Nakładane i znoszone restrykcje obserwowałam równocześnie w dwóch rzeczywistościach – tej holenderskiej, gdzie spędziłam pierwszy i znaczącą część drugiego lockdownu oraz polskiej, gdzie śledziłam, co dzieje się u rodziny i przyjaciół.
Podczas kiedy wszyscy narzekają na panujące restrykcje, a rząd ogłasza zamknięcie kolejnych województw, w porównaniu do niektórych krajów europejskich, Polska zdaje się być "oazą wolności". Oczywiście nie chodzi tu o tą obywatelską, ale raczej tą "koronawirusową".
O ile wiosną 2020 roku Niderlandy jawiły się jako "azyl", w której panujące restrykcje były dość liberalne, o tyle wraz z nastaniem 2021 roku wszystko się zmieniło.
Początki koronawirusa w Holandii
28 lutego 2020 roku Królestwo Niderlandów potwierdziło pierwszy przypadek koronawirusa w kraju. To 4 dni wcześniej niż miało to miejsce w Polsce.
Mimo to, podczas kiedy w Polsce panowała już dość duża panika, a wszystko szybko się zamykało, w Holandii życie nadal toczyło się normalnie. Działały szkoły, kina i siłownie. Wszystko zamknęło się około tydzień później niż w Polsce.
Łagodna pierwsza fala
Kolejki przy polskich przejściach granicznych rosły od liczby obywateli, którzy w ostatnim momencie zdecydowali się na powrót do kraju. Holenderskie granice pozostawały natomiast otwarte, a po przyjeździe nie obowiązywała kwarantanna. Nawet jesienią 2020 roku, kiedy obostrzenia zostały delikatnie zaostrzone, kwarantanna była jedynie "zalecana", ale nie obowiązkowa.
W sklepach nie trzeba było nosić maseczek. Panowały obostrzenia, co do ilości osób, które mogły spotykać się w jednym domu, a większość sportów grupowych, które można było uprawiać na zewnątrz została zawieszona. Ale w weekend na ulice i tak wylewały się tłumy. Pikniki i grille trwały w najlepsze i zdawało się, jakby wirus nigdy nie istniał.
Holenderski rząd próbował temu zaradzić wprowadzając specjalne obszary, na których mogli gromadzić się ludzie. Władze miejskie namalowały na trawnikach specjalne kółka, w których mogły przebywać osoby z tego samego domostwa. Ale w zasadzie dało to efekt odwrotny. Namalowane białym sprayem na trawie obwody były w rezultacie okupywane przez kilkanaście osób jednocześnie.
Rząd jednak starał się jak mógł, aby wspomóc poszkodowanych w wyniku pandemii obywateli. Przykładem tego była np. pomoc dla restauracji. Wraz z nadejściem wiosny nastąpiło częściowe otwarcie lokali gastronomicznych – klienci mogli spożywać jedzenie na zewnątrz.
Knajpy otrzymały w tym celu dodatkową przestrzeń – w niektórych miejscach ulice zostały częściowo wyłączone z użytku, aby można było powiększyć teren knajpianych ogródków, a tym samym zwiększyć liczbę klientów.
Nietypowe regulacje w Holandii
Kolejne regulacje nakładane są nielogiczne, a Polska jest państwem absurdów? Niezrozumiałe restrykcje wprowadziła większość europejskich rządów, a Holandia jest jednym z nich.
Kilka z wprowadzonych zasad zasługuje na specjalną uwagę. Wiosną 2020 roku holenderskie władze zdecydowały się na zamknięcie plaż w weekendy. Główną przyczyną był kitesurfing, który w Niderlandach jest bardzo popularny. Pomimo że władze nie miały zastrzeżeń do uprawiających sport, to ściągał on na plaże rzesze gapiów.
Słynąca z dość liberalnych poglądów Holandia nie zawiodła i tym razem. Wraz z lockdownem wiele osób zostało skazanych na domową izolację. W trosce o zdrowie psychiczne obywateli holenderski rząd zalecił, aby każdy znalazł sobie na ten czas partnera seksualnego.
Mimo to podczas pierwszej fali epidemii rząd Marka Rutte zdecydował, że pracownice seksualne muszą chwilowo zawiesić swoje usługi. W Holandii prostytucja jest legalna od 2000 roku.
Wraz z zamknięciem innych sklepów, które nie oferowały produktów pierwszej potrzeby, władze zdecydowały się na zamknięcie tzw. "coffee shop'ów". Kolejki klientów, którzy
przyszli zaopatrzyć się na zapas w marihuanę, były chyba największymi w historii.
O ile kwestia bratania się władzy z klerem, to inna sprawa, o tyle pozostawienie otwartych kościołów nie wyróżnia Polski na tle innych państw europejskich. Choć mogłoby się wydawać inaczej, poza granicami kraju panują podobne regulacje.
Wszystko zmieniło się w Nowym Roku. W połowie stycznia 2021 roku, w związku z przedostaniem się do Królestwa Niderlandów i szybkim rozprzestrzenianiem się brytyjskiego wariantu wirusa, władze postanowiły znaczącą zaostrzyć panujące obostrzenia.
Obecne restrykcje są jednymi z najbardziej surowych w Europie. Zamknięte zostało praktycznie wszystko – szkoły, uczelnie wyższe, kina, teatry, siłownie, baseny.
Najbardziej surowe z nich to:
liczba gości, którą można przyjmować w domu ograniczona do 1 osoby
w ciągu dnia można odwiedzić nie więcej niż 1 inne gospodarstwo domowe
na spacer można iść samemu lub w towarzystwie 1 osoby
Rząd odradza obywatelom podróżowanie i apeluje, żeby robili to tylko w przypadku, jeśli będzie to absolutnie konieczne. Po przyjeździe obowiązuje 10-dniowa kwarantanna, która może zostać skrócona, jeśli po 5 dniach wykonamy test na koronawirusa i okaże się on negatywny. Test jest bezpłatny.
Kwestia szczepionek przeciwko Covid-19 wyróżniła Holandię na tle innych państw europejskich. Królestwo Niderlandów zaczęło szczepić dopiero na początku stycznia 2021 roku, a nie jak reszta krajów UE, pod koniec grudnia 2020 roku. Rząd tłumaczył tą decyzję tym, że nie chciano, aby zmarnowała się szczepionka, której przechowywanie wymaga specjalnych warunków. Obywatele krytycznie ocenili ten krok władzy.
Na chwilę obecną w Holandii, gdzie mieszka 17 mln ludzi, wykryto 1 167 563 przypadków koronawirusa, z czego ponad 16 tys. skończyło się śmiertelnie. 1 887 726 obywateli przyjęło już pierwszą dawkę szczepionki przeciwko Covid-19.
23 marca rząd holenderski ma ogłosić kolejne obostrzenia, które będą obowiązywać do 31 marca 2021 roku.