Sprawdza się stara prawda, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dziś, gdy Jarosław Kaczyński i jego partia dysponuje w kraju władzą właściwie absolutną, słowa obecnego prezesa PiS brzmią jednocześnie i śmiesznie, i smutno. Wtedy jednak Kaczyński był w opozycji i dostrzegał co innego.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Dawne nagranie Jarosława Kaczyńskiego
To nagranie pochodzi mniej więcej z początku lat 90. Łatwo się domyślić, bo w dole ekranu widnieje nazwa programu: "Bez znieczulenia". To jeden z programów publicystycznych (obok m.in. "Frondy" czy "Lewiatana") nadawanych TVP za rządów Wiesława Walendziaka (prezes telewizji w latach 1993-96).
W Telewizji Polskiej była to epoka tzw. pampersów. Do tego grona zaliczali się tacy dziennikarze jak choćby Piotr Semka, Jan Pospieszalski czy Maciej Pawlicki. W wypowiedzi zaś Jarosław Kaczyński nawiązuje do polityki prowadzonej przez Lecha Wałęsę, a zatem to nagranie musi być sprzed roku 1995, bo wtedy zakończyła się kadencja Wałęsy.
Co mówi obecny prezes Prawa i Sprawiedliwości? Coś, z czym wręcz nie sposób się nie zgodzić.
Po Jarosławie Kaczyńskim głos zabrał kolejny gość programu, Antoni Macierewicz. Przyszły minister obrony na nagraniu sprzed lat stwierdza zaś, że "demokracja wymaga praworządności". Przedstawia przy tym definicję praworządności: że wszyscy tak samo odpowiadają przed prawem niezależnie od tego, jakie zajmują stanowiska czy jakie mają zasługi.
Dawne nagranie zamieścił na Twitterze Wiktor Misztal. Poseł Lewicy Maciej Gdula opatrzył je komentarzem: "No cóż, Kaczyński bardzo brzydko się zestarzał, gdy idzie o poglądy".
Dziś bowiem cała władza skupiona jest nie w Belwederze, lecz w partyjnej centrali przy Nowogrodzkiej, gdzie rządzi Jarosław Kaczyński. I nie ma chyba takiej dziedziny, która nie podlegałaby tym rządom.
Chciałbym przypomnieć taką prawdę elementarną: demokracja wymaga pewnego rozproszenia władzy. Nazywa się to uczenie mediatyzacją władzy. Tam, gdzie jeden ośrodek skupia tej władzy bardzo dużo i w bardzo różnych dziedzinach, a do Belwederu chodzą ludzie, żeby załatwiać sprawy w prasie, w bankach, w wojsku, w służbach specjalnych, to wtedy rzeczywiście demokracja jest zagrożona. I ona jest w Polsce zagrożona!