
Najlepsi vlogerzy, a tych będzie ok. 30, o zasięgu polskim będą zarabiać (przychód) za 3 lata po 40-100 tys. złotych miesięcznie, nagrywać 3-10 filmów dziennie, opłacać asystentów partycypujących w programach, robiących risercz, prowadzących auto, odbierających paczki. CZYTAJ WIĘCEJ
Polscy vlogerzy i e-showmani raczej nie chwalą się zarobkami, ale nieoficjalnie mówi się, że najchętniej oglądani mogą zarabiać na YouTube z partnerstwa i działalności pobocznej nawet do 10 tysięcy złotych miesięcznie. To oczywiście sporo, jak na polskie realia, ale również sporo mniej niż przewiduje Brański. Blado wypadają też na tle kolegów po fachu z USA, gdzie najlepsi zarabiają kwoty sześciocyfrowe.
Tyle w ciągu roku zarobili rekordziści
1. Shane Dawson – $ 315 000
2. The Annoying Orange – $ 288000
3. Philip DeFranco – $ 181 000
4. Ryan Higa – $ 151 000
5. Fred – $ 146 000
CZYTAJ WIĘCEJ
Według naszego rozmówcy aktualnie nie ma żadnego kanału, którego zarobki na YouTube przekraczają 10 tysięcy złotych. – Te sumy oczywiście będą rosnąć, stawki za reklamy wzrosną, ale moim zdaniem w ciągu trzech lat topowi blogerzy będą zarabiać do 20 tysięcy złotych, a ci przeciętni będą w stanie się z tego utrzymać – uważa Drzewicki.
Maciej Budzich wyraźnie podkreśla, że w polskiej blogosferze trzeba rozróżnić typowych vlogerów od showmanów. Według niego to właśnie ci drudzy mają zdecydowanie większą szansą na zwiększenie zarobków i profesjonalizację swojego biznesu.
Vloger a showman
Skończył się ten moment, kiedy vlog to tylko człowiek i kamera. Zawsze trzeba popracować nad jakością filmu, dodać muzykę, obrazek w tle. I nagle ni stąd ni zowąd vlog może się przerodzić w coś w rodzaju show, choć nadal jest vlogiem. Vlogiem, o którego bardzo się dba pod względem technicznym. Show jest jednak dużo popularne niż vlog, nigdy nie będzie inaczej. CZYTAJ WIĘCEJ
– To programy głównie rozrywkowe, od początku do końca robione ze scenariuszem np. Niekryty Krytyk lub MaturaToBzdura. Być może takie kanały poprzez sprzedaż swoich programów do sieci tematycznych lub bytów takich jak Ipla lub TVN Player będą w stanie osiągnąć kwoty lekko zahaczające o dolną granicę wizji Brańskiego, czyli do 40 tysięcy złotych – wyjaśnia Budzich, który zaznacza, że jeżeli już się uda, to takich osób będzie naprawdę niewiele.
Vlogi są szalenie trudną materią do monetyzacji. Wynika to przede wszystkim ze specyfiki funkcjonowania rynku mediów opartych głównie na reklamie, a dokładniej - pozyskiwaniu i realizacji kampanii reklamowych. CZYTAJ WIĘCEJ
– To są jakieś kilkuzłotowe prowizje od koszulki. Nie bez znaczenia jest też mentalność, która za te kilka lat powinna się zmienić. Ludzie wychodzą z założenia, że skoro robi się coś w internecie, to powinno się to robić z pasji, a nie dla pieniędzy – słyszymy od Adama Drzewickiego.
Wbrew pozorom dla twórców video w sieci szczytem marzeń nie jest przeniesienie się do telewizji, która najlepszym z nich byłaby pewnie w stanie zaoferować całkiem przyzwoitą pensję. – To dla nich krok w tył. W internecie mają własne medium, a telewizja ich ogranicza. Na pewno nie będą przenosić się do niej na stałe, a co najwyżej pojawiać gościnnie. Vlogerzy wcale tego nie chcą, podobnie jak blogerzy nie starają się być dziennikarzami – mówi nam Maciej Budzich.
Umiejętne zarządzanie tymi kanałami według Macieja Budzicha to podstawa dobrego funkcjonowania w internecie, a tego niestety w polskiej blogosferze brakuje. – Wielu vlogerów koncentruje się tylko na YouTube'owym kanale, nie mają strony, bloga, a nawet strony na Facebooku. Znam przypadki, gdy fani prosili vlogerów o stworzenie fanpage'a w celu ułatwienia kontaktu – słyszymy.
Każdy, kto choć raz próbował nagrywać i montować krótszy bądź dłuższy filmik wie, że jest przy tym całkiem sporo roboty. Blogi czy vlogi to zazwyczaj jednoosobowe przedsięwzięcia, gdzie bohater filmiku jest jednocześnie scenarzystą, reżyserem, wydawcą, montażystą i specjalistą od marketingu, który musi pozyskiwać reklamy.
Brański wieszczy, że gwiazdy internetu za kilka lat będą miały swoich asystentów do odbierania paczek i wożenia samochodem. Moi rozmówcy do tego pomysłu podchodzą raczej z uśmiechem i twierdzą, że bardziej od asystenta przydałby się co najwyżej ktoś do montażu, bo to często zajmuje długie godziny. Tutaj jednak też nie wolno przedobrzyć, bo to, co jest siłą video w sieci to jego autentyczność. – Trzeba być spontanicznym, jeżeli ktoś zacznie nagrywać z kilku kamer HD w mini studiu, może przestać się podobać swoim widzom. Z vlogera zmieni się w Huberta Urbańskiego, a nie o to chodzi – ostrzega Maciej Budzich.