głęboko ma zakorzenione.
I pewnie z tego wynikało też moje zgłoszenie się na doradcę społecznego. Intuicja podpowiada mi, że prezydent nie przyjmie mojego zgłoszenia. Ale gdyby chodziło o Zbigniewa Ziobrę, którego w ogóle o dobre intencje nie podejrzewam, to nie wystosowałabym takiego listu.
Jeśli chodzi o prezydenta – ciągle wierzę, że tli się w nim iskierka demokratycznego państwa prawnego.
Jakie zachowania prezydenta powodują w pani tę iskierkę nadziei?
Po pierwsze: niepewność prezydenta w wyrażaniu pewnych sądów. Nie jestem ani socjologiem, ani psychologiem, ale odnoszę wrażenie, że kiedy Andrzej Duda podejmuje zadania kontrowersyjne – z punktu widzenia prawniczego – to widać w nim niepewność. W przeciwieństwie do Zbigniewa Ziobry, który wszystko robi z wielkim przekonaniem.
Poza tym, pan prezydent jest prawnikiem po bardzo dobrym uniwersytecie, którego uczyli doskonali profesorowie. I oni z pewnością tłumaczyli, na czym polega demokratyczne państwo prawa, dlaczego trzeba przestrzegać Konstytucji i jakie są wartości konstytucyjne.
Mam nadzieję, że te pokłady demokratycznego państwa prawnego w prezydenckie można odnaleźć. I że działania prezydenta wynikają tylko z próby odpowiedzi na oczekiwania polityczne jego zaplecza politycznego.
Obóz Zjednoczonej Prawicy właśnie się wykrusza. Mówi się o tym, że Zbigniew Ziobro straci stanowisko ministra sprawiedliwości. I już jedna osoba nie będzie łączyła tej funkcji z byciem prokuratorem generalnym. Co by to dla nas oznaczało?
Rozdzielenie tych stanowisk jest dobrym posunięciem. Pytanie tylko, w jaki sposób będzie się to odbywało. Wiadomo, że dobry pomysł też można zepsuć. Odejście ministra Ziobry – niezależnie od tego, kto go zastąpi – też będzie dobre.
Na giełdzie nazwisk jest Przemysław Czarnek i Małgorzata Wassermann.
To oczywiście też nie są bohaterowie z mojej bajki. I nie wierzę w ich praworządne poglądy i dobre intencje, natomiast wydaje mi się, że znaleźć ministra sprawiedliwości z taką dużą dozą złej woli w stosunku do władzy sądowniczej i prokuratury, jaką posiada minister Ziobro, byłoby trudne.
Tak więc każda zmiana – w mojej ocenie – będzie zmianą na lepsze, natomiast nie znaczy, że będzie to dobra zmiana.
Oni na pewno nie zejdą z tej drogi antysądowych, antyprokuratorskich, antykonstytucyjnych reform, ale można mieć nadzieję, że jakaś refleksja się w nich obudzi. I może nie będą szli jak czołg, jak robił to minister Ziobro.
Środowisko sędziów, adwokatów, prokuratorów podobno jeszcze nigdy nie było tak zgrane, jak za czasów tej władzy. Jest duch walki?
Zdecydowanie jest duch walki, zwłaszcza w środowisku sędziów. Chociaż ta walka trwa już od kilku lat i widać też, że wszyscy są tym zmęczeni. A teraz sędziowie dowiadują się o "spłaszczaniu struktury sądów", czytaj wyrzuceniu tych którzy się sprzeciwiają władzy. Duch walki z jednej strony jest, ale jest też duże zmęczenie. I mnie to nie dziwi.
A nadzieja jest?
Każda zmiana będzie zmianą na lepsze, ale nie na dobre. Sama wymiana ministrów Zjednoczonej Prawicy na pewno nie przyniesie tego, czego prawnicy by oczekiwali. Może będzie trochę mniej źle.
Jedyne, co mogłoby przynieść nadzieję, to w ogóle przejście stanowisk związanych z wymiarem sprawiedliwości w ręce kogoś, kto rozumie, czym jest Konstytucja i demokratyczne państwo prawa. Zapewne nie może to być osoba ze Zjednoczonej Prawicy, ja tam takiej nie widzę.