Zmarł pacjent z Limanowej zakażony koronawirusem. Zgon mężczyzny stwierdzono w domu, gdyż w pobliżu nie było żadnej karetki. Ratownicy medyczni przewidują, że takich sytuacji będzie więcej. Karetki z pacjentami czekają przed szpitalami od 6 do 12 godzin.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Epidemia rozwija się w drastycznym tempie. W czwartek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o wykryciu 13 632 przypadków koronawirusa. To dotychczas najwyższy przyrost od początku epidemii.
Niestety, zmarło aż 153 zakażonych. Rządowe prognozy mówią o tym, że liczba zakażeń może być niebawem dwa razy większa. Nic dziwnego, że zaczyna brakować karetek.
Ostatnio głośno było o dramatycznych nagraniach z ambulansu. Ratownicy medyczni nie mogli całymi godzinami znaleźć wolnego szpitala w Warszawie. Tam, gdzie jeździli, pod szpitalami stały kolejki karetek.
To, jak ta sytuacja wygląda w praktyce, pokazuje tragiczny przypadek 89-letniego mężczyzny z Limanowej. Wieczorem miał silne duszności i problemy z oddychaniem. Rodzina wezwała karetkę. Okazało się, że nigdzie w okolicy nie było wolnej karetki. Najbliższy zespół ratownictwa był w Łącku, ponad 20 km dalej.
Gdy karetka już jechała, do chorego wysłano strażaków. Niestety, jego stan się pogorszył i doszło do zatrzymania akcji serca. Reanimacja nie przyniosła skutku i mężczyzna zmarł. Jak przekrazał RMF FM rzecznik tarnowskiego pogotowia ratunkowego Krzysztof Krzemień, sytuacja w regionie jest coraz gorsza.
Karetki z pacjentami chorymi na koronawirusa stoją przed szpitalami od 6 do nawet 12 godzin. W tym samym czasie nie ma kto ruszyć na pomoc następnemu potrzebującemu ratunku.