Jeszcze niedawno wszyscy patrzyli na nich z zazdrością. A przynajmniej stawiano ich za wzór, jak skutecznie walczyć z pandemią. Gdy u nas przybywało zakażeń, tam epidemia wyraźnie słabła. To Czesi długo nie otwierali granicy z Polską, a potem nie chcieli wpuszczać do siebie mieszkańców Śląska. Dziś jednak sytuacja jest diametralnie inna.
Pamiętacie, jak wiosną w Polsce trwały dyskusje, czy noszenie maseczek powinno być obowiązkowe? U nas dopiero o tym debatowano, a w Czechach noszono je już od dawna. Sam minister zdrowia Adam Vojtěch, który stał się twarzą walki Czech z pandemią, zakładał ją od 17 marca.
To on, gdy w wielu krajach Europy było to jeszcze absolutnie nie do pomyślenia, 8 kwietnia ogłosił Czechom dobrą nowinę:
"Jak dotąd Republika Czeska zapobiegła najgorszemu. Dzisiejsze dane potwierdzają, że z powodzeniem walczymy z epidemią. Udało się powstrzymać niekontrolowane rozprzestrzenianie się koronawirusa i można powoli zacząć przygotowywać się do stopniowego i kontrolowanego powrotu do normalnego życia".
Dziś jednak Adam Vojtěch nie jest już ministrem zdrowia Czech. A Czechy wcale nie zapobiegły najgorszemu. Wręcz przeciwnie. Ostatnio w Czechach notują tyle przypadków zakażeń SARS-CoV-2, ilu nigdy w ciągu jednej doby w polskich statystykach nie było. We wrześniu u naszych południowych sąsiadów padają absolutne rekordy.
Ile przypadków SARS-CoV-2 w Czechach?
Gdy 12 września potwierdzono 1541 nowych przypadków, wydawało się, że gorzej być już nie może. Ale kolejne dni przynosiły ich ponad 1600, 2000, 2100... Rekord padł 17 września. Tego dnia w Czechach potwierdzono 3123 przypadków zakażenia koronawirusem. Niemal tyle samo, co w ciągu całego marca.
W porównaniu do ok. 300 przypadków, które notowano w ciągu doby wiosną, to prawdziwa przepaść. Nic dziwnego, że nagły wzrost pandemii postawił czeskie władze na równe nogi.
Premier Czech wystąpił z orędziem do narodu i powiedział wprost, że popełnił błąd. Że sukcesy z wiosny go uśpiły, dlatego złagodzono restrykcje.
W ostatnich dniach na Babiša i na Ministerstwo Zdrowia spadła lawina krytyki. W kraju, który wiosną był przykładem dla innych, tak uspokojono społeczeństwo i poluzowano restrykcje, że właściwie nikt już ich nie przestrzegał.
Już od początku wakacji nastąpił wzrost zakażeń. Ogłoszono wtedy, że maseczki będą obowiązkowe dla uczestników wydarzeń w zamkniętych pomieszczeniach z udziałem 100 osób.
Pod koniec wakacji gwałtownie nowych przypadków zaczęło przybywać jeszcze bardziej gwałtownie.
"W Pradze nikt nie nosi maseczek"
Nasz kolega redakcyjny Adam Nowiński był w Pradze oraz w kilku górskich miejscowościach w Czechach tuż przed skokiem zakażeń. – Powiem szczerze, że to, co zobaczyłem, bardzo mnie zszokowało. U nas w tym czasie we wszystkich sklepach, lokalach usługowych, gastronomicznych obowiązywał nakaz noszenia maseczek. A tam? Wchodzę do sklepu i nikt nie ma założonej maski – opowiada dziennikarz naTemat.pl.
Mało tego, jak zaznacza, zabezpieczeń nie mają także pracownicy. – Jedynie mała pleksa oddzielała ich od setek klientów, wśród których mogli być przecież zakażeni koronawirusem. I niestety nie był to odosobniony przykład, bo taka sytuacja powtarzała się w każdym sklepie. Dobrze było, jak na wejściu stał automat z płynem do dezynfekcji, ale to tylko w nielicznym miejscach. Podobnie było w restauracjach – relacjonował po powrocie.
Gdy sam zakładał maseczkę, patrzono na niego dziwnie. – Kelnerzy patrzyli na mnie jak na wariata, gdy wchodziłem do jednej z restauracji w sercu praskiej starówki z maseczką na twarzy. Jednie w komunikacji miejskiej oraz w aptekach był obowiązek zasłaniania ust i nosa. Gdzie tu logika? – opowiada.
Pokazał zdjęcia ze starówki. – U nas ludzie często mają zawieszone maseczki na szyi. Albo jakieś chusty. Tam nikt nie miał maski – mówił.
Premier przyznał się do błędu
Gdy pod koniec wakacji liczba przypadków covid-19 zaczęła rosnąć, w Czechach wróciła dyskusja o obowiązku noszenia maseczek, który miał być wprowadzony od września, ale tak się nie stało.
"Babiš odmówił wprowadzenia obowiązku ich noszenia. Poprosił media, by nie straszyły ludzi z powodu wzrostu zachorowań o 500 dziennie" – pisał portal expat.cz.
Premier przyznał się do błędu. Jak zapowiedział, Czechy nie zamkną gospodarki, ale w orędziu do narodu Andrej Babiš zaapelował do ludzi o rozsądek i odpowiedzialność. A także, by nosili maseczki, które "nie zagrażają wolności i demokracji, ale ich nienoszenie zagraża życiu". – Już raz pokonaliśmy koronawirusa, pokonamy go drugi raz. Wierzę że możemy to powtórzyć – powtórzyć.
Na pewno już nie z Adamem Vojtěchem. W poniedziałek szef resortu zdrowia podał się do dymisji. Jego miejsce ma zająć epidemiolog Roman Prymula.