W Polsce działa obecnie 616 punktów, w których szczepione są osoby z grupy 0. Średnio w każdym punkcie szczepione są 22 osoby dziennie. Niechlubny rekord – podania średnio 2 (słownie: dwóch) szczepionek padł z soboty na niedzielę. Dlaczego szczepienie przeciw koronawirusowi idzie tak wolno? Odpowiedzi udziela dr Paweł Grzesiowski.
Obecnie szczepionkę na koronawirusa otrzymują członkowie tzw. grupy zero, do której należą przedstawiciele zawodów medycznych
Tempo szczepień jest bardzo wolne
Dr Paweł Grzesiowski, wakcynolog, tłumaczy co może poprawić rząd
Skąd bierzemy liczby? Wprost od rządu, który publikuje je na swoim twitterowym koncie #SzczepimySię. Od 6 stycznia podaje tam codziennie łączną liczbę zaszczepionych osób. Na tej podstawie policzyliśmy, ile jest podaje się szczepionek na dobę.
Obliczyliśmy także, jaka jest dzienna średnia wykonanych zastrzyków dla punktu szczepień. Liczbę tych punktów zaczerpnęliśmy z wpisu ministra Michała Dworczyka (PiS), który odpowiada za organizację szczepień. Poinformował, że jest ich 616.
1. Za mało punktów szczepień
Jak informuje minister Michał Dworczyk, obecnie w całym kraju działa 616 punktów, które szczepią przedstawicieli grupy 0. Zdaniem dr. Pawła Grzesiowskiego, wakcynologa, to zdecydowanie zbyt mało.
– Ludzie czekają w kolejce i nie mogą się doczekać szczepienia. Tak jest w całej Polsce. Na przykład moi współpracownicy usłyszeli, że nie ma mowy o tym, by mogli się zaszczepić wcześniej, niż za tydzień. A w tym czasie mogą się zakazić koronawirusem od któregoś z pacjentów – mówi dr Grzesiowski.
Lekarz podkreśla, że brakuje u nas dużych centrów szczepień, dzięki którym tak sprawnie swoich obywateli szczepi Izrael. Można byłoby je otworzyć na przykład na stadionach, w szpitalach tymczasowych. – Chodzi o to, by członek grupy 0 mógł się tam zgłosić z ulicy i zostać zaszczepiony. To znacznie przyspieszyłoby cały proces – przekonuje.
2. Za mało personelu medycznego
Jak zauważa ekspert, już wcześniej polska opieka zdrowotna borykała się z niewystarczającą liczbą medyków. Zwracali na to uwagę także lekarzeTekst linka rezydenci strajkujący w 2017 roku, którzy z ust posłanki PiS usłyszeli "niech jadą!" (emigrują – red.). Teraz, gdy trzeba zwalczać epidemię, obciążenie wzrosło do granic możliwości, a personelu nie przybyło.
– To nie jest takie proste by w szpitalu węzłowym, dawniej sieciowym, wyznaczyć trzy osoby do robienia szczepień: lekarza, pielęgniarkę i recepcjonistkę. Przecież oni nadal mają swoich pacjentów, swoje dyżury, nie mogą odejść od łóżek albo z gabinetu – tłumaczy dr Grzesiowski.
Gdyby personelu było więcej, takich zespołów w danym punkcie mogłoby być kilka. Ale oprócz braku ludzi przeszkodą jest także to, że jest...
3. Za mało pieniędzy
– Godzina pracy trzyosobowego zespołu szczepiącego – lekarza, pielęgniarki, recepcjonistki – kosztuje ok. 350 zł. Tymczasem NFZ wyliczył koszt szczepienia jednej osoby na ok. 68 zł. Biorąc pod uwagę, że na jednego pacjenta trzeba przeznaczyć średnio 15 minut, okazuje się, że rządzący oczekują, by samodzielne podmioty, jakimi są Niepubliczne Zakłady Opieki Zdrowotnej, dopłacały do przedsięwzięcia. Nie dość, że nie wychodzą na tym na zero, to jeszcze tracą – mówi dr Grzesiowski.
Wakcynolog relacjonuje, że mimo wielu głosów ekspertów wskazujących na to, że świadczenie nie jest realistycznie wycenione, NFZ nie zmienił zdania w sprawie stawki.
4. Ciepłe dostawy, a do tego tylko raz w tygodniu
Kolejną przeszkodą, która spowalnia tempo podawania zastrzyków, jest to, że do Agencja Rezerw Materiałowych wydaje szpitalom rozmrożoną szczepionkę raz w tygodniu w poniedziałki. A taka szczepionka ma termin ważności 5 dni, dlatego w weekendy szpitale praktycznie nie mają już czym szczepić chętnych z grupy 0.
– Nie rozumiemy skąd ta blokada, dlaczego szczepionka jest dostarczana tylko raz w tygodniu. Przecież hurtownie dostarczają leki do aptek codziennie. Dlaczego dla szczepionek nie można uruchomić przynajmniej dwóch transportów w tygodniu? – zastanawia się dr Grzesiowski.
Ekspert zwraca uwagę, że zwiększenie liczby dostaw jest ważne zwłaszcza dlatego, że rozmrożona szczepionka szybko traci ważność.
– Podczas posiedzenia Komisji Zdrowia min. Michał Dworczyk obiecywał, że to się zmieni – mówi dr Paweł Grzesiowski. Dotarły do niego nieoficjalne głosy z ARM, że jeśli jakiś szpital będzie mocno naciskał ws. dodatkowej dostawy, to agencja może to rozważyć. – To nie powinna być łaska, ale procedura – dodaje ekspert.
Grzesiowski dziwi się też, dlaczego szczepionka z ARM przyjeżdża do szpitali rozmrożona, przez co ma tylko 5 dni ważności.
– Przecież część szpitali ma zamrażarki do – 70 stopni. Niektóre placówki specjalnie wynajęły powierzchnie magazynowe, by móc tam składować szczepionki. I co? I dostają ją rozmrożoną raz w tygodniu – punktuje.
Co zrobić, by szczepienia przebiegały szybciej?
– Władza powinna uruchomić więcej centrów szczepień. W każdym dużym mieście powinno powstać kilka dużych punktów szczepień, gdzie można będzie przyjść z ulicy i się zaszczepić. NFZ powinien wycenić świadczenie według realnej stawki – wylicza mój rozmówca.
Ale to nie koniec. – ARM powinna wydawać zamrożoną szczepionkę tym podmiotom, które dysponują specjalistycznymi chłodniami. Pozostałe placówki powinny dostawać rozmrożone szczepionki na żądanie, co najmniej dwa razy w tygodniu – stwierdza dr Grzesiowski.
Nie ma jednak złudzeń, że zmiany zajdą same z siebie. – Społeczeństwo powinno radykalnie naciskać na władzę ws. przyspieszenia szczepień. Jak pojawią się pikiety, protesty, blokady pod kancelarią Rady Ministrów to szczepienia przyspieszą. Władza ma obowiązek walki z epidemią, a pacjent ma prawo do leczenia i profilaktyki. Opóźnienia w podawaniu szczepionek to naruszenie naszych konstytucyjnych praw.