
30 marca w szpitalu tymczasowym na MTP w Poznaniu zabrakło tlenu. Pracująca w nim pielęgniarka opisuje "dantejskie sceny" w rozmowie z dziennikarzem i reportażystą Pawłem Reszką. Relacjonuje, jak odłączano od tlenu pacjentów, a lekarze decydowali przy łóżkach chorych, kogo ratować, a kogo nie.
Pandemiczne piekło w polskich szpitalach
Kulisy walki z pandemią covid-19 w Polsce są dramatyczne, co niejednokrotnie opisywaliśmy w naTemat. Daria Różańska zobrazowała w swoim reportażu rozdzierającą samotność i paraliżujący strach chorych umierających na covidowych oddziałach.Reszka: Przez rok pandemii opisywałem potworne rzeczy
Teraz wstrząsającą relację, która dopełnia dramatyczny obraz walki z epidemią z Polsce, opisał na swoim profilu na Facebooku dziennikarz i reportażysta Paweł Reszka. "Przez rok pandemii opisywałem potworne rzeczy. Podawałem się za sanitariusza, jeździłem w karetce. Patrzyłem jak na OIT-ach w samotności umierają ludzie, wąchałem smród gnijących stóp cukrzycowych, które nadawały się do odcięcia. Ale to, co usłyszałem podczas tej rozmowy przebiło wszystko" – rozpoczął swój post na Facebooku.Polecenie "z góry", by zakręcać kurki z tlenem
W pewnym momencie z "góry" przyszło szokujące żądanie. – (...) Przyszło polecenie, żeby zakręcać kurki z tlenem lżejszym pacjentom, żeby tlenu w instalacji starczyło dla cięższych. (...) Żeby zakręcać tlen pacjentom, którzy są na maskach i wąsach – opowiada pielęgniarka ze szpitala tymczasowego na MTP w Poznaniu."Tego nie reanimujemy"
Sytuacja była dramatyczna do tego stopnia, że lekarze musieli podejmować niemożliwe decyzje. Pielęgniarka rozmawiająca z Pawłem Reszką wyjawia, że medycy chodzili wśród pacjentów i "decydowali kto jest reanimacyjny, a kto nie".
- Co to znaczy?
- Kogo ratować, a kogo nie.
- Pacjenci słyszeli?
- Tak, ale nie było czasu, żeby przejść gdzieś do dyżurki. Trzeba było podejmować decyzję tu i teraz. Musi pan zrozumieć, że to było piekło. Nie było chwili przerwy. Koleżanka pielęgniarka biegnie koło mnie. Patrzę, że ona ma cały kombinezon przesikany. Nie wiem, czy nie wytrzymała, czy puściła mocz z powodu wysiłku, ze stresu. Nie było mowy, żeby się przebrać. Wokół krzyki, charczenie, wołanie o pomoc. Gestykulacja robiła wrażenie.
- Co pani ma na myśli?
- Człowiek bez tlenu jest jak topielec. Oni gestykulowali rękami, pokazywali, że się duszą. Potem już tylko śmierć. Twarz robi się szara, usta sine. Piana. Oczy mętne, zapadają się. Na naszym oddziale zmarł jeden pacjent w czasie gdy zabrakło tlenu.
"Nikt nie podziękował"
Pielęgniarka podkreśla, że personel był poddenerwowany, bo "nikt nie mówił, co się dzieje". – W pewnym momencie zaczęliśmy się zastanawiać, że być może chodzi o jakąś awarię, która grozi wybuchem tej całej instalacji. Gaz, tlen – to rodzi różne domysły. No bo dlaczego każą zakręcać kurki? Koleżanka nagle mówi do mnie: "Ja mam małe dzieci, czy ja mogę stąd wyjść?" – opowiada.
- Podjechały dwie karetki żeby zabierać pacjentów do innych szpitali. Pacjenci do transportu zewnętrznego byli już wytypowani. Bierzemy się za łóżko i biegniemy. W łączniku widzimy, że pulmony biegną ze swoim pacjentem do tej samej karetki.
- Pulmony?
- Koledzy z oddziału pulmonologii.
- Wyścig?
- Wiem jak to brzmi, ale każdy chciał jak najlepiej dla swojego pacjenta. Biegłam. Pchałyśmy łóżko, żeby być jak najszybciej. Wyścig o miejsce w karetce i o życie.
