O sprawie dziennikarzy poinformowała lekarka z warszawskiego szpitala na Solcu. To do niej trafił doradca prezydenta Andrzeja Dudy. Przy czym pani doktor tego na początku nie wiedziała. Starała się o przeniesienie pacjenta z placówki na Solcu do szpitala MSWiA. Okazało się bowiem, że chory ma covid-19 i jego stan szybko się pogarsza. Szpital przy Wołoskiej początkowo ponoć nie miał miejsc. Potem sytuacja diametralnie się zmieniła. Ale po kolei...
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Jak dostać się do szpitala, gdy ma się covid-19? Ta historia pokazuje, że łatwo nie jest.
Lekarka z warszawskiego szpitalu na Solcu starała się o przeniesienie pacjenta. Jednak jej odmówiono
Sytuacja zmieniła się, gdy następnego dnia zadzwoniła mówiąc, iż pacjent jest doradcą Andrzeja Dudy. Wówczas miejsce w szpitalu przy Wołoskiej znalazło się błyskawicznie
Tę historię opisuje Onet. Rozmówczyni portalu prosi o anonimowość. Chce jednak ujawnić, jak funkcjonuje opieka zdrowotna w dobie pandemii, bo - jak mówi - doszła do psychicznej i fizycznej granicy swoich możliwości. Mówi, że nigdy wcześniej w jej karierze na oddziałach szpitalnych nie umierało tak wielu chorych. Ma nadzieję, że upublicznienie tych informacji pomoże zmienić sytuację pacjentów w szpitalach.
Problem placówki na Solcu - jak mówi lekarka - polega na tym, iż jest jedynym szpitalem niecovidowym na terenie południowej Warszawy. Jak mówi, za tę decyzję odpowiedzialny jest były już wiceprezydent Warszawy Paweł Rabiej.
Sytuacja jest więc taka, że do szpitala na Solcu przyjeżdżają karetki z całego Ursynowa, Mokotowa czy Śródmieścia, ale też z okolicznych miejscowości na południe od stolicy. Jak tłumaczy lekarka, to obszar, gdzie mieszka około 2 mln ludzi. Tymczasem szpital na Solcu dysponuje zaledwie około setką łóżek, z czego nieco ponad 30 to łóżka na oddziale wewnętrznym.
"Patologia polega też na tym, że Solec, który jest szpitalem niecovidowym, uczyniono jednocześnie naczelnym szpitalem diagnostycznym. To oznacza, że przywozi się do nas wszystkich pacjentów z podejrzeniem covidu z całego południa Warszawy, abyśmy my ten covid potwierdzili lub wykluczyli i dopiero wtedy wysyłali potwierdzone przypadki do szpitali covidowych" –.czytamy w dramatycznej relacji dla Onetu.
Jednak gdy test wykaże koronawirusa, szpitale covidowe wcale nie palą się do przyjmowania chorych z covid-19. Lekarka opisuje m.in. historię 42-letniego policjanta, który był już umierający, a którego szpital przy Wołoskiej nie zamierzał przyjąć, tłumacząc, że... nie ma on chorób współistniejących. Pomogło dopiero postraszenie doniesieniem do prokuratury.
Podobna sytuacja była, gdy do szpitala na Solcu trafił jeden z doradców Andrzeja Dudy. On sam nikogo z personelu nie informował, że jest współpracownikiem głowy państwa. Sam przyszedł do szpitala, bo czuł się bardzo źle.
Wtedy jeszcze lekarka nie wiedziała, że jej pacjent to doradca Andrzeja Dudy. Dowiedziała się później. Tymczasem jego stan się pogarszał.
Doktor ze szpitala na Solcu podjęła więc kolejną próbę przekazania pacjenta do szpitala covidowego MSWiA przy Wołoskiej. I znów od jednego z głównych lekarzy usłyszała odmowę. Wówczas zdecydowała się na użycie argumentu dotyczącego miejsca pracy pacjenta.
Wówczas sytuacja zmieniła się diametralnie. Po kwadransie lekarka otrzymała SMS z informacją, że SOR przy Wołoskiej oczekuje na pacjenta - doradcę głowy państwa.
W obszernej relacji lekarki pada cała masa przykładów na absurdalną, ale i niebezpieczną dla pacjentów sytuację w ochronie zdrowia. "Karetki jeżdżą jak obłąkane do przypadkowych szpitali, a pacjenci są ofiarami niedouczonych dyspozytorów" – opisuje. Dowodzi przy tym, że Szpital Narodowy na stadionie to de facto fikcja. Zdaniem lekarki jedynym rozwiązaniem w obecnej dramatycznej sytuacji jest "odcovidowanie" większej liczby szpitali.
Od wielu lat jestem lekarką i przez całe swoje życie nie miałam tylu zgonów na SOR i na oddziale wewnętrznym. Trzy tygodnie temu mieliśmy taki okres, że nie wiedzieliśmy, co robić ze zwłokami w kostnicy.
Wieczorem trafił do sali izolacyjnej, a już rano miałam jego pozytywny wynik na covid. Pogarszała mu się saturacja, więc zadzwoniłam na Wołoską, żeby jak najprędzej przetransportować go tam. Odmówili mi, tłumacząc, że przyjmują tylko pacjentów pod respiratorem. Dziwnym trafem, kiedy mam pacjenta pod respiratorem, to mówią, że przyjmują tylko takich bez respiratora, a kiedy mam pacjenta bez respiratora, to przyjmują pod respiratorem.
(...) po dłuższej rozmowie on znowu odmówił przyjęcia, to powiedziałam: "Dobrze, ja tylko chciałabym zaznaczyć, że pan jest doradcą prezydenta Dudy, więc gdyby były w tej sprawie do państwa jakieś telefony, to proszę powiedzieć, że ja dzwoniłam, ale wy go nie przyjęliście". On wtedy: "To czemu pani wcześniej nie powiedziała?".