Kończysz pracę, ale masz jeszcze szereg obowiązków. Wreszcie nadchodzi 23 - mógłbyś się już położyć, ale gdzie w tym wszystkim rozrywka? relaks? czas dla siebie? Zapewniasz je sobie, kładąc się po pierwszej. Tyle że budzik nie wybiera. I tak musisz wstać o 7. To popularne zjawisko nazywane roboczo "odwetową prokrastynacją snu".
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Termin znany od dawna w Chinach opisało BBC. W chińskim systemie pracy określanym czasem jako "996" (od 9 rano do 9 wieczorem przez 6 dni w tygodniu), wielu pracowników nie jest w stanie po prostu położyć się do łóżka, gdy wraca do domu.
I nie chodzi tu wcale o nadmiar kaw spożywanych w ciągu dnia, ale o przemożną chęć odzyskania poczucia wolności, które zapewnia im czas dla siebie.
Mimo nieprzekładalnej godziny pobudki, wiele osób decyduje się siedzieć do późna pozbawiając się snu. Czytają wiadomości, oglądają seriale, piszą ze znajomymi albo kręcą się bez celu po domu. Nie byłoby w tym może i nic dziwnego, gdyby nie fakt, że u część z nich taka "prokrastynacja snu" działa jak uzależnienie i wiąże się z wyrzutami sumienia.
Latem, gdy termin trafił i na anglojęzycznego Twittera, szybko okazało się, że nienazwane dotychczas zjawisko jest powszechne też w Stanach i w Europie, a im więcej obowiązków, tym - paradoksalnie - pokusa zarwania części nocy większa.
"Te kilka godzin wolnego jest niezbędne do przetrwania psychicznego" - pisali zgodnie zapracowani, którzy nagle odkryli, że ich problem z położeniem się do łóżka to więcej niż słaba wola i/lub lekkomyślność. No i przede wszystkim - że nie dotyczy tylko ich.
Innym często wskazywanym powodem "odwetowej prokrastynacji snu" jest chęć zdobycia sprawczości i odzyskania - mówiąc górnolotnie - siebie. Wielu pracowników ma poczucie, że przez te 10 czy 12 godzin należy tylko do firmy. Jakkolwiek przyczyny są zrozumiałe, skracanie czasu snu jest niebezpieczne.
2019 Philips Global Sleep Survey, podczas którego zbadano ponad 11 tys. osób z 12 krajów, pokazało, że 62 proc. osób dorosłych nie śpi wystarczająco długo. Średnia to 6.8 godziny, przy czym rekomendowana długość snu wynosi 8 godzin. Za taki stan rzeczy odpowiadają oczywiście stres i problemy z zapadnięciem w sen, ale aż 37 proc. osób obwinia swój tryb pracy.
Podobne badanie przeprowadzono rok wcześniej w Chinach, gdzie niedosypia 60 proc. osób urodzonych po 1990 roku (31 lat i mniej). Im miasto zamieszkania większe (a takich w Państwie Środka nie brakuje), tym większa deprawacja snu. I trudno się dziwić, skoro przeciętny chiński pracownik ma mniej niż dwie i pół godziny czasu, podczas których nie pracuje ani nie śpi. Prawdopodobnie nie jest to nawet "czas wolny", zważywszy, że trzeba jeszcze zjeść, dojechać do pracy i zrobić zakupy.
Problem - i to nie tylko w Chinach - narasta za sprawą nowoczesnych modeli pracy, które utrudniają rozdział czasu pracy i czasu wolnego. I nie chodzi tu tylko o popularny ostatnio home office, ale też o przychodzące nieustannie maile czy służbowe telefony. Poczucie przebywania nieustannie w pracy potęguje chęć urwania kilku godzin tylko dla siebie. A najłatwiej urwać je właśnie późnym wieczorem, czy nawet nocą, gdy nikt nie pisze i nie dzwoni.
Nie jest tajemnicą, że długotrwałe niedosypianie obniża koncentrację, odporność i pogarsza samopoczucie. Tyle że rozwiązanie tego problemu nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać. Bez czasu wolnego poprzedzającego pójście spać, rosną szanse, że nie będziemy w stanie zapaść w sen głęboki (fazę REM), który mówiąc kolokwialnie "oczyszcza mózg" (także chemiczne). A płytki sen, nawet jeśli dłuższy, jest nieefektywny.
W tym sensie "odwetowa prokrastynacja snu" wydaje się całkiem uzasadniona. Niestety trudno ustalić, na kim koniec końców bierzemy ten odwet.